2018/05/18

(6/8) Wyobraź sobie... [DM/HG] [HARRY POTTER] [T][Z]

Zdrada, przekleństwo, długi i w końcu „Chcesz... bym urodziła ci syna?” Jednak na decyzję, która mogła okazać się najlepszą lub najgorszą, jaką kiedykolwiek podjęła Hermiona, zaważyła chęć zemsty.
AUTOR: Eirawen || TŁUMACZ: Rzan.
ZGODA: CZEKAM  || FANDOM: Harry Potter
PAIRING: Draco/Hermione;
[Draco/Hermiona, Dramione, Draco Malfoy/Hermiona Granger]
GATUNEK: dramat/romans, 18+

TEMATYKA: Zaaranżowane małżeństwo, problemy rodzicielskie, ciąża/dzieci, rozwój postaci

OSTRZEŻENIA: poronienie, wątpliwa zgoda, jawne i za zgodą sytuacje seksualne, przekleństwa, zdrada

STATUS: zakończone, tłumaczenie w 7,5/8
BETA: Arcanum i hope

Rozdział 6

Naprawianie krzywd cz. 2

Piątek, 2 kwietnia
Stojąc po drugiej stronie ulicy, przyglądał się córce, która wertowała swój plecak. W tym czasie jej koleżanki zdążyły już wyjąć swoje lunche, natomiast Aurelia, coraz bardziej sfrustrowana, wciąż nie mogła odnaleźć swojego.
Aurelia prychnęła, po czym zerknęła na przyjaciółki. Poddała się, wiedząc, że zapomniała o swoim jedzeniu i teraz z zazdrością wpatrywała się w innych. Draco westchnął, przestąpił z nogi na nogę, rozejrzał się, czy nie nadjeżdża żaden samochód, przełożył papierową torbę z lewej ręki do prawej i dopiero wtedy przeszedł przez jezdnię. Przez czysty przypadek rankiem wpadł na Hermionę, która w szale przygotowań do spotkania, martwiła się, jak jeszcze zdąży dostarczyć córce do szkoły zapomniany posiłek. Zakrył wtedy jej zaciśniętą wokół torby pięść swoją rękę i pewnie powiedział:
— Zajmę się tym.
Hermiona patrzyła na niego pełnym zwątpienia i zaniepokojenia wzrokiem.
— Mam spotkanie dosłownie naprzeciw jej szkoły, a ty i tak jesteś już spóźniona. Idź, zaniosę jej to.
Rzuciła okiem na zegar wiszący na ścianie, zastanawiając się nad tym rozwiązaniem. Przygryzła wargę, aż w końcu po prawie pięciominutowej wewnętrznej debacie przytaknęła.
— Zaczyna przerwę o 12:30. Proszę, postaraj się być na czas — dobitnie zaakcentowała konkretną godzinę, spiesząc do kominka. Gdy w nim znikała, miała napiętą, zaczerwienioną twarz, a czoło zmarszczone.
Draco wpatrywał się w łuk przed sobą, który łączył dwie wysokie bramy i z dumą prezentował logo szkoły. Zatrzymał się i rozejrzał, nagle niepewny, czy powinien tutaj być i jaki właściwie miał plan. Co jeżeli Aurelia zacznie na niego nawet nie tyle krzyczeć, co wrzeszczeć?
Potrząsając głową i zaciskając zęby, ruszył w stronę córki, na której skupił całą swoją uwagę.
— Przepraszam! Proszę pana! Nie może pan tu być! — usłyszał kobiecy głos. Wytrącony z równowagi, zatrzymał się, szukając jego źródła i dostrzegł wychudzoną kobietę na obcasach, które wcale nie stabilizowały jej chodu, gdy do niego podchodziła.
— Przepraszam bardzo, ale nie może pan przebywać na terenie szkoły. Jeżeli potrzebuje pan jakichś informacji, to proszę kierować się do sekretariatu — powiedziała to jeszcze, zanim się zatrzymała, niedbale odgarniając włosy za ucho.
— Moja córka zapomniała rano swojego lunchu. Przyniosłem jej go, licząc, że będę mógł z nią porozmawiać przed moim kolejnym spotkaniem — poinformował Draco, prawą dłonią wskazując na Aurelię, która ze skwaszoną miną siedziała pod drzewem, gdy jej przyjaciele, nieświadomi głodnej koleżanki, w akompaniamencie pisków i śmiechów, zajadli się swoim jedzeniem.
Kobieta przez moment wpatrywała się w niego, badając go wzrokiem, po czym sama spojrzała na Aurelię. Mimo niepewności, przytaknęła.
— Dobrze, ale to wszystko, na co mogę pozwolić.
Draco skinął głową i ponownie ruszył w stronę córki, mając jednak świadomość uważnego wzroku nauczycielki. Gdy zbliżał się do dzieci, jedna z dziewczynek z grupy zauważyła go i szturchnęła siedzącą obok koleżankę. Niedługo potem Draco stał się obiektem pięciu kolejnych ciekawych par oczu. Kiedy Aurelia zaczęła się odwracać, by sprawdzić, co przyciągnęło uwagę przyjaciółek, wiedział, że musiał szybko działać, by odciągnąć — oczywiście dalej w zasięgu wzroku nauczycielki — córkę od pozostałych dzieci.
Zatrzymał się przed milczącą grupą. Na razie jego córka dalej łaskawie siedziała pod drzewem, a na jej twarzy odbijała się nienawiść i skonfundowanie na jego obecność.
— Drogie panie — przywitał je ze swoim znanym uśmiechem, myśląc, że dobrą taktyką będzie traktowanie tych młodych dziewcząt w sposób, w jaki traktowałby inne kobiety — czyli z nadmiernym oczarowaniem. — Mam nadzieję, że cieszycie się swoim lunchem, ale byłbym wdzięczny, gdybym mógł porwać na chwilę moją córkę, by dać jej zapomniane jedzenie i zamienić z nią kilka słów.
Jedna z dziewczyn przytaknęła i już po chwili pozostała czwórka jak papużki, skopiowała ten gest, wydając tym samym Aurelię. Nie do końca chcąc urządzać scenę, a i raczej mając apetyt na lunch, Aurelia powoli wstała i, wpatrując się w ojca, odeszła od koleżanek.
Draco ruchem głowy wskazał ławkę, znajdującą się nie tak daleko od miejsca, w którym stali. Usiadł i cierpliwie czekał, aż Aurelia do niego dołączy. Zamiast samej też usiąść, stanęła przed nim, postawą wyrażając coś więcej niż ostrożność.
Ponownie westchnął i zachęcająco poklepał miejsce obok siebie.
— Nie gryzę.
Aurelia usiadła, zachowując odpowiedni dystans.
Draco z żalem obserwował jej dyskomfort, doskonale zdając sobie sprawę, że to on go powoduje. Nie wyrażając na głos swoich myśli, po prostu podał jej pudełko z lunchem, które było wymówką do spotkania z nią.
Odebrała je, starając się go nie dotykać. Wyciągnęła kanapkę i nie zastanawiając się, zaczęła szybko jeść.
— Nie masz więcej przerw, prawda? — zapytał, na co otrzymał milczącą odpowiedź w formie skinienia głową.
— Aurelio… — zaczął, ale zabrakło mu dalszych słów, które pozwoliłby zacząć tę rozmowę i przeprowadzić go przez nią. Dziewczynka spojrzała na niego, połykając ostatniego kęsa i wyuczonym ruchem sięgnęła po brzoskwinię, którą każdego dnia pakowała jej mama. Dalej się nie odzywała, czekając pełna obaw i lęku na pouczenie, które zawsze od niego otrzymywała.
— Aurelio… Przepraszam. Przepraszam, że przez te wszystkie lata cię ignorowałem. — Oparł łokcie o kolana, a twarz schował w dłoniach — cała ta pozycja wyrażała porażkę i to, jak źle się czuł. Kiedy wcześniej wyobrażał sobie przebieg tego spotkania, wyobrażał sobie, że po prostu wyrzuci z siebie wszystko to, co go przytłacza. — Wiem, że jesteś niesamowicie mądra, Rei, zupełnie jak twoja matka i wiem, że zauważyłaś, jak bardzo różnimy się od rodziców twoich przyjaciół, których małżeństwa są oparte na miłości. Nasze nie zaczęło się w ten sposób. Przez całą szkołę strasznie traktowałem twoją mamę, wujka Harry’ego i Rona. Wszystko przez to, jak byłem wychowany, w co nauczono mnie wierzyć. Jednak po wojnie, gdy ten stary pierdziel został w końcu zabity, uświadomiłem sobie, że życie to coś więcej niż czystokrwistoste uprzedzenia i moje despotyczne zachowanie. Natknąłem się wtedy na wolę mojego prawujka, który w spadku pozostawił mi, ostatniemu w tamtym czasie dziedzicowi Malfoyów, wiele, wiele bezcennych i unikatów, same białe kruki. Problemem było jednak to, że przed trzydziestką musiałem się ożenić i mieć swojego dziedzica, by przedłużyć linię. — Zatrzymał się na chwilę, zastanawiając się nad wszystkim, co się stało od momentu, gdy dowiedział się o kłopotach finansowych Grangerów i o tym, jak zaczął mu się formułować cały plan.
— Wtedy przekupiłem twoją mamę i namówiłem ją, by za mnie wyszła. Przyznaję, że kiedy braliśmy ślub, jasno i bezkompromisowo powiedziałem jej, że to nie będzie małżeństwo z miłości, że jej nie pokocham.
Aurelia zmarszczyła brwi na ten komentarz, ale szybko przyjęła ponownie neutralny, beznamiętny wyraz twarzy.
— Myliłem się. Kiedy okazało się, że Hermiona jest w ciąży, wierzyłem, że będziesz chłopcem, jak każdy pierworodny w naszej rodzinie. Wyobraź sobie moje zaskoczenie! — Posłał jej słaby uśmiech, ale natychmiast stwierdził, że nie jest to dobrym pomysłem i zmienił go na skupione wykrzywienie warg. — Byłem bardziej niż zszokowany. Spodziewałem się syna i wiedziałem, że porozumiem się z nim bez problemu, chociażby ze względu na płeć. Jak miałem stworzyć tę więź z córką? Nie potrafiłem nawet zrozumieć, jak małe dziewczynki różnią się chłopców.
— Aurelio, nigdy nikomu o tym nie mówiłem, wiedziała tylko twoja babcia Jane, ale jestem pewien, że zachowała to dla siebie. Jedyny czas, kiedy czułem się bezpieczny i na tyle pewny, że w jakiś sposób cię nie zranię, był w nocy, gdy spałaś. Jakie to żałosne, że i tak cię zraniłem. Ale kiedy urodził się Leo… Rei przepraszam. Nie ma żadnych słów, które mogłyby wyrazić, jak bardzo mi przykro i jak bardzo żałuję tego, w jaki sposób cię traktowałem. Byłem głupim, największym na świecie durniem. Nie ma żadnych wymówek na to, jak się zachowywałem — zarówno przed jak i po narodzinach Leo. Zaniedbywałem cię, odpychałem i nigdy nie słuchałem. Twoja matka ostrzegała mnie tyle razy, że w końcu mnie znienawidzisz i cię stracę, ale byłem zbyt arogancki i zarozumiały, by to zrozumieć. W pewien sposób wydawało mi się, że strata ciebie nawet nie ma znaczenia.
— Twoja matka miała rację i masz pełne prawo nienawidzić mnie do końca swojego życia. Ale kiedy cię straciłem … straciłem wszystko. Za późno zrozumiałem, że lubię widzieć twój uśmiech, słyszeć, jak podczas obiadów opowiadasz, co robiłaś w szkole, jak dbasz o brata i się z nim bawisz.
Draco przerwał, wiedząc, że zaczyna schodzić z tematu, a powinien szybko powiedzieć to, co wcześniej zamierzał. Wziął głęboki wdech. Jego słowa dalej nic nie znaczyły, dalej były marnymi wymówkami. Zaszkliły mu się oczy, gdy uderzyła go cała wina i rzeczywistość sytuacji, w której się znalazł. Jeżeli odpowiednio nie powie prawdy, straci swoją córkę już na zawsze.
— Kocham cię, Aurelio. Kocham cię od czasu, gdy po raz pierwszy zobaczyłem cię w twojej plecionej kołysce, gdy wróciłaś ze szpitala. — Poczuł, jak zaczyna płakać, jednak nie uniósł dłoni, by zasłonić łzy. — Przepraszam za to, jak cię traktowałem. Naprawdę, bardzo, bardzo cię przepraszam. Jeżeli dasz mi drugą szansę, spędzę resztę życia, starając się to naprawić. — Ponownie głęboko odetchnął. — Nie mam nawet prawa pytać cię o tę drugą szansę, ale to jedyne co mogę zrobić. Chcę ponownie być twoim ojcem i udowodnić, że naprawdę tego chcę. Straciłem cię przez swoje samolubne zachowanie, ale pragnę cię odzyskać. Nie dlatego, że potrzebuję również twojej matki, ale chcę moją córeczkę, chcę móc cię przytulić w sposób, w jaki powinienem robić to od samego początku. Chcę przegonić twoich przyszłych zalotników, zaopiekować się, gdy będziesz chora albo ktoś złamie ci serce, ktoś złamie ci serce, bo uważał, że jest dla ciebie wystarczający dobry — ale nikt nigdy nie będzie. Chcę ciebie, Aurelio. Pragnę, by moja córeczka wróciła, bo ją kocham. I jeżeli kiedyś będziesz mogła wybaczyć staremu głupcowi, będę na zawsze twoim dłużnikiem.
Zamknął oczy i pozwolił, by głowa całkowicie opadła mu na ramiona. Dłonie wsunął we włosy i czekał. Aurelia wpatrywała się w niego szeroko otwartymi oczami.
Jej tata płakał.
Jej tata, ojciec, o którym myślała, że nie był zdolny wyrazić w jej kierunku żadnych emocji poza złością, płakał.
Gdzieś w głębi wiedziała, że mówił prawdę. Zdawała sobie sprawę, że na co dzień nie okazywał tego, co czuje. Słyszała nawet jak ciocia Ginny i babcia Molly mówiły, że potrzebuje wiele odwagi, by w obecności osób trzecich przyznać, że czuje cokolwiek.
Jej tatuś kocha ją. Kocha ją i prosi o wybaczenie.
Głos w jej głowie odezwał się, przypominając o tych momentach, kiedy domagała się jego uwagi, starała się mu zaimponować, po prostu być jego córką. Te wspomnienia dalej ją smuciły.
Ale tatuś ją kochał. Przecież jej powiedział. Trochę późno, nie uważasz?
Pomyślała o powiedzeniu, które przeczytała w książce — „Nie wie się, co się ma, do czasu, aż się tego nie straci”. Więc czy to oznacza, że tatuś zasługuje na drugą szansę dlatego, że był ślepy i głupi?
Zranił ją, nie lubił jej, nigdy jej nie słuchał i strasznie ignorował. Teraz, gdy w końcu przeprasza, w końcu słucha, chce dbać o nią i obiecuje poprawę…
Jego ostatnie słowa co chwila do niej wracały. Wpatrywała się w ojca, który w ciszy płakał z ukrytą w dłoniach głową. Cała jego postawa aż krzyczała o porażce. Aurelia nie mogła mu nie współczuć. Dziwiło ją to, ale jednocześnie chciała postąpić tak, jak należało. Niemniej jednak była córką swojej matki, co znaczyło, że tak szybko mu nie zaufa. Wybaczy mu, ale dalej będzie uważała i z dystansem podchodziła do tego, co mówi. Jak mówiła jej mama — czyny mówią głośniej niż słowa. Niewyobrażalnie ją zranił, więc można było przewidzieć niedowierzanie w jego słowa. Jednak ta mała dziewczynka zawsze chciała, by jej tata był jej tatą. Chciała, by przytulał ją tak samo jak przytulał Leo, gratulując osiągnięć.
Draco siedział w zawieszeniu. Przytłaczające poczucie winy i złości na siebie samego stopiły się w jedność i zmieniły w tykającą bombę, która eksplodowała wraz z jego wyznaniem i prośbą o przebaczenie. To wszystko gotowało się w nim do momentu, aż przelała się czara goryczy i było tego po prostu za dużo. Z zamkniętymi oczami wycierał policzki, by pozbyć się dowodów na to, że w końcu nie dał rady poradzić sobie z uczuciami.
Poczuł na swoich zgarbionych plecach ciepło. Drobne ramiona otuliły jego barki, mocno go przytulając. Draco w szoku wyprostował się, uderzając lekko głową o czoło córki, które teraz wtuliło się w jego kark, próbując dać odrobinę pocieszenia i nadziei.
— Och, Rei… — wyszeptał, odwracając się w ten sposób, by dziewczynka mogła poprawnie usiąść mu na kolanach i mocno go przytulić. Mimo niewypowiedzianych słów wiedział, że mu wybaczyła, ale był też świadomy, że dalej ma całkiem sporo do udowodnienia.
Jej ciepło i malutkie ciałko idealnie wpasowało się w jego uścisk. Sama jej bliskość dawała mu nadzieję i podstawę, by uwierzyć w możliwość odbudowy rodziny. Aurelia pachniała słabą wonią swojej matki i jabłek. Dalej mocno go ściskając, wtuliła się w jego tors. W końcu coś na tym świecie zaczęło się znowu układać.
Z zamyślenia wyrwał go dźwięk odchrząkiwania. Uniósł głowę, chcąc spiorunować wzrokiem intruza przerywającego tak ważny moment. Nauczycielka, z którą chwilę wcześniej miał małe spięcie, stała przed nimi ze skruszonym wyrazem twarzy.
— Przepraszam, ale Aurelia musi wracać do klasy. Reszta uczniów już skończyła przerwę lunchową.
Draco dopiero teraz zauważył, że boisko opustoszało. Wzdychając, puścił dziewczynkę i pomógł jej zejść ze swoich kolan.
Aurelia uśmiechnęła się słabo do ojca, a on po raz pierwszy odpowiedział jej tym samym.
— Zobaczymy się później, dobrze, kochanie? — Schylił się do jej poziomu i pogładził po policzku. Przytaknęła.
— Kocham cię, Rei — powiedział ponownie i wstał, a po chwili odwrócił się i odszedł.
Rei wpatrywała się, jak opuszcza teren szkoły, dopóki nauczycielka nie zwróciła jej uwagi i nie skierowała na lekcje. W głowie pojawiły się miliony pytań i nawet na połowę z nich nie była w stanie odpowiedzieć. Miała sporo do przemyślenia.
Jednak jednej rzeczy była pewna — bardziej niż czegokolwiek na świecie pragnęła uścisków swojego taty.

Poniedziałek, 5 kwietnia
Hermiona popijała kawę, czytając artykuł o nowym projekcie Ministerstwa Magii dla pracujących matek samotnie wychowujących dzieci. Wyglądało na to, że ten trend z mugolskiego świata w końcu przeniknął do czarodziejskiego i o wiele więcej kobiet zaczęło być niezależnych — co więcej, cieszyły się tą niezależnością bez powstrzymywania siebie samych od tego, czego pragnęły. Problemem jednak dalej był pogląd większości społeczeństwa, który miał średniowieczny obraz samotnej matki.
Możliwe, że Hermiona sama pomogła w ruszeniu jako jedna z nich. Do artykułu dołączone zostało zdjęcie kobiety z plakatami, na których doczytała się „Hermiona Granger jest moim idolem” i „Skoro Granger może, to dlaczego nie ja?”, a obok znajdował się obraz pracującej kobiety. Minister Magii z dumą stał wśród tłumu, popierając ruszenie.
Zbliżał się czas wyborów, więc Minister oraz jego przeciwnicy rywalizowali między sobą, próbując zdobyć jak największe poparcie. Pracujące, samotnie wychowujące dzieci matki stały się jedną z najgłośniejszych grup i stale rosły w siłę.
— Czy to zdjęcie się właśnie poruszyło…? — zapytał głos z irlandzkim akcentem. W mgnieniu oka zamknęła gazetę i złożyła ją, odkładając na swoje kolana. Po chwili uniosła wzrok i dostrzegła znajomą twarz.
— Sloan McInnes? — zapytała, próbując kupić sobie czas, a jednocześnie rozproszyć go. Była zaskoczona jego pojawieniem się.
Bez słowa przytaknął w odpowiedzi. Zmarszczył brwi, przenosząc wzrok ze stołu, gdzie jeszcze chwilę temu znajdowała się gazeta, na kobietę. Dopiero po chwili zorientował się, z kim rozmawia.
— To ty! — powiedział zaciekawiony. — Ale powiedz mi, czy to zdjęcie w gazecie naprawdę się poruszyło?
Hermiona wpatrywała się w niego, gdy usiadał naprzeciw niej.
— Nie, musiało ci się przewidzieć — odpowiedziała w końcu i szybkim, niezauważalnym ruchem machnęła różdżką pod blatem, żeby zakamuflowała Proroka Codziennego na Tygodnik Codzienny. Po paru chwilach ponownie odłożyła gazetę na stolik.
Mężczyzna najpierw rzucił okiem na papier, a później rozejrzał się dookoła, czy nikt ich nie podsłuchuje. Odezwał się dopiero po kolejnych sekundach.
— Jesteś czarownicą? — zapytał niskim głosem, pochylając się na krześle tak, by zminimalizować możliwość, że ktoś niechciany usłyszy jego słowa.
Chciała odpowiedzieć tak, jak zawsze, ale zdradziły ją dwa małe szczegóły — jej oczy delikatnie szerzej się otworzyły i na moment wstrzymała oddech.
Na twarzy Sloana pojawił się zdumiony, ale szeroki i pełen zachwytu uśmiech.
— Mój Boże, rzeczywiście nią jesteś!
Hermiona dalej milczała. Zastanawiała się, jak dalej potoczy się sytuacja i czy Sloan ją zdradzi.
Widząc jednak, jak się denerwuje, mężczyzna lekko spoważniał i delikatnie pokręcił głową. — Nie martw się, nikomu nie powiem. Jedna z moich byłych to czarownica i ciągle miała jakieś magiczne wpadki.
— Co tutaj robisz? — zapytała, dalej trochę zdystansowana. — Co więcej, chciałeś czegoś?
Na te słowa uniósł ręce w obronnym geście, chcąc tym pokazać, że może mu zaufać.
— Z reguły odwiedzam tę kawiarnię w poniedziałki i piątki podczas lunchu. Niestety dziś przedłużyło mi się jedno ze spotkań, dlatego dopiero teraz mogłem sobie pozwolić na przerwę. — Uśmiechnął się, wskazując przy tym od niechcenia na zegar wiszący na ścianie. Hermiona bez zerkania wiedziała, że jest dopiero chwila po drugiej. Jej mózg mimowolnie przypomniał jej, że w ciągu godziny będzie musiała zabrać Aurelię i Leo i iść do Draco, by przedyskutować ostatnie wydarzenia, o których ciągle mówił.
Milcząc, dalej się w niego wpatrywała.
— Rozumiem, że nie jesteś co do mnie pewna, ale obiecuję, że nie chciałem zrobić nic złego. Planowałem tylko zapytać, czy mogę się przysiąść i lepiej cię poznać. — Gdy podeszła kelnerka, odsunął się, by móc zrobić miejsce na filiżankę kawy oraz talerz z dwoma dużymi croissantami. Skinął w podziękowaniu, jednocześnie zachęcając gestem, by Hermiona się częstowała.
— Masz ochotę? — zapytał.
Przez moment patrzyła na jedzenie, jednak finalnie odmówiła.
— Na pewno? — dopytywał, po czym zabrał jej brudny talerzyk i przełożył na niego drugiego rogala. Wzdychając, przygryzła policzek.
— Dziękuję — powiedziała tuż przed wzięciem pierwszego kęsa.
Zanim się ponownie odezwał, zdążyli zjeść większą część przekąski.
— Mam nadzieję, że teraz nie pracujesz?
— Nie, sama jestem sobie szefem — powiedziała, słowami wzmacniając zaprzeczający ruch głowy.
— Ach… Każdy by tak chciał.
Przytaknęła, jednak już po chwili zmarszczyła czoło, jakby nad czymś myślała.
— A ty czym się zajmujesz?
— Pracuję dla sporej firmy wycieczek rejsowych. Jestem tym, który pilnuje, by statki były gotowe na czas, rozwiązuje problemy i podejmuje decyzje dotyczące wystroju wnętrz, dodatków. Upewniam się, że wszystko zgadza się z firmowymi standardami i wartościami. W sumie to dość nudny, monotonny proces, chyba że masz odpowiednich ludzi, z którymi współpracujesz.
— Mam podobnie — przytaknęła. — Czasami dodatkowo zatrudniony zespół wydaje się taki mdły i nudny, wasze myślenie nie współgra, nie możecie się dogadać. Przez to naprawdę stresujące i nerwowe momenty stają się jeszcze cięższe.
Wibracje telefonu przerwały jej wypowiedź. Hermiona przeprosiła na moment, próbując znaleźć w torebce ciągle dzwoniącą komórkę. Dzwoniła jej sekretarka i asystentka w jednym. Prychnęła z irytacją, gdy w końcu się to udało i odebrała ze słowami „Hermiona Malfoy”.
Na czole Sloana pojawiła się zmarszczka zamyślenia, a on sam dyskretnie zerknął na jej dłoń.
Hermiona kontynuowała rozmowę, drugą ręką sięgając po kalendarz i zapisując w nim coś na za trzy miesiące. Zanim się rozłączyła, podziękowała. Dokończyła notatkę, po czym schowała organizer z powrotem do torby.
Zatrzymała się w połowie ruchy, widząc ciekawy wzrok Sloana.
— Co?
— Nie mówiłaś czasem, że twoje nazwisko to Granger? Wyszłaś za mąż od naszego ostatniego spotkania? — zapytał, poprawiając się na fotelu. Wyglądał na niepewnego, jakby się zastanawiał, czy powinien wstać i wyjść, czy zostać i kontynuować rozmowę.
Westchnęła długo i głęboko. No i spieprzyłam — pomyślała, wracając pamięcią do ich pierwszego spotkania, gdzie zastanawiała się, jak powinna się przedstawiać nowo poznanym ludziom.
— Nie. Ale byłam, gdy otwierałam firmę i nawet gdy odeszłam od męża, ludzie dalej kojarzą mniej po nazwisku, które przyjęłam na ślubie. Jeszcze trochę minie, zanim na nowo przyzwyczają się do Granger.
— Więc używasz go tylko do kontaktów służbowych? — zapytał, świdrując ją wzrokiem.
— Przeważnie. W naszym świecie nazwisko Malfoyów ma prestiż i o ile większość moich klientów zdobywam dzięki ciężkiej pracy, to ludzie i tak kojarzą mnie z tym nazwiskiem. To się zbyt szybko nie zmieni, więc… — Końcówkę zdania praktycznie wymamrotała. Dalej był to dla niej wrażliwy temat, czuła się zirytowana na to, jak wszystko się potoczyło. Nie będzie mogła zacząć nowego życia, aż Leo nie osiągnie pełnoletności.
Otrząsnęła się z zamyślenia i ponownie spojrzała na Sloana.
— Malfoy… Wydaje mi się, że o jednym z nich czytałem w waszej gazecie. O jego małżeństwie z Granger, która była członkiem jakiejś grupy, która uratowała czarodziejski świat.
Hermiona popatrzyła na swoje dłonie, komentując sprawę niedbałym wzruszeniem ramion. Te czasy już dawno minęły. Od dłuższego czasu nie mówiono o mrocznych momentach przeszłości, przeszłości, którą sama pomogła ocalić. Jedynymi rzeczami przypominającymi o tamtych wydarzeniach, były dni upamiętniające poległych i pomnik Złotej Trójcy.
— To było dawno temu — powiedziała miękko, gdy przez jej myśli przewijały się wspomnienia ostatniego roku szkoły, który spędziła na poszukiwaniu horkruksów. Nieświadomie pocierała w pocieszającym geście swoje ramiona, aż na swojej lewej dłoni poczuła większą. Uniosła wzrok i zauważyła, jak Sloan wpatruje się w nią pełnymi zrozumienia oczami.
— Nie martw się, nikomu nie zdradzę twojej tajemnicy. — Uśmiechnął się uspokajająco, po czym zgrabnie zmienił temat rozmowy. Zrobił to w tak subtelny i elegancki sposób, że Hermiona nie mogła nie być wdzięczna i oczarowana jego wrażliwością.
Minęło pół godziny, a oni dalej rozmawiali i dopiero gdy Sloan kątem oka sprawdził godzinę na swoim zegarku i cicho przeklął pod nosem, Hermiona sama sprawdziła czas. Zapomniała o wszystkim, co nie było siedzącym przed nią mężczyzną oraz jego cudownymi, ujmującymi umiejętnościami dysputy intelektualnej.
Sloan schylił się do leżącej u jego stóp torby, wyciągając z niej po chwili duży termos. Gdy go odkręcił, napił się z niego kilka sporych łyków. Skrzywił się na smak, zanim zdążył przybrać neutralny wyraz twarzy. Gdy odłożył termos na miejsce, ponownie odwrócił się w kierunku Hermiony, która bacznie go obserwowała.
— Shake proteinowy. Moja szwagierka jest na fitnessowym haju, a co za tym idzie i reszta rodziny.
Wyznanie zostało skwitowane przytaknięciem.
— Niestety będę musiała już się zbierać. Muszę odebrać dzieci ze szkoły — powiedziała, wstając i przewieszając przez ramię torebkę. Sloan również wstał, sięgając po torbę i gestem przepuścił kobietę. Gdy znaleźli się na zewnątrz kawiarni, oboje na moment się zatrzymali, gdy zorientowali się, że ich dalsze trasy wiodą w przeciwnych kierunkach.
— Miło było cię spotkać, Hermiono. — Jej imię w jego ustach, wypowiadane z tym akcentem, przyprawiało o dreszcze i ciepło na całym ciele.
Skinęła głową, zgadzając się z nim.
— Mhm, może jeszcze kiedyś tutaj na siebie wpadniemy?
Nie czekając na odpowiedź, odwróciła się i pomachała na pożegnanie, po czym odeszła w dół ulicy.

Sobota, 10 kwietnia 
— Chciałabym, by wasza czwórka za pięć minut zaniosła te talerze do niebieskiego stolika, dobrze? — poprosiła stojących przed nią kelnerów, wskazując na patery, które czekały na dostarczenie. Pracownicy przytaknęli, co spowodowało, że Hermiona odetchnęła z ulgą. Nie, że spodziewała się jakichś problemów, w końcu zatrudniła ich do obsługi tego przyjęcia, jednak i tak poczuła ulgę, że ci ludzie znają swoje obowiązki i są chętni, by je wykonać zgodnie z harmonogramem.
— Scott! — zawołała, zatrzymując mijającego ją kelnera, który właśnie wracał z sali balowej z naręczem brudnych naczyń. Zatrzymał się i odwrócił w jej stronę, czekając na polecenie.
— Czy mógłbyś za moment pomóc pozostałym z deserami przy niebieskim stoliku?
Mężczyzna bez słowa skinął głową, po czym ponownie zaczął iść w stronę kuchni. Hermiona odpowiedziała mu tym samym, a po chwili zwolniła pozostałych z tego mini zebrania. Sama udała się w stronę przedsionka łączącego kuchnię z salą, na której odbywał się obecnie bankiet, ale w momencie, gdy miała do niego wchodzić, usłyszała zbliżające się kroki. Jedne wydawały charakterystyczny dźwięk osoby idącej w obcasach, a drugie ewidentnie należały do mężczyzny. Szli w kierunku toalet, a towarzyszyły im przyciszone chichoty oraz prośby ze strony kobiety, jak również zdenerwowany, pełen złości niski męski głos. Zmarszczyła brwi, gotowa do zignorowania słyszanych emocji i po prostu konfrontacji pary. Gdy zatrzymała się przed nimi, zobaczyła tak dobrze znaną czuprynę, która została zaciągnięta w głąb alkowy.
Przymknęła oczy, modląc się, by to, co widziała, nie było prawdą. Po tym wszystkim…
Wyciągnęła szyję, pragnąc zobaczyć, czy to, co mówił najwspanialszy Draco Malfoy, było prawdą i rzeczywiście pragnął, by się zeszli.
Kobieta, która z nim była, mocno trzymała go za poły marynarki i wpatrywała się w niego z pełną adoracją. Stanęła na palcach, by móc go pocałować, jednak zanim zdążyła to zrobić, Draco wyswobodził się z jej uścisku i cofnął o krok.
Żadne z nich dalej nie zauważyło Hermiony, która w ciszy przyglądała się ich wymianie.
— No weź, Draco… Wiem, że chcesz. Czym się martwisz? W końcu uwolniłeś się od tej swojej rozwiązłej żonki i możesz robić co, lub raczej kogo, tylko zechcesz! — Kobieta ponownie zachichotała i Hermiona wcale się nie zdziwiła, gdy rozpoznała w niej jedną z tych, które tak zjadliwie o niej mówiły i plotkowały na jednym z jej dawnych przyjęć z okazji urodzin Ministra.
Kobieta wyciągnęła rękę w kierunku Draco, jednak ten cofnął się o krok i odwrócił w stronę sali, w której trwało przyjęcie.
— Nie rozumiem, o co ci chodzi, Draco. Naprawdę. Ta jędza jest tylko szlamą, nie powinna…
Słowa ugrzęzły jej w gardle, gdy została gwałtownie popchnięta przez Draco na ścianę i mocno do niej dociśnięta. Wyraz jej twarzy momentalnie zmienił się z prześmiewczego na uwodzący. Wyglądało na to, że zupełnie nie zrozumiała emocji bijących z Draco. Ponownie uniosła głowę, pragnąc go pocałować, ale została powstrzymana przez dłoń, która znalazła się na jej szyi i mocno na niej zacisnęła. Nie dusił kobiety, jeszcze, ale zacisnął palce w geście ostrzeżenie.
— Nigdy więcej nie chcę słyszeć tego słowa! Zrozumiałaś? — wysyczał. — Moja żona jest dziesięciokrotnie lepszą kobietą niż ty kiedykolwiek będziesz. Nie wiem, dlaczego uważasz siebie za taką, której nikt nie może się oprzeć, bo kto byłby zainteresowany głupiutką, mało inteligentną ślicznotką, która ma większy biust niż IQ? Kto będzie prawdziwie zainteresowany chciwą kurwą? — Kobieta zabrała przerywany oddech, gdy dłoń na jej szyi zacisnęła się mocniej.
Draco wpatrywał się w nią, emanując złością. Czy naprawdę przed nim stała kobieta, która uważała się za lepszą od jego żony? Jak taki bezmózgi wieszak mógłby kiedykolwiek wydawać mu się atrakcyjny?
Wypuścił przerażoną kobietę — chyba nazywała się Chrissy czy jakoś tak — i odsunął się od niej. Stała tak, jak ją zostawił, zmroziło ją z zaskoczenia.
Westchnął głęboko i wraz z wydychanym powietrzem, próbował pozbyć się całej złości, jaką czuł. Uspokoił się na tyle, by móc w zmęczonym geście dłonią przeczesać włosy.
— Kocham moją żonę, kiedy wreszcie to zrozumiesz? — powiedział niskim głosem, z wyczuwalną w nim groźbą. — Przekaż to wszystkim pozostałym kobietom, które myślą, że mają jakąkolwiek szansę przez to, że rozeszliśmy się Hermioną. Kocham moją żonę bardziej niż cokolwiek, kogokolwiek innego i nawet jeżeli zajęło mi tak dużo czasu, by to zrozumieć, nie znaczy, że zamierzam się poddać. Nie chcę ani ciebie, ani żadnej innej bezmózgiej zołzy. Pragnę tylko mojej żony.
Po tych słowach odwrócił się i odszedł w kierunku sali bankietowej, mijając po drodze inną pustą wnękę i drzwi, które dalej się kołysały. Wszedł do środka i zaczął szukać znajomej twarzy, mając nadzieję i modlącą się, by jego żona gdzieś tutaj była. Nie znalazł jej, więc tylko ponownie westchnął.
Upewniwszy się, że Draco jej nie widział, Hermiona oparła głowę o ścianę. Serce łomotało jej w piersi, ale nie była w stanie stwierdzić, czy z powodu adrenaliny, jaką czuła, nie chcąc być przyłapaną na podsłuchiwaniu, czy przez to, co właśnie widziała.
Nagle w tym ruchliwym holu osunęła się na podłogę. Położyła głowę na podciągnięte kolona i przez chwilę zastanawiała się, czego właśnie była świadkiem.
Dalej ją kochał. Mówił prawdę.
I odrzucił propozycję chętnej kobiety.
Hermiona nie wiedziała, czy się śmiać, czy płakać. Była skonfundowana. Nie rozumiała, co do niego uczucia.
— Szefowo? Coś się stało? — zapytał ktoś.
Hermiona uniosła wzrok i dostrzegła wpatrującego się w nią Scotta. Za nim stali pozostali kelnerzy, pragnący dowiedzieć się, jak mogliby jej pomóc.
Przytaknęła zmęczona i przy asyście Scotta, wstała z podłogi. Otrzepała z tyłu sukienkę i z wymuszonym uśmiechem, pośpieszyła pozostałych do pracy. Upewniła ich jednak wcześniej, że wszystko w porządku.
W rzeczywistości jednak się tak nie czuła. Była rozdarta i pełna niepewności.
I co teraz? — zapytała samą siebie.

Poniedziałek, 12 kwietnia 

Gdy Hermiona wróciła do domu po piekielnym dniu w pracy, przywitał ją dźwięk radosnego śmiechu. Trzymając w jednej dłoni zakupy spożywcze, drugą rzuciła torebkę na stolik znajdujący się w przedpokoju. Wchodząc do salonu, zastała widok, który ją zszokował.
Zarówno Leo, jak i Aurelia grali wraz z ojcem w mugolskie Monopoly. Były szczęśliwie i żadne z nich nie rzucało niepewnych spojrzeń w kierunku dorosłego. Leo leżał na brzuchu i wiercił się z podekscytowania. Potrząsnął kośćmi, po czym rzucił nimi na planszę prosto w stojące już domki oraz hotele. Jego siostra roześmiała się, podobnie jak i ojciec, który z udawanym zmarszczeniem czoła, próbował ponownie ułożyć swoje własności na cienkim, granatowym polu. Draco schylił się nad swoim synem i mocno go chwycił, zaczynając łaskotać uciekające dziecko. Aurelia śmiała się z brata nawet wtedy, gdy ten krzyczał, prosząc o pomoc i wolność. Jego próby ucieczki i wyszarpnięcia się z uścisku ojca spełzły na niczym, powodując tylko, że coraz bardziej się zapowietrzał i męczył.
— Wujku, wujku! — krzyczał pomiędzy wybuchami śmiechu. Draco zatrzymał na te słowa swoje ruchy, marszcząc brwi. Leo w tym czasie spojrzał na niego z jego kolan. Obrócił się tak, żeby stopami zaprzeć się o klatkę piersiową ojca i pchnął nimi tak, że ten również wylądował na plecach.
Z ust Aurelii wymsknął się pisk radości, jednak momentalnie zamilkła, gdy ojciec spojrzał na nią z podłogi.
— Och, wydaje ci się, że to jest zabawne? — zapytał z pełnym uśmiechem i rzucił się za swoją córką, by móc ją złapać i torturować w podobny sposób jak Leo.
Hermiona wpatrywała się zarówno z zachwytem, jak i strachem na to, jak jej córka nieudolnie udaje, że próbuje wydostać się z ramion ojca. Leo za to skradał się za nim, by po chwili móc wskoczyć na niego, przytulając mocno, czym spowodował, że Draco prawie przygniótłby Rei, gdyby w czas nie wyprostował przed sobą ramion. Dziewczyna z cichym, głuchym łoskotem upadła na ziemię.
— Ty mały… — zaczął Draco, łapiąc syna za ramię i przeciągając przed siebie. Wraz z Rei oboje teraz leżeli na ziemi przed swoim ojcem, który zaatakował ich w tym samym czasie, powodując kolejne fale śmiechu, pisków i radości.
Hermiona nie mogła uwierzyć w to, co widziała. Jej córka, nieśmiała, wycofana, nieufna córeczka, śmiała się cała sobą, szczęśliwa ze wspólnej zabawy z ojcem.
A jej mąż równo dzielił swoją uwagę pomiędzy dzieci. Był tak samo zadowolony i żartobliwy. Nie było śladu po jego „ignorującym córkę” zachowaniu.
Zamiast im przerywać, po cichu się wycofała, rozumiejąc, że jej nie słyszeli.
Odwróciła się i wyszła, próbując zrozumieć, co ją ominęło, co spowodowało taką zmianę.
Z uśmiechem na ustach stwierdziła, że to nieważne. Postanowiła cieszyć się, że Draco w końcu zaczął rozumieć.

Środa, 14 kwietnia
Hermiona powoli sączyła kawę, ciesząc się jej głębokim smakiem. Zastanawiała się, czy i dziś wpadnie na Sloana. W ciągu ostatniego tygodnia spędzała z nim w tej kawiarni praktycznie każdą przerwę lunchową. Czas mijał im na przyjemnej i interesującej konwersacji, która powodowała, że ta godzina była naprawdę relaksująca.
To samo jednak można powiedzieć o jej randce z Nikolim.
Zmarszczyła brwi, gdy dotarło do niej, że spotyka się z dwoma mężczyznami jednocześnie.
Kręcąc głową, stwierdziła, że jest to nie do końca prawda, chociażby dlatego, że ze Sloanem łączyła ją zwykła znajomość. Po prostu tak się zdarzyło, że codziennie oboje w tym samym czasie, w tym samym miejscu spędzali swoje przerwy. Nikoli był tym, który zapraszał ją na randki i dbał o nią dokładnie w ten sposób, w jaki sobie zawsze wyobrażała.
Biorąc kolejny łyk, zaczęła się zastanawiać nad oboma mężczyznami. Dziwne, że obydwaj nagle pojawili się w jej życiu, gdy w końcu udało jej się przekonać siebie, że małżeństwo, w którym tkwiła, nie było warte czekania i że jest warta zainteresowania kogoś innego, że jest piękną kobietą samą w sobie. Mężczyźni należeli do grupy niesamowicie przystojnych w swoich kręgach kulturowych — Sloan z ciężką irlandzką szczęką, a Nikoli z łagodnym śródziemnomorskim wyglądem. Bez problemu potrafili zaangażować ją w interesujące konwersacje i mieli spore osiągnięcia nie tylko na poziomie zawodowym.
Może z natury przyciągało ją do bogatych mężczyzn sukcesu? W końcu Draco również był efektywnym biznesmenem (i zignorujmy odziedziczoną fortunę Malfoyów), wciąż jednak…
Po tym jak wyprowadziła się z dworu i „zakończyła” ich „małżeństwo”, stała się szczęśliwsza i mniej zestresowana. Jednocześnie od tego czasu, Draco przyniósł jej więcej zmartwień i dezorientacji w tym, jak się czuła, niż podczas trwania całego „związku”. Zawsze wracała do pytania Dlaczego teraz?
Kiedy zaczęła się spotykać z Nikoli i doświadczać codzienności jako niezależna matka oraz kobieta, jej życie stało się dużo ciekawsze. W samym ostatnim miesiącu zabrał ją do wielu przepięknych miejsc, interesujących i pouczających. Oczywiste jest, że ich wyjścia dyktował pod jej upodobania oraz chęć ciągłego dokształcania się.
Odwiedzili dom Szekspira, niesamowitą winiarnię, planetarium z możliwością obejrzenia komety Halleya, w niespotykanie ciepłą noc oglądali film w kinie na świeżym powietrzu, zabierał ją na kolacje na wodzie, a podczas ich ostatniego spotkania zaprosił ją do siebie i nawet sam ugotował.
Wahała się, czy powinna odwiedzić go w domu, gdzie będą tylko we dwoje, jednak zapewnił ją, że na pewno zachowa się jak gentleman i dopilnuje swoich rąk, by nie wędrowały tam, gdzie nie byłyby chciane. Spełnił obietnicę i Hermiona bawiła się cudownie. Wieczór minął im zbyt szybko, a ona zastanawiała się, czy nie powinna czasem przenieść ich relacji na kolejny poziom — w końcu oboje byli świadomymi, dojrzałymi ludźmi. Te myśli nie uspokoiły się po namiętnym pocałunku, którym pożegnał ją Nikoli.
Z drugiej strony był Sloan i Hermiona czuła do niego taki sam pociąg, nie zważając na krótki okres, jaki się znali.
No i Draco… Po tym co widziała w poniedziałek, była bardziej niż zaskoczona. Pozytywnie zaskoczona i szczęśliwa, ale mimo wszystko skonfundowana. Od kiedy Draco i Aurelia zaczęli mieć tak dobre stosunki na stopie ojciec-córka? Co spowodowało u nich taką zmianę? Czy to przez Draco i jego próby odnowienia ich małżeństwa oraz przywrócenia nieistniejącego zaufania, wiary i tego wszystkiego, czego nie było, choć powinno? Draco, który odrzucił zaloty chętnej kobiety. Kiedy ostatni raz tak się zachował?
Może… — W jej głowie pojawiła się myśl i nie chciała odejść, aż nie zostanie do końca uformowana — Może naprawdę miał wtedy to na myśli? Może naprawdę cię kocha?
Nie, miał całe ich małżeństwo na zakochanie się w niej, traktowanie jej z szacunkiem, docenianie jej oraz kochanie i jak to się skończyło? Znowu prosił i błagał, mówiąc z najbardziej szczerym wyrazem twarzy, jaki kiedykolwiek u niego widziała, że ją kocha.
Zerkając na zegarek, stwierdziła, że jej przerwa powoli się kończy i zrozumiała, że Sloan się dziś nie pojawi. Było to zaskakujące, biorąc pod uwagę to, że spotykali się przez cały tydzień i powiedziałby jej, gdyby coś się zmieniło w ich krótkich, rutynowych… lunchach? — nie wiedziała, jak nazywać ich spotkania.
Dokończyła swoje latte i oczyściła po sobie stolik, odkładając szklankę na talerzyk i wkładając do niego zużyte opakowania po cukrze oraz serwetki. Chwyciła torbę, po czym wstała i wyszła, nadal nie potrafiąc zrozumieć, co do diabła dzieje się z jej życiem.

Piątek, 23 kwietnia
Hermiona właśnie skończyła planowanie przyjęcia, które miało się odbyć pod koniec miesiąca, kiedy jej kominek ożył i dom wypełnił się głosem uszczęśliwionych dzieci.
Ostatni tydzień był cudowny. W domu nie ustawał śmiech i gwar, poza godzinami, gdy dzieci — we dwójkę — odwiedzały ojca. Hermiona myślała, że dostanie zawału, kiedy usłyszała, jak Aurelia prosi ją o zostanie z Leo na weekend u Draco. To, że była zszokowana, patrząc na spakowaną córkę, która czekała przed kominkiem, to mało powiedziane. Gdy pojawili się na dworze, Draco nie ukrywał swojej radości i zadowolenie ze zmiany podejścia córki i widząc ogromny uśmiech na twarzy Aurelii, goszczący w poniedziałkowe popołudnie, bardzo dobrze się bawiła.
Uporządkowała dokumenty, po czym schowała je do specjalnie przygotowanej teczki, którą włożyła do torby bez dna. Zrelaksowana odwróciła się w stronę nadbiegających urwisów. Leo znalazł się przy niej jako pierwszy i wskoczył jej na kolana, witając mocnym uściskiem. Aurelia przestępując z nogi na nogę, czekała na swoją kolej.
Hermiona wycałowała całą twarz syna, powodując, że zaczął chichotać i próbować wyrwać się z jej objęć. Gdy w końcu mu się to udało, odwróciła się w stronę córki, pozwalając, by ta weszła w jej otwarte ramiona.
— Jak minął wam dzień? — zapytała, wiedząc, że nauczyciele Aurelii, jak i Leo, byli dzisiaj na zwolnieniu, więc dzieci miały przedłużony weekend i Draco zaproponował, że się nimi zajmie. Nie chcąc ich rozczarować, plus zdając sobie sprawę, jak wpatrywała się w nią Aurelia z pierwszą od lat nadzieją emanującą z postawy, nie mogła powiedzieć nie.
Dziewczynka odsunęła się i zaczęła opowiadać o tym, jak ojciec zabrał ich do parku tematycznego. Leo oczywiście dopowiadał i prostował to, co uważał za słuszne. Gdy byli w połowie opowieści, w kuchni pojawił się Draco, który oparty o futrynę, przyglądał się scenie przed nim.
— Wydaje się, że oboje mieliście niezłą frajdę!
— Mhm! I za rok też chcę jechać! Wtedy będę mógł jeździć na karuzelach dla dużych chłopców! — powiedział śpiewnym głosem Leo, rozciągając szeroko ramiona i wylatując z kuchni w towarzystwie charakterystycznych dźwięków udawanego lotu samolotem. Aurelia pokręciła głową na dziecinne zachowania brata, ale poszła za nim i udała się prawdopodobnie do swojej sypialni.
— Leo! Chcę, żebyś dziś przed spaniem się wykąpał! — zawołała za synem, a w odpowiedzi otrzymała tylko głośny jęk zawodu, udowadniający, że jej wiadomość została zrozumiana. Draco parsknął, słysząc tę wymianę „zdań”, ponownie zwracając na siebie uwagę Hermiony.
— Dziękuję, że się dziś nimi zająłeś — powiedziała, nastawiając czajnik. — Kawy?
Draco zaprzeczył ruchem głowy i zajął jej wcześniejsze miejsce przy stole. Obserwował, jak jego żona kręci się po kuchni, przygotowując dla siebie kawę.
— Nie ma za co — odparł. — Byliśmy również na kolacji, byś nie musiała się o to martwić po ich powrocie.
Hermiona szybko rzuciła okiem na zegar wiszący nad lodówką. Rzeczywiście było po ósmej, czyli czas, gdy dzieci chodziły spać.
— Sama nie wiedziałam, że już jest ta godzina.
Wzruszył ramionami, jakby zupełnie nie miał z tym problemu i zaczął bawić się obrusem.
W kuchni na moment zrobiło się cicho. Oboje milczeli, żadne z nich nie miało nic do powiedzenia, więc gdy Hermiona usłyszała dźwięk zakręcania wody, odłożyła swój kubek na blat i powiedziała:
— Lepiej pójdę sprawdzić, czy tym razem naprawdę się wykąpał. Powiedz mi, czy miałeś kiedykolwiek awersję do wody i ma to po tobie, czy to wszystko jego wymysły?
Draco uśmiechnął się tym malfoyowskim półuśmieszkiem, który tak często pojawiał się na twarzach jej dzieci.
— Wydaje mi się, że każdy mały chłopiec ma awersję do mycia się. Pamiętam jakie piekło urządzałem skrzatom, gdy próbowały mnie namówić do kąpieli czy prysznica. Nie obchodziła mnie wtedy higiena i za nic miałem przerażenie matki i irytację ojca.
Hermiona w odpowiedzi posłała mu uśmiech i wyszła z kuchni, zostawiając w niej Draco samego. Przez krótki czas siedział, jednak po chwili poszedł za nią.
— Mamooo… Dlaczego nie możesz mnie po prostu zaczarować i mnie wyczyścić? — skomlał podczas mycia Leo. Hermiona przypatrywała mu się i pokręciła głową. Nie wyraziła na głos swojej opinii — zrobiła to już zbyt wiele razy i więcej nie miała zamiaru się powtarzać. „Musisz nauczyć się dbać o siebie”. Sięgnęła po suchy ręcznik, czekając, aż skończy.
— Gdybyś porządnie wykąpał się za pierwszym razem, nie musiałbyś się po raz drugi moczyć — oznajmiła, wycierając go. Przyciągnęła syna do siebie i przytuliła.
— Widzisz? Chcę, by tak pachniał mój mały mężczyzna. Czysto i świeżo. — Odsunęła się, pozwalając, by dokończył wycieranie i ubrał się. Wyszła z łazienki w celu sprawdzenia, jak Aurelii idą przygotowania do snu.
Ta leżała już w łóżku, a obok niej siedział Draco i cicho ze sobą rozmawiali. Kiedy ją zobaczyli w drzwiach, na twarzy Aurelii pojawił się szeroki uśmiech pełen zadowolenia. Usiadła, mówiąc:
— Mamo, zdecydowałam, że chcę pandę.
Dwadzieścia minut później dzieci już spały. Małżonkowie zeszli z powrotem do kuchni, gdzie Hermiona chwyciła kubek z zapomnianą kawą. Szybkim ruchem ręki podgrzała ją. Draco usiadł przy stole i ponownie zaczął bawić się obrusem, czując na sobie jej wzrok.
— Dziękuję, że zajęłaś się nimi w zeszłym tygodniu. Wiem, że obiecałem je odebrać w środę po szkole i zawieźć na treningi, ale w naszym oddziale w Sydney pojawił się pewien problem, który musiałem osobiście rozwiązać.
— To nie tak, że byłam jakoś wyjątkowo zajęta czy miałam spotkanie. — Wzruszyła ramionami, jednak już po chwili zmarszczyła brwi, gdy pomyślała o tamtejszym lunchu. — Wydaje się, że oboje dziś się dobrze bawili. Dziękuję, że je zabrałeś — powiedziała, zmieniając temat.
— Oboje są moimi, naszymi dziećmi. — Poprawił się na krześle tak, by móc patrzeć na dalej stojącą przy wyspie żonę. — Czas, by wreszcie oboje zaczęli tak się czuć. Przez moment wpatrywała się w kubek, ważąc słowa.
— Co zaszło między tobą a Aurelią? — zapytała cicho, na co Draco rozsiadł się wygodniej i wyciągnął przed siebie nogi. Westchnął, po czym zaczął mówić.
— Kiedy byłem jej wtedy zanieść lunch do szkoły, mieliśmy okazję porozmawiać. Wybaczyła mi. I będę robił wszystko, co będę mógł, by widziała, że nie zrobiła tego na darmo, że nie zawiodę zaufania, które we mnie pokłada. Będę pracował na jej miłość i prawdziwą relację, która już wcześniej powinna być między nami. Wiem, że złamałem jej serce, ale chcę to naprawić i już nigdy nie dać jej nawet najmniejszego powodu, by czułą się, że i, że nie jest wystarczająca.
— Dlaczego teraz? — Posłała mu pełne frustracji spojrzenie. — Mówiłam ci o tym, że…
— Że mnie w końcu znienawidzi. Wiem, Hermiono. I kiedy ten dzień nadszedł, straciłem całą swoją rodzinę — przerwał jej w połowie, przy końcówce sugestywnie na nią patrząc. Jego oczy były pełne emocji i szczerości. — Kiedy odeszłaś, kiedy mnie zostawiłaś, dwór stał się strasznie cichy. Zupełnie jak moje życie. Wiem, że uważasz to za brednie, ale to prawda. Przez ostatnie pół roku cały czas żyłem na autopilocie. Wyjątkiem było, gdy ktoś mi o tobie mówił, gdy dzieci wpadały, gdy się kłóciliśmy… Otworzyło mi to oczy i… i… Nie. — Draco nagle przerwał. Z jego postawy biła determinacja. Wstał i podszedł do niej. — Mam dość tłumaczenia się, szukania wymówek i jestem pewien, że ty tak samo masz dość ciągłego ich wysłuchiwania. Kocham cię, Hermiono i będę kochał, aż do śmierci. Jestem tego stuprocentowo pewny i przez resztę życia będę o ciebie walczyć, tak jak o to, byś mnie pokochała. Będę walczył o twoje zaufanie, oddanie, nasze dzieci i nasze małżeństwo. W końcu znalazłem coś, co jest w moim życiu dobre i to uczucie jest uzależniające. Nie oddam tego za żadne skarby świata. — Przez moment zastanowił się, co chce powiedzieć dalej i jak zareaguje Hermiona.
— Wierzysz mi? — zapytał nagle.
Hermiona zamilkła na chwilę, wpatrując się w Draco. W głowie miała gonitwę myśli, jedne słowa i wspomnienia goniły kolejne bez żadnej logiki czy spójności.
Ale gdy mówimy o miłości, nic nigdy nie jest logiczne. Czy to możliwe, że Draco…?
Jego wyraz twarzy zmienił się, stał się łagodniejszy.
— Wierzysz mi, Hermiono? Nie obchodzi mnie reszta, nawet to, co mówię, ale najważniejsze jest, czy mi wierzysz? Wierzysz, że mówię prawdę? Wierzysz mi, że cię kocham? — mówił ochrypłym głosem, z którego łatwo można było wyczytać stres i targające nim emocje. Z tej postawy wynikało, jakoby całe jego jestestwo zależało od tej jednej odpowiedzi.
Wierzy mu?
— Tak… — wyszeptała, szokując nie tylko siebie, ale wygląda na to, że i Draco. W odpowiedzi otrzymała szybki, mały uśmiech.
— Dziękuję! — wyszeptał, pochylając się i krótko ją całując.
Odsunął się od otumanionej i zaskoczonej Hermiony. Roześmiał się, przytulając ją, jednak czuł, jak próbuje wyrwać się z jego ramion.
— Nie…
— Wiem, wiem. Przede mną jeszcze daleka droga. Rozumiem, Hermiono. Wszystko, wszystko, czego potrzebowałem, to wiedzieć, że mi wierzysz, gdy mówię, że cię kocham. Musiałem wierzyć, że wszystko, co robię, nad czym pracuję, nie jest na nic. Wiem, że nie ma nawet najmniejszej możliwości, że dasz mi trzecią szansę, ale dalej mam odrobinę nadziei, że może jednak…? — Wziął głęboki oddech, a dłonie przeniósł na twarz Hermiony. Kciukami z miłością i szacunkiem pogładził jej policzki. — Będę się starał, by cię przekonać. By zyskać twoje wybaczenie i rozkochać cię w sobie. Będę walczył, by moja córka, syn i… moja żona, wrócili do mnie. Pokażę, że mogę być tym mężczyzną, którego chcą i potrzebują, na którym mogą polegać i któremu mogę ufać. Kocham cię — wyszeptał.
Kuchnia pogrążyła się w ciszy, gdy oboje wpatrywali się w swoje oczy. Hermiona przyswajała te słowa, próbując zrozumieć i uspokoić szalejące, mieszane emocje, które Draco nieustannie w niej rozbudzał. Zastanawiała się nad jego słowami, czując, jak malutki płomień nadziei pojawia się na od dawna już wygasłym popiele, który pokrywał jej serce.
Czy to wszystko jest możliwe?
Jego kciuk raz jeszcze pogładził jej policzek. Draco dalej się w nią intensywnie wpatrywał, zauważając, jak nieświadomie zwilżyła językiem wysuszone usta. Powoli zaczął schylać swoją głowę. Gdy ją pocałował, wplótł dłonie w jej włosy. Oboje przymknęli oczy, coraz bardziej pogłębiając pocałunek. Nie spieszyli się, nie płonęła w nich namiętność, ale to zbliżenie było pełne łagodności, delikatności i miłości.
Po dłuższym czasie Draco odsunął się, jednak Hermiona dalej nie otwierała oczu, a on dalej nie wypuszczał jej twarzy ze swoich dłoni. Gdy wykrzywiła usta w nieśmiałym uśmiechu, Draco poczuł, jak odżywa w nim nadzieja.

Niedziela, 25 kwietnia
Hermiona podała synowi ciastko, uprzednio polewając je sosem. Chłopiec podziękował i natychmiast zaczął wcinać smakołyki, a siedząca obok niego siostra, sięgnęła po sałatkę pomidorową. Gdy dzieci szczęśliwie zajadały się przystawkami, odwróciła się do Draco, który stał przy grillu i z wyrazem zamyślenia wpatrywał się w niego. Rano pojawił się przed jej drzwiami wraz z dziećmi i poprosił, a raczej zażądał, by z nimi poszła i by wspólnie spędzili czas w parku, w którym wieczorem będzie zorganizowane kino plenerowe. Kiedy po południu dotarli na miejsce, Draco od razu zainteresował się urządzeniem, przy których stał prawie każdy mężczyzna, znajdujący się na placu. Próbował zorientować się, jak ono działa, ale w końcu i tak zapytał Hermiony, co to u diabła było.
— Grill — opowiedziała prosto, nie przerywając wykładania jedzenia z kosza, który na polecenie Draco spakowały skrzaty. Wiedziała doskonale bez konieczności odwracania się, jak marszczy brwi. Z westchnieniem dyskretnie przywołała do koszyka parę surowych steków i kiełbasek, po czym wyjęła je, podając Draco. — Wykorzystuje się go do pieczenia mięsa. Każdy mężczyzna wie, jak przygotować i upiec idealny stek1.
Jej uwaga uderzyła dokładnie tam, gdzie chciała. Draco wrócił do grilla, próbując zrozumieć, jak on działa. Subtelnie podglądał grillujące obok rodziny, chcąc podpatrzeć, co robią.
Hermiona pozwoliła sobie obserwować całą sytuację przed dwadzieścia minut, jednak w końcu przestało ją to bawić i się znudziła, widząc, jak ciągle krąży wokół grilla. Podeszła, nacisnęła i przytrzymała zielony guzik, rozpalając ogień pod rusztem. Draco z zaskoczeniem przeniósł na nią wzrok.
— Jak to zrobiłaś? — zapytał. Obszedł urządzenie i stanął za nią, ucząc się.
Hermiona gestem wskazała przycisk, po czym zaczęła nakładać mięso na raszki. Zadowolona, że wszystko się zmieściło, rozprzestrzeniając niesamowity zapach dookoła, wróciła do koszyka, aby wyciągnąć pozostałe, potrzebne do gotowania, przedmioty. Draco dalej marszczył brwi, jednak nie wiedziała, czy z irytacji, czy raczej z powodu trochę poturbowanego męskiego ego. Podszedł do niej i gdy chwilę przyglądał się, jak przewraca mięso, powiedział:
— Naucz mnie. — Nie odrywał oczu od tego, co robiła, zapamiętując ruchy oraz technikę. Co jakiś czas zerkał na mężczyzn stojących obok przy swoich grillach z piwem w ręce. Hermiona uśmiechnęła się szeroko, na co Draco odpowiedział zirytowanym spojrzeniem i lekkim potrąceniem ramieniem, i zaczęła odpowiadać, jak poprawnie zamarynować mięso, a na końcu jak je usmażyć. Przekazała mu szczypce i pozwoliła, pod swoim czujnym okiem, dokończyć.
Po zakończeniu filmu i lunchu Hermiona zaczęła pakować resztki jedzenia, a Draco wyciągnął kij baseballowy i piłkę, po czym widząc, że Leo skończył jeść, zawołał go, by do niego dołączył. Aurelia została na swoim miejscu, ze spokojem kończąc kanapkę ze stekiem i dokładkę sałatki pomidorowej. Hermiona dalej zajmowała się sprzątaniem, gdy nagle przystanęła, zwróciła uwagę na córkę i widząc, jak ta po skończeniu posiłku ciągle przygląda się ojcu i bratu, dalej jednak siedząc przy stole, zrozumiała. Zwolniła, a po chwili całkowicie przystanęła, rzucając oko na Draco i ponownie na Aurelię, której twarz wyrażała pragnienie i chęć przystąpienia do zabawy.
Nagle tak samo przystanął Draco, który się zatrzymał i spojrzał w ich kierunku.
— Chcesz zagrać? — zawołał, zachęcając dodatkowo machnięciem ręki i ojcowskim uśmiechem.
Hermiona nie zdążyła nawet mrugnąć, a dziewczynka już wstała ze swojego miejsca, by z ogromnym uśmiechem, bez cienia poprzednich emocji, pobiec do nich. Gdy sprzątnęła ich stół, usiadła, by z zadowoleniem i radością obserwować rozgrywającą się przed nią scenę.

Wtorek, 19 maja
Hermiona zamknęła drzwi, nie pozwalając szalejącej wichurze na wdarcie się do środka. Zadrżała. Za oknem dostrzegła błyskawicę, a już po chwili usłyszała grzmot. Na dworze panowała grobowa cisza, które pozwoliła usłyszeć, jak przez szczeliny w ścianach przedostaje się gwiżdżący wiatr. Zdjęła mokry płaszcz i zawołała skrzata.
— Pani wołała Miodkę? — zaskrzeczał stojąca przed nią elfka. Hermiona przekazała jej płaszcz i zapytała, gdzie znajdzie swoje dzieci oraz ich ojca.
— Lord Draco zabawia panienkę Aurelię i panicza Leo w pokoju filmowym. Film zaraz będzie się kończyć, Pani. — Hermiona przytaknęła, dziękując i skierowała swoje kroki do wspominanego pokoju.
Minął prawie miesiąc od czasu, gdy coś zaczęło się zmieniać w relacjach córki z Draco i od tamtej chwili, Aurelia raczyła odwiedzać ojca za każdym razem, gdy Leo chciał to robić. Hermiona wiedziała, że Rei cały czas zachowuje pewien dystans, ale znała ją na tyle dobrze, by wiedzieć, że szybko mu wybaczyła i ponownie uczyła się zaufania.
Hermiona sama jednak dalej nie była pewna, czy jej potencjalny związek z Draco byłby dla niej dobry, a ich małżeństwo zacznie normalnie funkcjonować, gdy do siebie wrócą. Wierzyła mu, kiedy nagle powiedział, że z jakichś niewyjaśnionych powodów ją kocha, ale nie była chętna, by tak szybko zaufać mu ze swoim sercem, marzeniami i nadzieją.
Nigdy tak naprawdę nie byli razem, nie dzielili się najgłębszymi przemyśleniami i pragnieniami jak większość małżeństw. Byli dwiema oddzielnymi jednostkami, które połączyły się i trwały razem, jednak osobno, aż do rozpadu, do którego doszło rok temu.
Więc teraz pytanie brzmiało, jakie były prawdziwe intencje Draco. Czy uda im się wypracować ich własną drogę i będzie w stanie polegać na nim, ufać, że zapewni jej to, o czym śniła i czego pragnęła od małżeństwa?
A może to był po prostu kolejny, przemyślany ruch z jego strony, by uniknąć samotności na starość?
Różne opinie i myśli przeganiały się w jej głowie, a Hermiona wręcz musiała rozważyć każdą z nich, każdą możliwą sposobność i przypuszczalne intencje, jakie mogłyby kierować tą nagłą zmianą i determinacją do dążenia do prawdziwego małżeństwa ze strony Draco — tego samego, który wysunął propozycję fałszywego związku bez miłości, który wymagałby od nich tylko spłodzenia męskiego potomka. Po okresie odchowania dziecka mieli się rozstać.
Jedyną wiarygodną, jednocześnie niejako obłudną myślą, która do niej wracała, było to, że Draco rzeczywiście pragnął tego, by się zeszli i może, może mówił prawdę?
Ta myśl dręczyła ją i martwiła.
Jeżeli naprawdę ją kochał to, czy mogła odwzajemnić to uczucie? Czy teraz go kochała? Nigdy, przez całe ich małżeństwo, nie czuła do niego miłości — może przyzwyczaiła się do niego, jego postawy, humorków, dziwactw podczas ostatnich lat, ale czy naprawdę prawdziwie go kochała?
Nigdy nie dostała od niego tego, czego pragnęła, potrzebowała i rozumiała, że miłość nie jest czymś, co mogą sobie wzajemnie zaproponować, jednak zdecydowanie dawała z siebie dużo więcej — zaufanie, niezawodność i powoli gasnące marzenia.
Teraz jednak czy mogłaby do tego wrócić? Czy mogła dać mu drugą szansę? Chciała tego? Czy była w stanie ponownie spróbować, pozwalając by oboje aktywnie brali udział i równo pracowali nad tym, by ich małżeństwo się rozwinęło, skutkując dobrą relacją między nimi?
Myśli powoli doprowadzały ją do szaleństwa. Część nie miała w ogóle sensu, inne go posiadały, jednak rozjuszały ją. Draco zburzył cały jej plan, zrozumienie, jakie miała do całej sytuacji. Zakłócił jej racjonalne uzasadnienia, każdy dzień, indywidualną strategię zachowania…
Kiedy zobaczyła rozgrywającą się w pokoju scenę, przestała skupiać się na tamtych myślach. Pokój był jednym z jej pomysłów, które wprowadziła do dworu — czysto magicznego domu, którego mieszkańcy (znaczy Draco) zachwycili się i zaczęli czerpać coraz większą radość oraz doświadczenie z mugolskich filmów, tego, co ma do zaoferowania kino. Początkowo planowała kupić najzwyklejszy telewizor, tak by móc zaznajomić dzieci z cudownymi (choć przepełnionym stereotypami i wzmacniającym społeczne postrzeganie ról płciowych, niejednolitość i będącym narzędziem ideologii) światem Disneya. Draco pewnej nocy, całkowicie przez przypadek, odkrył „magię” i ogromne kolekcje filmów, które przemysł stworzył w celach rozrywkowych. Hermiona oglądała wtedy wybranego przez siebie „Czarnego Rycerza” i Draco zabłądził, nachodząc ją. Został oczarowany obrazami, fabułą i stworzoną akcją. Niestety cały czas narzekał na mały ekran i niską jakość dźwięki, chwaląc się i zapewniając, że magia mogła na pewno stworzyć coś lepszego.
By go uciszyć, zabrała go w końcu do kina. Zaniemówił.
Długo nie minęło, a zaplanował na dworze ich własne kino (a przynajmniej mini salę kinową) z opuszczanym ekranem, własnym projektorem, grzesznie wygodnymi kanapami i rozkładanymi fotelami, jak i z małym sklepikiem z przekąskami, napojami i cukierkami, które były nieodłączną częścią seansu kinowego.
Po tym jak cicho zapukała, otworzyła drzwi, wpuszczając światło do zaciemnionego pokoju. Wyświetlana była sama końcówka — bohaterowie rozwiązali dzielące je niesnaski, pocałowali się i „żyli długo i szczęśliwie”. Na dwóch oddzielnych fotelach siedziały jej dzieci, zajadając się popcornem, a obok Draco. Byli pogrążeni w historii toczącej się na ekranie.
Czekając na napisy końcowe, oglądała finałowe sceny filmu. Tym razem wybrali „Jak ukraść księżyc”. Usiadła na podłokietniku wolnego fotela. Próbowała być dyskretna, jednak Draco zauważył ją i przywitał uśmiechem. Odwzajemniła skinieniem głowy i wróciła do oglądania filmu, ale Draco ponownie zwrócił jej uwagę i ruchem ręki, zawołał do siebie.
Wstała, podchodząc i nachylając się nad nim, będąc ciekawą, czego chciał. Nagle poczuła ramiona na swojej tali, szarpnięcie i po sekundzie znajdowała się na fotelu, zajmowanym przez Draco, mówiąc dokładniej — na jego kolanach.
Niejako zirytowana jego śmiałością i bezczelnością (a i potajemnie nie do końca wiedząc, jak poradzić sobie z zaistniałą sytuacją), przesunęła się z jego kolan na krawędź fotela, piorunując go przy tym wzrokiem. Skwitował to bezwstydnym uśmiechem, zadowolony z tej bliskości.
Po zakończeniu filmu światła automatycznie się zapaliły i łagodnie rozświetliły pokój, dalej jednak pozostawiając go w półmroku, nie powodując przy tym nieprzyjemnego bólu oczu spowodowanego nagłym, jasnym światłem. Dzieci wstały, przeciągając się, a widząc matkę, szeroko się uśmiechnęły.
Hermiona nie mogła nie odwzajemnić tego gestu. Poczuła, jak jej własna twarz promienieje matczynym szczęściem na obecność swoich dzieci i ich własną radość. Aurelia podbiegła do niej, by jak najszybciej opowiedzieć jej historię. Leo co jakiś czas wtrącał słowo lub dwa, dopowiadając pewne szczegóły lub poprawiając interpretację siostry. Siedzący za nią Draco, przysłuchiwał się. Objął ją ramieniem i położył swoją dłoń na jej udzie. Gest był tak naturalny, że nie wyczuła, jak się przesunął — zorientowała się, dopiero gdy podczas gestykulowania, otarła się o niego. Zelektryzowana przez ten nagły kontakt, wstała gwałtownie i przerywając Aurelii w połowie zdania, zaczęła mówić o obiedzie, który, była pewna, przygotowały już skrzaty.
— Szaszłyki! — zawołał z radością Leo, nie zauważając nagłej zmiany tematu. Wybiegł z pokoju, uciekając przed goniącą go siostrą i krzyczącą, by nie wciągnął całego jedzenia. Draco wstał i zanim wyszła, zdążył złapać Hermionę za ramię.
— Zaczekaj. — Hermiona odwróciła się, by móc na niego spojrzeć. Jej twarz nie wyrażała żadnych emocji. — Wiem, że dalej jesteś niepewna, co do mojej szczerości i intencji, ale chciałbym, byśmy zaczęli od nowa — powiedział łagodnym, równym głosem.
— Co…?
— Chcę, byśmy gdzieś wyszli. Razem, tylko we dwoje. Bez dzieci.
— Na randkę? — zapytała, a Draco potwierdził, wzmacniając odpowiedź przytaknięciem.
— Na randkę. — Puścił jej dłoń i obserwował, szukając w jej mimice zaskoczenia lub wrogości. Nie znalazł żadnej z tych emocji, więc dalej czekał.
— Ty i ja na randce? — dopytała ponownie, marszcząc czoło, sugestywnie się w niego wpatrując.
Draco ponownie przytaknął, czując w brzuchu przysłowiowe motyle. Jakoś nigdy nie pomyślał, że zapraszając swoją żonę na randkę, może wywołać w nim tyle niepewności, podczas oczekiwania na odpowiedź.
— Dlaczego? — Twardo na niego popatrzyła, szukając kolejnych argumentów.
— Chcę, byśmy zrobili to prawidłowo. Chcę pokazać ci siebie i chciałbym zrobić to bez dzieci. Nie mówię, że ich nie chcę wokół nas — dopowiedział szybko — ale pragnąłbym, zaprosić cię gdzieś, gdzie będziemy sami i miło spędzimy czas, robiąc… nie wiem, cokolwiek. Rozmawiając, debatując… Boże, Hermiono, chciałbym cię po prostu gdzieś zaprosić i z tobą wyjść. — Wypalił na jednym tchu, krzywiąc się na swój nieudany dobór słów. Nie spuszczał z niej oczu, ostrożnie patrząc i szukając jakiegoś ruchu, emocji, które mogłyby mu zasugerować jej odpowiedź.
— Dobrze — odparła krótko Hermiona.
— Dobrze? — powtórzył po niej Draco.
Przytaknęła i odwróciła się, idąc w stronę drzwi.
— Wydaje mi się, że mogę namówić Harry’ego i Ginny, by zajęli się dziećmi w piątkowy wieczór. Co myślisz? — Zanim wyszła, spojrzała na niego. Draco niemo się w nią wpatrywał, próbując odpowiedzieć.
— Em… tak, jasne, to dobry termin. Nie powinienem mieć problemu, by przełożyć spotkania lub kogoś na nie oddelegować.
Gdy podszedł do niej, zatrzymał się i odwrócił w jej stronę, gdy ta automatycznie sięgnęła po klamkę, by zamknąć za nimi drzwi.
— Dziękuję — powiedział, składając na jej ustach szybki, przelotny pocałunek.

1 Osobiście nie zgadzam się z tym twierdzeniem i bardzo nie podoba mi się tutaj seksistowskie podejście Hermiony (Chociaż hope zwróciła uwagę, że bardziej jest to próba sprowokowania Draco, jednak mimo wszystko!).

7 komentarzy:

  1. Uwielbiam to tłumaczenie a widok tekstu o szczęśliwej Rei - miód na moje serduszko. Już nie mogę się doczekać następnego rozdziału, choć wiem że on coraz bardziej przybliża do końca... Jesteś świetna w tym co ribisz, trzymaj tak dalej <3

    ~Em

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ojej, bardzo dziękuję za tak miłe słowa! Miód na moje serce i niepewność, która mnie łapie <3

      Usuń
  2. Nawet nie wyobrazasz sobie jaka szczesliwa bylam, gdy zobaczylam nową publikacje <3 Wspanialy rozdzial i juz nie moge sie doczekac nastepnego :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. <3 już jest! I lada dzień wstawię resztę 7 :D

      Usuń
  3. O Merlinie!
    Nadrabiam zaległości w komentowaniu, bo dawno mnie tu nie było :)
    To był genialny rozdział ❤
    Ogromnie cieszy mnie poprawa relacji Draco z córką, najwyższy czas! Jak on mnie irytowało swoim zachowaniem względem niej... Niech teraz pracuje na wybaczenie :D
    Pisanie komentarzy o północy w moim przypadku nie jest dobrym pomysłem, więc uciekam. Ale wiesz, że jestem i czytam. Paczę, czytam i jestem zachwycona tym co paczę i czytam. Oby mu wybaczyła! Czekam na happy and :D
    Pozdrawiam,
    A. C

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hej! Dzięki, że znalazłaś czas, by skomentować <3
      Tak, to jeden z tych momentów, który skłonił mnie do przetłumaczenia tego tekstu - przemiana Draco, widoczna z rozdziału na rozdział :) I co najważniejsze - nie dzieje się z dnia na dzień, a na przestrzeni lat! :D

      Usuń
  4. Przez cały rozdział bałam się, że Draco zrobi coś co mogłoby skrzywdzić Aurelię i mam nadzieję, że w przyszłym też nic się takiego nie stanie :D

    OdpowiedzUsuń

Bardzo dziękuję za komentarz! Każde zdanie powoduje u mnie szeroki uśmiech oraz jest motywacją do dalszej pracy :)