Zdrada, przekleństwo, długi i w końcu „Chcesz... bym urodziła ci syna?”
Jednak na decyzję, która mogła okazać się najlepszą lub najgorszą, jaką
kiedykolwiek podjęła Hermiona, zaważyła chęć zemsty.
AUTOR: Eirawen || TŁUMACZ: Rzan.
ZGODA: CZEKAM || FANDOM: Harry Potter
PAIRING: Draco/Hermione;
[Draco/Hermiona, Dramione, Draco Malfoy/Hermiona Granger]
GATUNEK: dramat/romans, 18+
TEMATYKA: Zaaranżowane małżeństwo, problemy rodzicielskie, ciąża/dzieci, rozwój postaci
OSTRZEŻENIA: poronienie, wątpliwa zgoda, jawne i za zgodą sytuacje seksualne, przekleństwa, zdrada
STATUS: zakończone, tłumaczenie w 4/9
BETA: Arcanum i hope oraz Acrimonia; wszystkie błędy moje ;)
rozdział 1, rozdział 2, rozdział 3, rozdział 4, rozdział 5, rozdział 6, rozdział 7 cz.1
rozdział 7 cz.2, epilog
rozdział 7 cz.2, epilog
Nieuniknione: część 1
5 lat później, 8 rok małżeństwa, 9 rok umowy
Czwartek, 19 stycznia, 17:12
Hermiona obserwowała, jak jej dzieci bawiły się na brzegu jeziora przed ich domkiem letniskowym. Siedząc w bujanym fotelu na molo, przeniosła wzrok na krystalicznie błękitną wodę oraz góry otaczające teren. Była spokojna i zadowolona. Rodzeństwo spędziło ostatnią godzinę, przerzucając piasek i chlapiąc się w wodzie. Aurelia Rei skończyła siedem lat. Jej blond włosy, układające się w delikatne fale, były teraz związane w dwa kucyki, co powodowało, że wyglądała jeszcze bardziej niewinnie i dziecinnie, pluskając się w jeziorze. Szare oczy tryskały radością, a jej śmiech odbijał się echem. Leo Adonis, jej młodszy brat, bawił się piaskiem, obsypując nim swoje malutkie ciało. Włosy miał uderzająco podobne do tych swojego ojca, a jasnobrązowe oczy, z delikatną poświatą od Draco, odziedziczył po matce.
Hermiona usłyszała, jak Draco wszedł na pomost i ugryzła się w język, by nie powiedzieć „w końcu”. Cały dzień spędził, pracując nad czymś w biurze, przerywając jedynie, by coś zjeść. Odwróciła się, by na niego spojrzeć. Prezentował się tak jak zawsze — szedł wyprostowany, jakby był ponad wszystkim, a mimo to wyglądał na zrelaksowanego.
— Skończyłeś już pracę? — zapytała, próbując ukryć swoją irytację, którą czuła, patrząc, jak siada obok niej na deskach pomostu.
— W sumie tak — odpowiedział z pewnością w głosie. — Teraz mogę poczytać.
Przygryzła wargę, by nie powiedzieć czegoś więcej. Powinien spędzać czas z dziećmi, a nie czytać książkę. W końcu nie widziały go od wczorajszego południa i Merlin jeden wie, kiedy znowu wróci do biura.
Wzdychając, wróciła do przyglądania się dzieciom i uśmiechnęła się, gdy Aurelia potknęła się i po chwili zwątpienia roześmiała.
— Mamo! — zawołał Leo. — Zobacz, co znalazłem!
Hermiona wstała z krzesła i zeszła na plażę, gdzie Leo siedział na piasku. Idąc, zauważyła, że uwaga Draco natychmiast skupiła się na synu.
— Co takiego? — zapytała, siadając.
Chłopiec uniósł dłoń, po której spacerował mały, czerwony krab.
— Och, kochanie. Może chciałbyś go odłożyć, zanim cię ugryzie? — powiedziała, delikatnie odsuwając się od ręki, którą maluch podstawił jej pod samą twarz. — Bardzo mądrze z twojej strony, że udało ci się go złapać, nie pozwalając mu żeby cię ugryzł, ale następnym razem prosiłabym, żebyś nie podnosił żadnych żywych stworzeń na plaży, dobrze?
Leo przytaknął, zanim powoli obniżył swoją dłoń, pozwalając zwierzątku zejść z palców. Oboje obserwowali, jak krab bokiem spacerował w kierunku najbliższej dziury i zniknął w niej.
— Mamo, zobacz, co zbudowałam! — krzyknęła z okolic wody Aurelia.
Hermiona zerknęła na swoją córkę, która budowała mały zamek z piasku, komponując wieże z trzech odwróconych wiaderek i małych kamyczków, wykańczając wszystko połamanymi kawałkami muszelek. Uśmiechnęła się i podeszła do córki.
— Wow! Wygląda niesamowicie! Kto będzie tutaj mieszkał?
Przez moment Aurelia się zastanawiała, po czym odpowiedziała:
— Cóż… ty i ja mieszkamy tutaj — powiedziała, wskazując średniej wielkości zamek, udekorowany różowymi muszelkami. — Leo tutaj. — Tym razem pokazała na najmniejszą wieżę z połamanymi muszelkami koloru zachodzącego słońca. — A tatuś będzie mieszkał tutaj. — Największa wieża wyróżniała się, ponieważ była udekorowana szarymi i czarnymi kamieniami. Hermiona stłumiła śmiech, czyżby jej córka chciała coś przekazać w ten sposób?
— Dlaczego miejsce dla tatusia jest całe w kamieniach, skarbie?
— Bo potrzebuje tylko kamieni. Tak jak nasz dom. — Aurelia zatrzymała się na moment, zastanawiając się. — Mogę pokazać tacie? — zapytała nagle niepewnie i z lekką trwogą.
Hermiona nie chciała się zgodzić, ale równocześnie, nie chciała powiedzieć „nie” i rozczarować dziecko, które chciało pokazać swojemu ojcu to, co zbudowało i pragnęła od niego chociaż odrobiny uwagi. Jednak była pewna, że gdyby się zgodziła, musiałaby pocieszyć załamaną córkę, gdyby została zignorowana.
— Jeżeli chcesz — powiedziała w końcu, mając nadzieję, że dzięki jakiejś nieznanej interwencji, mała zmieni zdanie.
— Tato!
Ach, oczekiwała chyba zbyt wiele.
— Tato, tato, tato! — zawołała Aurelia, skacząc. Kiedy to nie pomogło, zaczęła biec w jego kierunku, z zamiarem ściągnięcia go na plażę.
— Tato! — Zwolniła, wchodząc na molo, gdzie siedział Draco, czytając książkę.
— Tato… — Jej głos ponownie był cichy i niepewny. Aurelia niepewnie podeszła do ojca i dotknęła jego ramienia.
Draco strącił jej dłoń i w końcu zerknął na swoją córkę, od której biła nerwowość, gdy stała tak, czując się oceniania i gdzieś w swoim młodym umyśle wiedziała, że właśnie w tym momencie ojciec musi uważać ją za strasznie irytującą osobę.
— Tak? — zapytał szybko, jakby chciał mieć to już jak najszybciej za sobą.
Aurelia cofnęła się o krok i cicho powiedziała, wskazując rączką swoje dzieło:
— Przyjdziesz zobaczyć mój zamek?
Draco spojrzał w tamtym kierunku i zobaczył wyczekujący wzrok Hermiony.
— Wygląda świetnie, kochanie — powiedział, zanim wrócił do swojej książki.
Aurelia spuściła głowę, wiedząc, że nie pozostało jej nic innego, jak odwrócić się i wrócić do matki.
— Twój zamek wygląda cudownie, skarbie. Z chęcią bym w nim zamieszkała. — Hermiona próbowała pocieszyć swoją córkę, widząc jej zawiedziony wyraz twarzy. — Co ty na to, żebyśmy pospacerowały po plaży? — zapytała, wyciągając rękę w geście zaproszenia. Aurelia bez zastanowienia chwyciła ją.
— Draco, biorę Aurelię na spacer. Pilnuj, proszę, Leo! — krzyknęła, a on jedynie przytaknął.
Czwartek, 19 stycznia, 17:47
Hermiona rozejrzała się po brzegu, gdzie Leo dalej powinien się bawić. Westchnęła, mając nadzieję, że Aurelię zatrzyma coś na plaży i wróci odrobinę później.
Draco klęczał na piasku obok syna i pomagał mu zbudować jego własny zamek z piasku. Dużo większy i bardziej okazały niż ten Aurelii. Patrząc na swoją córkę, Hermiona pragnęła zrobić wszystko, by nie widzieć zawodu na twarzy dziewczynki za każdym razem, gdy próbowała zaimponować swojemu ojcu, choć on i tak zawsze wybierał jej brata. Hermiona chciała zmienić wiele rzeczy, między innymi to, że Draco wywyższał syna, a Aurelię zawsze ranił i ignorował.
Dłoń Aurelii mocniej ścisnęła Hermionę, gdy zbliżały się do plaży, a po chwili, bez uprzedzenia, dziewczynka podbiegła do ojca i brata. Ci krzyknęli z zaskoczenia, gdy zobaczyli, jak wbiegła w ich staranną konstrukcję, burząc całą strukturę, dopóki nie pozostała z niej jedynie sterta piasku. Jej oczy przepełniało zadowolenie i triumf, a twarz wyrażała równocześnie dumę i złość, gdy spoglądała na swojego brata. Leo rozpłakał się przez jej zachowanie, po czym wstał i uciekł w kierunku domu. Hermiona zobaczyła minę Draco i podeszła bliżej Aurelii, ale spóźniła się dosłownie o parę sekund. Malfoy wstał i szarpnął dziewczynką tak, aby ją odwrócić i móc dać jej parę klapsów.
— To było okrutne, Aurelio, i doskonale o tym wiesz! — krzyczał ostro, dwukrotnie uderzając ją w pośladki. Po każdym uderzeniu następował krótki okrzyk bólu. — Nie chcę nigdy więcej widzieć, że zachowujesz się tak w stosunku do brata, tylko dlatego, że cała uwaga nie skupia się na tobie.
Zanim Hermiona mogła ją wyratować, dziewczynka otrzymała trzy kolejne klapsy.
— Draco, przestań! — krzyknęła, łapiąc dziecko i przytulając.
— Musi zostać ukarana. Nie będę tolerował takiego zachowania u żadnego z moich dzieci — kontynuował zdecydowanie Draco, zaciskając dłonie w pięści.
Hermiona wtuliła główkę Aurelii w swój brzuch, jednocześnie wyciągając swoją różdżkę. Wymruczała zaklęcie uzdrawiające i ponownie spojrzała na męża.
— Nie musiałbyś karać swojej córki, gdybyś poświęcał jej trochę więcej uwagi.
Mężczyzna parsknął, zupełnie jakby uważał, że dziewczynka otrzymuje od niego dostatecznie dużo uwagi. Dosadnie spojrzał na Aurelię, która dalej łkała wtulona w matkę.
— Porozmawiamy później — wysyczała, zanim zabrała Aurelię i skierowały się do domu.
Wtorek, 19 stycznia,20:54
Delikatnie zamknęła drzwi do pokoju córki. Wzdychając, oparła czoło o drewno, pragnąc… modląc się po raz kolejny, by w ogóle nie musiała uspokajać, jednocześnie karać swojego dziecka w ten sposób.
Jednak takie modlitwy nie miały sensu.
Aurelia zawsze pragnęła, by ojciec poświęcał jej chociaż odrobinę uwagi, nieważne jaka by nie była, jednak Draco zawsze ją odtrącał, piorunując wzrokiem, warcząc i mówiąc, by zostawiła go w spokoju.
A Leo… Cóż, Leo nigdy nie był odbiorcą takich spojrzeń. Draco nawet czasami sam przychodził do niego, by mogli wspólnie spędzić czas, a także interesował się jego edukacją, mimo tego, że dopiero ją zaczął.
Hermiona próbowała z nim o tym porozmawiać, i to niejednokrotnie, ale za każdym razem upierał się, że traktuje dzieci równo. Hermiona zdawała sobie sprawę, że jej mąż jednym uchem wpuszczał to, co do niego mówiła, a drugim wypuszczał. Nie mogła nawet przewidzieć, jak wpłynie to na Aurelię, pozostawała jej wyłącznie nadzieja, że zrobi wszystko, co będzie mogła, by zminimalizować szkody wyrządzane przez Draco.
Widząc zapalone światła w głównej sypialni, Hermiona wiedziała, że nadszedł czas, by po raz kolejny zwymyślać swojego męża. Wyglądało na to, że kłótnie o złe podejście Draco do rodzicielstwa lub jej problem ze zrozumieniem jego punktu widzenia, były ostatnio jedynym czasem, gdy wymieniali ze sobą więcej niż kilka zdań.
Szybko skierowała się do pokoju, zatrzymując tylko na chwilę, by zerknąć na Leo. Tak naprawdę chciała jedynie opóźnić nadchodzącą konfrontację.
Kiedy weszła do sypialni, Draco zdążył się już rozebrać i siedział na brzegu łóżka. Z siłą zamknęła drzwi, a machnięciem różdżki wyciszyła pomieszczenie.
— Nie wiem, ile jeszcze razy muszę ci przypominać, że…
— Nieważne. I tak wiem, co chcesz powiedzieć, ale dalej uważam, że Aurelia musi być bardziej zdyscyplinowana. Jej dzisiejszy pokaz tylko utwierdził mnie w przekonaniu, że jest lekkomyślna i zazdrosna, a tego nie będę tolerował. Dostaje ode mnie tyle uwagi, ile potrzebuje, więc nie widzę powodu, dlaczego miałaby niszczyć coś, nad czym Leo tak ciężko pracował.
Hermiona w osłupieniu pokręciła głową.
— Naprawdę tego nie rozumiesz, prawda? Jeżeli otrzymuje dostateczną uwagę, to tylko ode mnie! Jak myślisz, jak się czuję, gdy pochwalę za coś Leo, a gdy się odwrócę, widzę, jak Aurelia na mnie patrzy, uważając, że ją zdradziłam? Zdajesz sobie sprawę z tego, że za parę lat nie będziesz miał nawet cienia szansy, by naprawić waszą relację? Jestem przekonana, że znienawidzi cię i nie wybaczy ci aż do śmierci. Zmęczy się ciągłymi próbami zadowolenia cię lub zwrócenia uwagi, na to, co robi, i w końcu przestanie się do ciebie odzywać. Naprawdę tego chcesz?
— Nie. — Draco pokręcił głową, po czym oparł ją na swoich dłoniach. — Ale musi nauczyć się, że…
— Jej ojciec musi nauczyć się rozdzielać swoją uwagę pomiędzy dwójkę dzieci, a nie oddawać całą synowi. Nie chcę widzieć, jak Leo wyrośnie na rozpuszczonego dzieciaka — bardzo podobnego do ciebie z czasów szkoły. Nie zawaham się ustawić go do pionu, nawet jeżeli będę musiała być ostra, jeżeli zacznie się zachowywać tak jak ty.
Draco przewrócił oczami na jej słowa.
— Ma zbyt wiele twoich cech, byś musiała się martwić, że będzie łamał jakieś zasady. Oboje wiemy, że raczej… no nie wiem… stanie oko w oko z hipogryfem, nie kłaniając mu się uprzednio, niż zrobi coś niezgodnego z regulaminem.
Hermiona mimowolnie się uśmiechnęła, doskonale zdając sobie sprawę, że w tym wypadku Draco miał rację. Leo postępował zgodnie z zasadami, jednak potrafił też płatać różne figle i nikt nie mógł go przyłapać na gorącym uczynku. Aurelia natomiast była dziwnym połączeniem ich obojga — uwielbiała wiedzieć, a jednocześnie była dojrzała i pewna siebie.
Jej jedyną piętą achillesową była potrzeba zadowolenia ojca.
Hermiona westchnęła, wchodząc do łazienki, po drodze zdejmując sweter i spódnicę. Gdy wróciła do sypialni, smarując kremem ramiona, miała na sobie jedwabną koszulę nocną. Usiadła po drugiej stronie łóżka, po czym wsunęła się pod kołdrę.
— Czy mógłbyś, proszę, chociaż odrobinę bardziej troszczyć się o Aurelię? Wiem, że nie jest kimś, kogo oczekiwałeś, zdaję sobie sprawę, że chciałeś pierworodnego, nie pierworodną, ale nie zrobiła nic, by zasłużyć na to, żebyś jej nie kochał — powiedziała miękko kobieta.
Po tych słowach ułożyła się wygodniej i zasnęła obojętna na to, że Draco zamarł, wpatrując się w dywan. Aurelia dostawała dostateczną ilość uwagi od niego, więc jaki jest problem w tym, że odrobinę więcej dawał Leo? Był chłopcem, dzięki czemu mógł nawiązać z nim bez względu na jego wiek więź taką, którą trudno byłoby złamać. Jak mężczyzna z mężczyzną.
Hermiona zapewne musiała rozładować swoją irytację. Domyślał się, że nastąpi to w niedługim czasie, szczególnie wtedy, milczała, nie chcąc komentować jego ostatniego zachowania, albo zaczynała narzekać, prawiąc mu morały na temat tego, czego i dlaczego nie powinien robić. Już na samym początku ich związku oznajmił, czego może się spodziewać — braku miłości, minamalną ilości seksu (przynajmniej on nie planował kochać się z nią częściej niż to absolutnie koniecznie); zdecydowanie nie był kimś, kogo szukała. Zdawał sobie sprawę, że doprowadził ją do sytuacji, w której nie mogła odmówić przez poczucie winy, które później by czuła. Dodatkowo wykorzystał jej chęć zemsty, praktycznie zmuszając do tego, by się zgodziła. To nie była jego wina, że jej umysł nagle zaczął tworzyć te szalone pomysły i miała jakieś oczekiwania względem jego osoby.
A mimo wszystko jej drażniące, denerwujące słowa, nie chciały wyjść z jego głowy. Szczególnie te, że Aurelia go znienawidzi, gdy dorośnie… Zupełnie tak, jak on znienawidził swojego ojca. Martwił się tym, że może traktować swoje własne dziecko w sposób w jaki obiecywał nigdy tego nie robić, kiedy był nastolatkiem.
Draco pokręcił głową, odwracając się w stronę Hermiony, która oddychała głęboko i miarowo. Zabawne, jak na początku ich małżeństwa miała lekki sen, budząc się przy najcichszym szmerze czy płaczu dzieci. Obecnie mogła przespać dosłownie wszystko.
W sumie dzięki temu, noce były dla niego łatwiejsze, jako że pragnął jej dotykać podczas snu. Nie minęło dużo czasu od narodzin Leo, jej ciało dalej posiadało ten wewnętrzny blask, a zmiany, których przyczyną była ciąża, tylko wzmacniały w nim chęć przespania się z nią. Wiedział, że nie miał prawa, dlatego spychał tę potrzebę w głąb siebie, zadowalając się kochankami, co skutkowało tylko tym, że teraz zamiast pieprzenia, chciał Hermionę również przytulać.
Oplatając jej ciało swoimi ramionami, miał świadomość, że nie będzie śnił koszmarów, do których przywykł przed ich małżeństwem. To był powód, dla którego dalej dzielili łóżko, nawet po zapłodnieniu. Wpadł w ten schemat niecały rok temu, ale gdy czuł potrzebę lub mary nocne stawały się zbyt straszne do przespania, odwracał się i przytulał ją tak samo, jak Leo przytulał swojego ukochanego misia. Nigdy się w pełni nie obudziła i nie przyłapała go na gorącym uczynku. Gdy się wybudzała, zawsze towarzyszyły temu ciche i delikatne dźwięki zdenerwowania na pobudkę, a Draco był na tyle szybki, a jednocześnie ostrożny, że zdążał odsunąć się na czas i udawać sen. Czekał, aż znowu zaśnie, by móc ponownie ją przytulić. Pilnował się, by rankami zawsze wstawiać przed nią, tak, by nie wiedziała, co się działo w nocy.
Gdy już się położył i przykrył kołdrą, to zaczął bezmyślnie wpatrywać się w plecy Hermiony. Był pewny, że nie traktował Aurelii w sposób, w jaki jego traktował Lucjusz. Nie głodowała, nie była ofiarą prania mózgu, które wpajało jej jakąś zasraną ideologię, nie zmuszał jej do zachowywania się w konkretny sposób, by uratować innych.
Nie, traktował ją tak, jak zasługiwała.
Hermiona jak zawsze po prostu przesadza. Nie ma co się martwić.
Sobota, 14 lutego, 21:00
Gdy mijała lustro w holu, spojrzała na swoje odbicie. Poprawiła sukienkę, wygładziła materiał na biodrach i krytycznie się oceniła. Ponownie przeklęła Draco za wybór tak skąpego stroju, po raz kolejny poprawiając materiał zakrywający jej biust z nadzieją, że jakimś cudem się rozciągnie i zakryje cały dekolt.
Musiała jednak przyznać, że nie wyglądała tak źle. Po urodzeniu dwójki dzieci, przybraniu na wadze podczas każdej ciąży, udało jej się wrócić do rozmiaru, który nosiła zanim Rei i Leo przyszli na świat, ale pozostały jej większe piersi.
Słysząc dobiegający z sali balowej śmiech, uświadomiła sobie, że musi wrócić na przyjęcie. Wzdychając, jeszcze raz rzuciła okiem na odbicie i odwróciła się. Bal został wydany na cześć urodzin Ministra Magii, Alonzo Dalton, który obchodził swoje sześćdziesiąte urodziny w walentynki.
Hermiona parsknęła pod nosem, ale szybko odzyskała rezon, gdy przechodziła obok grupy ministrów. Kiwnęli głowami na przywitanie, a jeden z nich, zapewne lider, zatrzymał się, by jej pogratulować:
— Cudowny bal, pani Malfoy! Jak zawsze! Każdy kolejny jest lepszy od poprzedniego!
Kobieta przytaknęła, nie przerywając swojego kroku, niemniej była zadowolona, że przyjęcie — z walentynkowymi elementami — był strzałem w dziesiątkę.
Minęły trzy lata od czasu, aż Hermiona zechciała wrócić do pracy, jednak tym razem pragnęła czegoś stałego i bardziej wymagającego od tymczasowej posady recepcjonistki, którą dali jej rodzice, dzięki czemu mogła wypełnić sobie jakoś dni podczas drugiej i trzeciej ciąży. Oczywiście, zaoferowali jej później pracę na cały etat, ale pragnęła być niezależna, a przy okazji chciała znaleźć się jak najdalej od rodziny, przyjaciół, po prostu wszystkiego, co przypominało jej o małżeństwie i Malfoyu. Kiedy wróciła na rynek, uciekła od roli mediatora i skupiła się na własnym biznesie, specjalizując się w organizacji wszelkiego rodzaju wydarzeń. Czarodzieje uwielbiali świętować, dlatego też wynajdowali ku temu pretekst — więc dlaczego miałabym im nie pomóc w planowaniu?
Przez ostatnie trzy lata firma się rozrosła i zaczęła przynosić całkiem przyzwoite zyski. Na pewno plusem były również zgromadzone przez nią oszczędności, dzięki którym była w stanie zatrudnić potrzebnych ludzi.
Posiadanie nazwiska Malfoy także okazało się pomocne. Po tylu balach, na które uczęszczali, a były zorganizowane przez Malfoyów, wiedzieli, że kolejne również przyniosą niesamowite przeżycia. Hermiona uczyła się organizacji przyjęć pod czujnym okiem Narcyzy, której głównym celem, było wprowadzenie synowej w ten świat przy pomocy swoich „pomocnych” rad.
Kiedy udało się jej z sukcesem przygotować bal dla Harry’ego i jego Biura Aurorów z okazji Bożego Narodzenia, słowa o tym, że Hermiona Malfoy ma smykałkę do tego typu rzeczy, rozniosły się lada moment.
Świętując urodziny Ministra i mając na uwagę datę, nie mogła nie wpleść elementów walentynkowych, dodając trochę romantycznych elementów.
Sala została udekorowana głównie w zieleń i czerwień, ulubione kolory ministra, więc Hermiona delikatnie wkomponowała w to różowe serca wraz z truskawkowymi przekąskami, które można było znaleźć dosłownie na każdym stole.
Znając gust Ministra, noc umilała mugolska muzyka z lat 60’ i 70’, połączona z czarodziejską. Zespół grał praktycznie non-stop. Po godzinie dwudziestej drugiej trzydzieści miały pojawić się bardziej nowoczesne piosenki ze świata mugoli. Reflektory co jakiś czas kierowane były na konkretną parę, zmuszając ją do wspólnego tańca. Wiele osób nie schodziło z parkietu, część mężczyzn stała przy barze i się śmiała, a kobiety z kieliszkiem szampana plotkowały przy szwedzkim stole. W okolicy dwudziestej pierwszej trzydzieści, po głównym daniu, pojawi się trzypoziomowy, pokryty czekoladą tort, z portretem Ministra na najmniejszym, najwyżej położonym cieście.
Lada moment miał wjechać deser, a muzyka szybko zmieni się na bardziej żywiołową. Każdy się uśmiechał i dobrze bawił.
— Hermiono! — Kobieta odwróciła się w stronę dobiegającego głosu, zauważając honorowego gościa, który w jednej dłoni trzymał szklankę whisky, a drugie ramię owinięte miał wokół talii swojej najnowszej przyszłej żony.
— Mam nadzieję, że dobrze się Pan bawi, panie Ministrze — powiedziała Hermiona.
— Oczywiście, moja droga. To przyjęcie jest najlepszym, w jakim miałem przyjemność uczestniczyć. Zastanawiamy się z Magdaleną, czy nie mogłabyś zaplanować naszego przyjęcia zaręczynowego?
Wzrok Hermiony automatycznie skupił się na lewej, damskiej dłoni, która celowo została oparta na torsie mężczyzny, pokazując i przyciągając uwagę na pierścionek zaręczynowy z ogromnym kamieniem.
— Moje gratulacje! Musicie być dumni!
— Nie mógłbym być szczęśliwszy.
— Tak, dumni… — powoli odpowiedziała Magdalena, obserwując uważnie Hermionę, szukając oznak wrogości.
Hermiona poczuła, jak wokół niej owija się ramię, co spowodowało, że opadła na silną klatkę piersiową.
— Proszę mi wybaczyć, Ministrze, ale chciałbym zatańczyć z żoną, zanim ponownie zniknie.
— Oczywiście, mój drogi chłopcze. — Oczy gościa zaświeciły w pewnego rodzaju męskim zrozumieniu.
Draco poprowadził kobietę w kierunku parkietu, z dala od pary.
— Wieczór przebiega bez żadnych problemów i pięknie wyglądasz w tej sukni. Nie wiem, dlaczego uciekasz pod pretekstem sprawdzenia czy wszystko idzie zgodnie z planem, podczas gdy oboje wiemy, że po prostu chcesz ukryć siebie i tę suknię.
Hermiona zatrzymała się i ze świadomością poprawiła materiał opadający na jej piersi.
— Powinnaś mi ufać, gdy wybieram dla ciebie kreację; wyglądasz cudownie — powiedział, przyciągając ją do siebie i delikatnie skubiąc skrawek ucha. Kobieta na chwilę zamarła przez ten intymny kontakt, zastanawiając się jaki ma cel.
— Co robisz? — zapytała, zdając sobie sprawę, że serce bije jej szybciej przez jego zachowanie.
— Już nie mogę nawet powiedzieć prawdy swojej żonie bez jakichś ukrytych motywów? — wycedził.
Hermiona uniosła w zwątpieniu brew i po prostu odpowiedziała:
— Nie.
— Cóż, to prawda. — Draco uśmiechnął się złośliwie, po czym nachylił się nad nią i delikatnie pocałował.
Tańczyli do czasu, aż zespół przestał grać, ogłaszając wjazd tortu. Kobieta odsunęła się od Malfoya, tłumacząc, że musi przypilnować, by każdy dostał swoją porcję, a potem wznieść toast.
Sobota, 14 lutego, 21:39
Hermiona weszła przez drzwi, prowadzące do kuchni dokładnie w momencie wjazdu ciasta. Schowała się za dekoracyjnymi drzwiami, mając widok na całą salę, co umożliwiało jej obserwowanie ludzi.
Parę minut później, grupa kobiet zgromadziła się przy stole z deserami. Każda z nich była młoda, równie atrakcyjna i miała na sobie suknię, która więcej odkrywała niż zakrywała. Hermiona skrzywiła się, gdy uzmysłowiła sobie, że z inicjatywy swojego męża nosi podobną.
— Możesz w to uwierzyć? — odezwała się farbowana rudowłosa, podnosząc talerz i szukając na stole czegoś mało tłustego.
— I ta suknia! — odpowiedziała blondynka, która wybrała brownie z białym lukrem.
— Takiej sukni nie można założyć po dwóch ciążach! Nieważne, ile osób się nie zgadza.
— Kochanie, jestem pewna, że to Draco ją wybrał. Wszystkie wiemy, jak bardzo lubi, gdy jego kobiety noszą… jak najmniej.
Cała czwórka zachichotała pod nosem.
— Oczywiście. Kiedy ostatni raz do mnie przyszedł, chciał bym była ubrana tylko w dwie wstążki zawiązane artystycznie. Powiedzmy, że tej nocy był bardzo głodny — skomentowała blondynka.
Hermiona wzięła głęboki oddech, chcąc się uspokoić, jednak nie potrafiła sobie poradzić z uczuciem zranienia, które poczuła.
— Naprawdę nie wiem, co on w niej widzi — stwierdziła brunetka. — Jest taka… przeciętna. Nie jest wcale ładniejsza tylko dlatego, że walczyła obok Harry’ego cholernego Pottera i uratowała nasz świat.
— Dokładnie. I wszystkie wiemy, że lubi się czepiać. Biedny Draco cały czas mi opowiada, że chce jak najmniej czasu spędzać w domu. Jego własna żona powoduje, że nie chce tam być, bo nie może jej znieść.
— Oczywiście wiemy, że jest po prostu dzieciorobem — skwitowała ruda, wybierając w końcu tartę cytrynową. — Tylko po to jest mu potrzebna. Zastanawiam się, kiedy Draco w końcu wyrzuci jej gruby tyłek i się rozwiedzie. W końcu byłby wolny od jej…
— Puszystych włosów? — Hermiona aż podskoczyła, gdy zorientowała się, że był to komentarz Magdaleny, wprowadzający pozostałe kobiety ponownie w cichy śmiech.
Z kim Draco jeszcze nie spał? Hermiona schyliła głowę i delikatnie potarła nasadę nosa. Nie mogła uwierzyć, że wybrał nawet narzeczoną Ministra. Jeszcze ta suknia! Nic dziwnego, że nalegał, by ubrała parę skrawków materiału, które także nosiły jego pieprzone kochanki. Hermiona poczuła się nagle brudna i zaczęła się sobą brzydzić. Dlaczego Draco tak się zachował, akurat, gdy zaczęła myśleć, że był w porządku?
— Draco preferuje zadbane kobiety — powiedziała dosadnie Magdalena. — Ale nie lubi zrywać ze mnie ubrań. Ostatniej nocy był taki męski, kiedy wpadł do mojego mieszkania i wziął mnie przy ścianie. Na szczęście Alonzo twardo spał ze zmęczenia, inaczej jestem pewna, że słyszałby moje jęki, których nie byłam w stanie stłumić.
Kobiety przesłały sobie figlarne uśmiechy, ale rudowłosa się skrzywiła.
— Miałybyśmy go częściej, gdyby nie było tej grubej krowy. Nie zasługuje, by nazywać się Malfoy. To czystokrwiste nazwisko, a ona jest szla…
— Roslyn… — ostry głos przerwał jej wywód, aż z zaskoczenia upuściła talerz. Cała czwórka odwróciła się do Draco, który ze złością na nie patrzył. — Nie pozwolę, by wasza czwórka źle wyrażała się o mojej żonie. Nigdy więcej tego nie róbcie. Hermiona jest dwa razy więcej warta niż wasza czwórka razem wzięta i to, że szukam towarzystwa poza moim małżeństwem, nie daje wam prawa, by zachowywać się jak suki i obrażać moją żonę. Prawdę mówiąc — poza tobą Magdaleno i tylko dlatego, że przyszłaś z Ministrem — macie natychmiast opuścić moją posesję. Nie wiem nawet, jak to się stało, że dostałyście zaproszenie, ale wraz z partnerami macie się wynieść.
Gdy odchodziły, Draco wpatrywał się w ciasto, które wylądowało na podłodze. Schylił się, by podnieść kawałki zbitego talerza i gdy zebrał wszystko, wstał, po czym zniknął na moment. Po niedługim czasie, pojawił się obok niej, tuż za palmami, powodując, że podskoczyła ze strachu.
— Co tutaj robisz? — zapytała podejrzliwie, przytulając siebie, chcąc zakryć swój biust, czując się naga po tym, co przed chwilą podsłuchała.
— Są po prostu zazdrosne. — Draco przewrócił oczami i odciągnął jej ramiona od piersi. — Nosisz tę suknię dużo lepiej niż którakolwiek z nich by mogła. — Trzymając przed sobą talerz przekąsek, powiedział: — Przyniosłem ci trochę słodkości. Weź któreś.
Hermiona spojrzała na niego, po czym przeniosła wzrok na podstawiony jej talerz. Wolno wybrała z niego cytrynową tartę bezową i ugryzła.
— Skąd wiedziałeś, że tu byłam? — zapytała, po przełknięciu.
— Zauważyłem cię, gdy rozmawiałem z Potterem. Nie podobała mi się twoja mina, gdy patrzyłaś na te kobiety i…
— Masz na myśli, twoje kochanki! — wysyczała.
— … i pomyślałem, że przerwę to, co robiły, a przy okazji okazało się, że cię obrażały… Mimo wszystko nie uważam, że zasłużyły na przeklnięcie ich i zmniejszenie ich walorów, bo w sumie i tak były niewiarygodnie małe, kościste i po prostu zazdrosne. — Nie brzmiał na przejętego, jakby to, co usłyszał, było mu obojętne.
— Więc wyrzuciłeś swoje seks-przyjaciółk…
— Kobiety — przerwał jej Draco.
— Dobrze, kochanki — powiedziała kręcąc głową i widząc zirytowanie na twarzy Draco, twardo kontynuowała, tak, by jej nie poprawił po raz kolejny. — Wyrzuciłeś swoje kochanki za to, że obraziły mnie, twoją przeciętną Jane, czepialską żonę, dziecioroba? Jak szlachetnie!
Odwracając się, wróciła do pomieszczeń służby, gdzie ludzie wymijali ją z rękami pełnymi brudnych naczyń, czy dużymi workami ze śmieciami. Niektórzy zerkali na nich z zaciekawieniem, gdy przechodzili.
— Hermiono… — Draco złapał ją za ramię i odwrócił w swoją stronę.
— Co, Draco? Co?! — krzyknęła, wyrywając się mu.
Mężczyzna krytycznie spojrzał na otaczających ich pracowników, którzy zwolnili swoją pracę, by przysłuchać się ich rozmowie. Hermiona westchnęła i tym razem to ona złapała go za dłoń, by wyprowadzić do holu przed kuchnią.
— Poważnie, Draco. Nie wiem, dlaczego się ze mną kłócisz lub dlaczego je powstrzymałeś. Przecież nic bym im nie zrobiła, w końcu nic nie poradzę na to, że mój mąż sypiał z każdą z nich i po prostu chciały poplotkować o ich wspólnym kochanku.
Draco sfrustrowany przeczesał dłońmi włosy.
— Przestań siebie poniżać. To ty jesteś moją żoną, nie one! To ciebie wybrałe…!
— Bym urodziła ci syna! — skończyła za niego Hermiona.
— Tak, bo żadna z nich nie ma twoich cech. Nie wyszłaś za mnie tylko dla pieniędzy, masz większe ambicje niż śledzenie ostatnich trendów mody. Nie interesują cię plotki, nie starasz się robić tego, co inne kobiety, by im się przypodobać. Jesteś inteligentna, symulujesz ciekawe, interesujące i wymagające dyskusje, a w naszym przypadku — w sumie przez większość czasu — kłótnie. Nie jesteś czepialska, a tym bardziej nie jesteś przeciętną Jane, dzieciorobem. Jesteś piękna na swój własny, delikatny, a zarazem wyrafinowany sposób! — powiedział zirytowany mężczyzna. — Troszczysz się o innych i kochasz nasze dzieci bardziej, niż ja kiedykolwiek bym mógł. Roztaczasz wokół siebie aurę, która powoduje, że promieniejesz, gdy uda ci się osiągnąć coś, w co włożyłaś sporo serca. Jesteś dla każdego miła… nawet jeżeli go nie lubisz.
Przerwał, jakby zszokowany tym, co właśnie powiedział, jednak już po krótkiej chwili, położył swoje dłonie na ramionach Hermiony i przytulił ją.
— Nigdy więcej nie porównuj się do tych, którzy są poniżej ciebie. Jesteś dla mnie warta więcej niż złoto, które ważyłoby tyle, co ty.
Słysząc wszystkie te słowa, Hermiona wpatrywała się w niego oniemiała. To był pierwszy raz, gdy powiedział jej coś miłego, dał tak dobry i cenny komplement.
Jednak od razu uzmysłowiła sobie, że nie powinna się spodziewać więcej niż to.
Kiedy ponownie na niego spojrzała, wiedziała, że coś planuje.
— Powinniśmy wrócić na przyjęcie — powiedział po dłuższym milczeniu, wiedząc, że Hermiona nic więcej nie doda. Przytaknęła, dalej próbując przekonać tę cząstkę swojego serca, w której ponownie pojawiła się nadzieja, że tego typu słowa z jego ust mogą już nigdy więcej nie paść. Jednak zanim mogła do końca w to uwierzyć, Draco jeszcze raz ją przytulił i złożył na ustach delikatny pocałunek.
Tak, na pewno coś planował.
Niedziela, 1 marca
Hermiona krzątała się po kuchni, wyjmując miski z górnej szafki i płatki z dolnej. Aurelia dalej próbowała robić piruety przy drzwiach, udając balerinę z aktualnie ulubionego serialu. Gdy pojawił się Leo, z jego sylwetki emanowała złość i obraza, że musi założyć znienawidzony krawat, który był elementem mundurka szkolnego.
— Mamo, mogę zjeść czekoladowe? — zapytał z nadzieją w głosie.
Kobieta zaprzeczyła ruchem głowy i postawiła przed nim porcelanową miskę, w momencie, gdy usiadł na jednym z krzeseł znajdujących się przy wyspie kuchennej. Zerknął na otrzymane jedzenie, po czym wykrzywił się.
— Weet Bix? Bleh!
— Następnym razem, kochanie. — Hermiona uśmiechnęła się i poczochrała mu włosy. — Aurelia, śniadanie!
Dziewczynka przestała tańczyć i natychmiast podbiegła do stołka barowego, siadając koło brata. Z apetytem zabrała się za jedzenie, więc Hermiona odwróciła się w kierunku blatu, gdzie zalała dwa kubki czarnej, mocnej kawy.
— Tato, mama powiedziała, że nie mogę dziś mieć płatków czekoladowych — narzekał Leo, co zwróciło uwagę Hermiony i obserwowała teraz wymianę zdań syna z Draco, zastanawiając się, jak jej mąż zareaguje.
Draco przeczesał dłonią swoje włosy, po czym lekko poklepał Leo po czuprynie.
— Słuchaj swojej matki — odpowiedział krótko. Podszedł do blatu i zabrał jedną kawę.
— Dzięki — rzucił, odkładając papierową torbę na blat. — To dla ciebie i dzieci — dodał przed upiciem łyka. Na smak goryczy, wyrwał się z jego gardła jęk zadowolenia.
Kobieta odłożyła trzymany kubek i otworzyła torbę, wyciągając z niej swoją ulubioną cytrynową tartę bezową, potrójne czekoladowe brownie dla Aurelii i muffina bananowego dla Leo. Zanim spakowała smakołyki do pudełek lunchowych, uśmiechnęła się do Draco, przelotnie całując go w policzek.
— Mamo… Czy jak będę dziś bardzo, bardzo, bardzo grzeczny, to mogę jutro zjeść płatki czekoladowe na śniadanie? — zaskomlał Leo.
Oboje rodziców pokręciło głowami, a wyraz twarzy chłopca z pełnego nadziei natychmiast zamienił się w smutny, tak jak u normalnego pięciolatka, który nie dostanie tego, czego pragnie.
Czwartek, 17 marca
Gdy usłyszała, jak ktoś fiuuka do niej, odkładała ostatnie z zabawek Leo. Wstała i podeszła do kominka, by zobaczyć, kto ją odwiedził.
— Harry! — zawołała, rzucając mu się w ramiona na powitanie. Mężczyzna mocno ją przytulił i trwało to dłużej niż zazwyczaj, więc Hermiona natychmiast wyczuła, że coś jest nie w porządku. Odsuwając się, spojrzała na jego poważną minę i zastanowiła się, co ją spowodowało.
— Musimy porozmawiać — zaczął powoli i cicho, prawie żałośnie.
— Co się stało? — zapytała, czując nagłe zimno.
— Dzieci są w domu?
— Nie, są w szkole. — Wierząc mocno w mugolskie doświadczenie, Hermiona zapisała swoje dzieci do pobliskiej szkoły. Aurelia była już w drugiej klasie, a jej brat w szkole przygotowawczej.
— To dobrze… A twój mąż?
Jeżeli Hermiona nie byłaby podejrzliwa z powodu tonu głosu Harry’ego, gdy ten wspomniał o jej mężu, to teraz zdecydowanie zaalarmowałby ją fakt, że przyjaciel nie powiedział o Draco po imieniu, a nazwał go jej mężem.
— Co tym razem zrobił Draco? — zapytała, wzdychając.
Harry pokręcił głową i położywszy jej dłoń na plecach, pokierował do salonu. Pozwolił jej usiąść na sofie, a sam wybrał stolik kawowy przed nią. Zaczął intensywnie się w nią wpatrywać szukając jakiegoś znaku czy problemu.
— Hermiono… Muszę powiedzieć ci coś, co może cię mocno zranić. — Kobieta zmarszczyła brwi, a w jej głowie zaczęły kłębić się przeróżne myśli, możliwości.
— Nie… Nie chcę nic rozbić i naprawdę myślę o Rei oraz Leo, ale po prostu muszę ci to powiedzieć. Już od miesiąca mnie to gnębi. — Harry wstał i zaczął nerwowo chodzić po pokoju. Wyglądał jakby bił się sam ze sobą, próbując zdecydować, czy to, co ma zamiar zdradzić jest dostatecznie ważne.
Hermiona pochyliła się lekko do przodu, wyciągając rękę, by położyć mu ją na ramieniu.
— Po prostu mi powiedz, Harry. To nie może być nic bardziej bolesnego, niż to, co próbuje mi podsunąć mój zdradziecki umysł.
Harry głęboko odetchnął i odwrócił się w jej kierunku, by móc złapać jej dłonie w swoje i mocno ścisnąć.
— Dobrze, okay. Wiesz, że miesiąc temu musiałem lecieć do Kopenhagi na Międzynarodowe Spotkanie Aurorów?
Kobieta przytaknęła.
— Cóż… Wracałem właśnie do hotelu, gdy w barze zobaczyłem Draco. Chciałem do niego podejść i się przywitać, gdy… — Harry skrzywił się na jakąś myśl, a jego palce mocniej ścisnęły Hermionę. — Hermiono, widziałem, jak podeszła do niego jakaś kobieta. Na początku myślałem, że to prawdopodobnie jakaś jego przyjaciółka, ale wtedy… no…
Hermiona przypatrywała się i zrozumiała, że jej najlepszy przyjaciel walczy ze sobą, by powiedzieć, że jej małżonek zdradza ją od ośmiu lat. Serce na moment jej zamarło. Teraz Harry będzie wiedział, jak bardzo szczęśliwa była przez ostatnią dekadę.
— Och, słodki Merlinie, nie mogę tego inaczej powiedzieć. Pocałował ją i później skierowali się do wind… Wiadome było, co miało się stać. Tak jakby go śledziłem, by mieć pewność, że mi się nie przewidziało. I nie przewidziało mi się, Hermiono. — Zatrzymał się, by spojrzeć na jej twarz, by czekać na nadchodzące załamanie. Jednak jej twarz była spokojna jak nigdy.
— Boże, Hermiono. Tak bardzo przepraszam, ale musiałem ci powiedzieć prawdę. Draco cię zdradza i…
— I zdradzał od czasu, gdy zaszłam w ciążę z Rei — cicho przerwała mu w połowie Hermiona. Tym razem to ona ścisnęła dłonie Harry’ego. Odsunęła się i ponownie usiadła na sofie, opierając wygodnie ramię na podłokietniku. Mężczyzna z przerażeniem się w nią wpatrywał, zaskoczony, że akurat ona tak stoicko do tego podeszła.
— Usiądź Harry, a opowiem ci prawdę o oszustwie, zwanym moim małżeństwem. — Parsknęła, szukając lepszego określenia. — Albo raczej o moim pakcie z diabłem?
Harry wrócił na swoje poprzednie miejsce, słuchając, jak Hermiona opowiada mu o wszystkim, od samego początku — o bankructwie rodziców, propozycji Draco, że ich spłaci za urodzenie mu męskiego potomka. Powiedziała o porozumieniu, które zawarli tamtego sylwestra. Po prostu skróciła mu całą opowieść, bez pomijania najważniejszych detali.
— To małżeństwo bez miłości, emocji. Draco tak naprawdę nigdy nie zbliżył się do mnie, gdy jesteśmy sami, z reguły ignoruje Aurelię i rozpływa się nad Leo. To wygląda tak, jakbym była po prostu dla niego surogatką, która zmieniła się później w nianię, zajmującą się jego dziećmi.
Mężczyzna wpatrywał się w nią oniemiały, a jego szok, aż odbijał się echem od ścian pomieszczenia. Hermiona obserwowała go, czekając na jakąkolwiek reakcję, spodziewając się złości, na którą według niej zasłużyła za wpakowanie się w ten cały bałagan.
Na przemian otwierał i zamykał usta, jakby chciał coś powiedzieć. Na moment odwrócił wzrok, skupiając myśli, po czym ponownie popatrzył na nią z determinacją w oczach.
— Dlaczego nie przyszłaś do mnie? Do nas? Przecież byśmy pomogli zarówno tobie, jak i twoim rodzicom.
— Moi rodzice nawet nie chcieli, bym im pożyczyła pieniądze. — Hermiona wzruszyła ramionami. — I wtedy pojawił się Draco, ktoś, kogo nie znają i nie czuli, jakby to była pożyczka z litości i proszę! Pieniądze się znalazły.
— To okrutne, Hermiono. — Harry powoli pokręcił głową. — Sprzedałaś się. I do tego, za taką kwotę!
Kobieta ponownie wzruszyła ramionami, po czym wygodniej usiadła. Zmęczona, rozmasowała dłonią skroń.
— I pozwalasz mu się zdradzać? Hermiono, z tego samego powodu przeklęłaś Rona, zmniejszając mu penisa do rozmiarów dziecięcych! Dlaczego pozwalasz na to Malfoyowi?
— Ponieważ Malfoy nie chciał ode mnie nic więcej poza Leo. Aurelię uznałby za pomyłkę, zanim pojawiłby się męski potomek, spłacił moich rodziców, tak by mogli dalej żyć życiem, na które ciężko pracowali, nawet podczas moich wyskoków w szkole. — Kobieta uśmiechnęła się, ale bardziej wyglądało to, jakby uśmiechała się przez łzy. — Przynajmniej postawił sprawę jasno. Był nawet pewny, że sama będę się tak zachowywała i nie miałby nic przeciwko temu, zważając na to, że on sam miał na zdrady przyzwolenie. Nie pociągam go seksualnie i nigdy nie pociągałam. Potrzebował mnie tylko do spłodzenia dzieci.
— Więc… skorzystałaś z jego um… oferty? — Zagestykulował kulawo mężczyzna, a na jego twarzy pojawił się rumieniec.
Kobieta zaprzeczyła ruchem głowy i pozwoliła opaść jej na wielką poduchę, unosząc wzrok w sufit.
— Nie, nigdy.
— Dlaczego nie? Nie jesteś… a co o… rany, Ginny na pewno potrafiłaby się wysłowić — wymamrotał Harry.
— Nie mogę go zdradzać, Harry, dla mnie to złe. Sama skazałam się na samotność i brak seksu. Nasza umowa skończy się, gdy Leo osiągnie pełnoletność. Ja w tym czasie będę już stara, pomarszczona i pewnie nieatrakcyjna. Powinnam się cieszyć, że mam Rei’ę i Leo, i naprawdę jestem z tego powodu szczęśliwa. Dał mi dwójkę cudownych dzieci. — Hermiona przerwała na moment, marszcząc brwi, po czym spojrzała prosto w oczy przyjaciela. — Nie znałam zdrady dorastając. Obraz małżeństwa mam od moich rodziców i oczywiście Weasleyów. Taka już jestem, że nie mogę sobie nawet wyobrazić próby zdrady ze swojej strony. Poza tym, gdybym miała wybierać pomiędzy życiem bez seksu a moimi dziećmi, bez zastanowienia wybrałabym Rei’ę i Leo.
Harry niechętnie się zgodził, po czym usiadł obok niej na sofie.
— Przepraszam, Hermiono. Przepraszam, że mnie nie było wtedy przy tobie i nie mogłem ci pomóc. Gdybym tylko wiedział… Nie musiałabyś być uwięziona w tym koszmarze i zostać wykorzystana.
Nie zgadzając się z nim, Hermiona powiedziała:
— Gdyby Draco mnie wykorzystywał, dowiedziałbyś się pewnie z nagłówków Proroka, że dziedzic Malfoyów wylądował przez żonę w szpitalu. Wykorzystaliśmy się nawzajem i mam nadzieję, że to rozumiesz.
Mężczyzna przytaknął. Oboje zamilkli, myśląc o tym, co usłyszeli podczas tej rozmowy.
— Czy ktoś inny wie o tym? Znaczy, czy znają prawdziwe powody waszego małżeństwa? — odezwał się cicho Harry.
— Nie. Nie powiedziałam nawet Ginny. — Gdy mówiła, Hermiona spuściła wzrok na swoje dłonie. — Moi rodzice wiedzą, że Draco spłacił ich kredyty w zamian za to, że go poślubię, ale nie wspominałam o drugim warunku. Wszyscy myślą, że podczas naszego pierwszego roku nie mogliśmy się od siebie oderwać i dlatego przez przypadek zaszłam w ciążę.
Harry skwitował to krótkim parsknięciem i przytulił Hermionę, pozwalając, by oparła głowę o jego ramię.
— Przykro mi, Hermiono. Naprawdę mi przykro.
— Nie martw się. Sama naważyłam tego piwa, więc je teraz wypiję — powiedziała, uśmiechając się i lekko klepiąc go uspokajająco po klatce piersiowej.
Poniedziałek, 30 kwietnia, 7:25
Hermiona siedziała przy stole i czytając poranne wiadomości, jadła owsiankę. Po prawej stronie Aurelia obgryzała skórki tostów. Leo zamiast jeść swoje śniadanie, bawił się nim, wydając odgłosy różnych zwierząt, tocząc bitwę smoki kontra Leo Malfoy. Niedługo, dziewczynka pójdzie się ubrać i uda się do szkoły, a Hermiona odwiezie Leo do jego.
Draco pojawił się w drzwiach, niosąc telefon Hermiony, którego ta używała, by mieć kontakt z mugolskimi krewnymi.
— Trzymaj — powiedział, wyrywając kobietę z zaczytania. Gdy zabrała komórkę, usiadł obok niej i wpatrywał się, jak rozmawiała.
— Halo? — zapytała, zaczynając konwersację.
— Hermiono… O Boże… Natychmiast przyjedź… Twoja matka… wypadek… szpital… — To były jedyne słowa, które zrozumiała poprzez łzy i spanikowany głos ojca. Wstała gwałtownie, mocniej ściskając telefon, czując, jak adrenalina zaczyna napędzać jej ciało
— Tato… Tato, musisz się uspokoić… Tato? — powiedziała spokojnie, mimo że wcale się tak nie czuła. Graham nie słuchał tego, co mówiła, jedynie zamilkł, gdy Hermiona wykrzyknęła jego imię z pewnym ostrzeżeniem. — Tato, musisz powiedzieć mi, gdzie zabrali mamę i przyjadę tak szybko, jak będę mogła. — Zarządziła, biegając wzrokiem po całym pokoju, nie mogąc skupić się na niczym poza nazwą szpitala, którą wyłkał Graham. — Zaczekaj na mnie, będę w ciągu trzech minut.
Rozłączyła się i patrzyła niewidzącymi oczami na stół przed sobą, nie czując, jak dzieci ją obserwują.
— Hermiono… — powiedział cicho Draco, dotykając ramienia kobiety. Wyrwało ją to z chwilowego otępienia.
— Musisz zabrać dzieci do…
— … do szkoły, wiem. Idź — dokończył. Kobieta wyciągnęła różdżkę, by przetransmutować ubranie, obiegła stół, żegnając dzieci i aportowała się.
Poniedziałek, 30 kwietnia, 15:32
— Więc… co dziś robiliście w szkole? — zapytał Draco, próbując przerwać niekomfortową ciszę, która trwała od momentu odebrania przez niego Aurelii. Minęło trochę czasu, odkąd prowadził samochód, przeważnie robiła to Hermiona. On sam zabierał dzieci ze szkoły może w sumie z pięć razy od kiedy zaczęły do niej uczęszczać. Kupił auto po tym, jak Hermiona nalegała, by dzieci uczyły się w szkole mugolskiej. Dziś jednak sytuacja była zupełnie inna i jeżeli poranek mógł dać jakąś wskazówkę, to zapowiadał się długi i depresyjny dzień.
Leo, który siedział w dziecięcym foteliku, ożywił się na zadane pytanie.
— Pani MacDonald nauczyła nas nowej rymowanki o pająku, a Pani Muffet. — Chłopiec umilkł na moment, jakby się nad czymś zastanawiając. — Tato, a co to twaróg?
Draco musiał pomyśleć, by odpowiednio odpowiedzieć.
— To taki biały, lejący się ser z grudkami? — odparł w końcu, chociaż jego głos zdradzał lekką niepewność.
— O! — skomentował Leo, zadowolony, że mógł się czegoś nowego nauczyć. Nagle na jego twarzy pojawił się grymas. — Darcy Harrington powiedziała, że byłem dziewczynką, tatusiu! Powiedziała, że jeżeli byłem dziewczynką to muszę nosić sukienki. Ta dziewczynka jest niemiła!
— Co zrobiłeś? — zapytał Draco, obserwując syna poprzez lusterko wsteczne.
— Nic. — Leo uśmiechał się niewinne i już przez sam ton jego wypowiedzi, Draco był pewny, że to wcale nie było takie nic.
— Leo… — zaczął ostrzegawczo Malfoy, martwiąc się lekko, że Leo będzie musiał zmienić szkołę, gdyby naraził mugoli na jakieś czary. Chłopiec jednak tylko pokręcił głową.
— Tatusiu… — opowiedział takim samym tonem. Draco zmarszczył na to brwi.
— Nie używaj tego tonu w stosunku do mnie! — warknął, patrząc, jak Leo kurczy się w sobie na tak rzadkie podniesienie na niego głosu przez jego ojca. Mężczyzna jednak czuł nacisk, że powinien dobrze zająć się swoimi dziećmi, nawet bez Hermiony obok, która mogłaby zwrócić mu uwagę na to, co robiłby źle. Przygnębiający nastrój nie opuszczał go od samego rana, gdy jego żona aportowała się do szpitala. Sam dzwonił po szpitalach znajdujących się najbliżej kliniki teściów, próbując ustalić, w którym z nich przebywała. Dopiero w czwartym powiedzieli mu, że tak, przyjęli na oddział Jane Granger, która uczestniczyła w wypadku samochodowym i po podaniu spowinowacenia, udało mu się dowiedzieć, jak się czuła. Według słów pielęgniarki, nie za dobrze.
Zdawał sobie sprawę z tego, że gdy Hermiona wróci do domu, będzie załamana.
— Tato? — nieśmiało zaczęła Aurelia, która nerwowo wykręcała palce, a wzrok miała wbity w podłogę.
— Co?
— Gdzie jest mama? — zapytała cicho.
Mężczyzna milczał przez chwilę, skręcając. Gdy w końcu odpowiedział, wiedział, że Leo słucha go równie uważnie.
— Coś się stało babci Jane. Zachorowała bardzo mocno i musieli zabrać ją do szpitala. Wasza matka i dziadek są tam razem z nią. — Zatrzymał się, zastanawiając się, czy powinien powiedzieć coś jeszcze, jednak zdecydował, że ta ilość informacji była dostateczna.
— Czy z babcią będzie wszystko dobrze?
— Nie wiem, Aurelio. Gdy dzwoniłem, pielęgniarka sama nie wiedziała.
— Babcia umrze? — płaczliwie powiedział Leo, a Draco przeklinał swoją bezpośredniość, ale sam przecież od dawna wierzył, że lepiej jasno postawić sprawy, niż dać innym niepotrzebną nadzieję.
— Nie wiem. Musimy mieć nadzieję, że jej pomogą.
W samochodzie po raz kolejny zapanowała cisza i trwała do końca podróży do domu.
Poniedziałek, 30 kwietnia, 23:49
Odgłos kominka, był na tyle głośny, że wyrwał Draco ze skupienia. Uniósł wzrok i poczuł, jak jego serce ściska żal i litość na widok, który zobaczył.
Hermiona pojawiła się w pokoju w pogniecionych ubraniach, włosy miała w jeszcze większym nieładzie niż zazwyczaj, oczy spuchnięte od płaczu, a twarz mokrą od łez. Przez usta brała duże hausty powietrza.
Jednym słowem, wyglądała jakby sama umierała.
Przy kolejnym kroku, Draco wstał z fotela i widząc, jak jej ciało było na autopilocie, podszedł do niej z ciężkim sercem.
Przytulił Hermionę, która głośniej zaszlochała, opadając w oplatające ją ramiona.
Cały ból, żałoba, złość na niesprawiedliwość i łzy, które trzymała w sobie cały dzień, wyrwały się z niej, powodując, że nie była w stanie zapanować nad swoim ciałem.
— Powiedz mi… Wyrzuć to z siebie, kochanie… — szeptał uspokajająco Draco, prowadząc do sofy, gdzie oboje usiedli, kołysząc się w przód i tył.
— Nie żyje — załkała Hermiona. — Nie żyje! — płakała, a z oczu wypłynęła jej kolejna fala łez. — Umarła, Draco… moja mama umarła — jej słowa zlewały się w jedno, a głos łamał.
Draco przytulił ją mocniej do siebie, pozwalając, by łkała w jego pierś, nie dbając o to, że zaplami mu koszulę. Jego serce, o którym mówiono, że go nie ma, pękało, gdy widział i wiedział, jak blisko były ze sobą obie kobiety.
— Co się stało? — zapytał cicho.
— Jechała… jechała… jechała wcześniej do kliniki, by posprzątać przed otwarciem, kiedy wjechała w nią ciężarówka… Zasnął za kierownicą… — zapłakała mocniej, a Draco uświadomił sobie, w jakim stanie musi być teraz jej ojciec.
— Zabrali ją do szpitala… ale nie mogli… nie mogła… tyle krwi… te wszystkie rany… mamo… och, Draco!
Mężczyzna nie zaprzestał delikatnego kołysania, pozwalając jej wyrzucić z siebie wszystkie emocje.
— Próbowali ją operować… ale nie mogli zatrzymać krwawienia… straciła… — W tym momencie ponownie czknęła, po czym próbowała zetrzeć z twarzy łzy. To nie pomogło, ponieważ już po chwili, płakała dalej. — Powiedzieli, że straciła zbyt wiele krwi i za każdym razem, gdy zszyli jedną ranę… Pękały szwy lub otwierała się kolejna.
Przytaknął, wyobrażając sobie zmasakrowane ciało, ale nie odsunął się od żony.
— Jak trzyma się twój ojciec? — zapytał.
— Kompletnie się załamał. Stracił swoją bratnią duszę… partnera… Wydaje mi się, że czuje się dwukrotnie gorzej niż ja — mówiła, wracając myślami do ostatnich szesnastu godzin. — Sam wypadek mocno na niego wpłynął i był zrozpaczony, gdy rano się do niego aportowałam. Kiedy wieczorem nam przekazali informacje, musiałam zabrać go do domu i zmusić, by wypił eliksir nasenny.
Kiedy skończyła opowiadać tym, kogo musi jeszcze powiadomić o śmierci matki i mimo że przestała płakać, Draco dalej nie wypuszczał jej z ramion. Wydawało się, że Hermionie również nie przeszkadza ta pozycja, ponieważ oparła głowę o jego tors. Długo siedzieli w tej pozycji, nawet po tym, gdy zegar wskazywał już wpół do pierwszej w nocy. Hermiona nie zamierzała wstawać tak długo, jak Draco oferował swoje ramiona, ponieważ w tym momencie, potrzebował pocieszenia z każdego możliwego źródła.
Wtorek, 1 maja
Hermiona obudziła się, czując na sobie jakiś ciężar. Powoli odzyskiwała świadomość, rozumiejąc, że ten ciężar, to dwa małe ciałka jej dzieci. Wycieńczona, uniosła powieki, wpatrując się w zmartwioną Aurelię. Po lewej stronie, Leo trzymał ją za rękę.
— Mamusiu… — wyszeptał. Odwróciła się do niego, widząc, jak jego oczy zaczynają łzawić. — Mamo… Czy z babcią wszystko dobrze?
Czyli kiedy Draco wstał, nie powiedział im, że Jane zmarła, co znaczy, że teraz Hermiona musi delikatnie przekazać i wyjaśnić, dlaczego już nigdy nie zobaczą swojej ukochanej babci.
— Babcia Jane jest teraz w niebie — powiedziała cicho, obserwując, jak syn zaczyna płakać i wtula swoją głowę w jej bok. Aurelia przytuliła się do niej mocniej i również szlochała.
Hermiona objęła dzieci, zadowolona i jednocześnie zasmucona, że oboje rozumieją, co miała na myśli mówiąc w niebie. Nie musiała tego tłumaczyć i wiedzieli, że ich babcia umarła.
Stłumiła własne łzy, które napłynęły jej do oczu na samą tę myśl.
Już nigdy nie zobaczy swojej matki.
3 sierpnia, 00:09
Hermiona westchnęła, wertując stos dokumentów leżących na biurku. Kiedy nie znalazła tego, którego szukała, mówiącego ilu gości powinna się spodziewać na balu z okazji pięćdziesiątej rocznicy Trishama, podeszła do szafki. Irytowało ją, gdy zostawiała coś w domu, przez co musiała znaleźć dodatkową chwilę, by wrócić do dworu i to przynieść.
W końcu znalazła to, czego szukała. Przebiegła wzrokiem po liście, co potwierdziło, że pamięć ma tak dobrą, jak wcześniej — spodziewali się dwustu pięćdziesięciu gości. Wyprostowała i odwróciła się, by wyjść, jednak natychmiast zamarła.
Minęły dwa miesiące od czasu, aż pochowała matkę, załamania jej ojca, którego depresja doprowadziła praktycznie do całkowitej izolacji. Jednak zdziwiła się, widząc zdjęcie na jednej z półek, przedstawiające ją samą, Grangerów oraz Leo z Aurelią. Świadomie je schowała, by nie musieć na nie patrzeć, ponieważ serce dalej miała przepełnione żałobą. Przepłakała parę dni po śmierci matki, a już najbardziej przeżyła jej pogrzeb. Draco trzymał się na uboczu, pozwalając, by Aurelia i Leo opiekowali się nią, uspokajali, gdy tylko usłyszeli szloch.
Przestała płakać właśnie dzięki nim, czując poczucie winy, że to oni pocieszali ją, gdy powinno być na odwrót. Dotarło do niej, że wszystko, co do tej pory zrobiła, wszędzie, gdzie zawiodła, jej małżeństwo bez miłości, niszczące jej życie, było na marne.
I wtedy płakała nawet bardziej i za czymś więcej, niż tylko za matką.
Kiedy była młodsza, zawsze wierzyła, że gdy weźmie ślub, to tylko z miłości, a mąż będzie traktował ją z szacunkiem, będą sobie równi do końca życia. Nie wyobrażała sobie, aby któreś z nich zdradzało. Karma, zły los czy jakieś naprawdę straszne przeszłe życie musiało ingerować w to obecne.
Teraz ktoś ponownie postawił zdjęcie na wierzchu. Wiedziała, że jeszcze niejedną noc nad nim przepłacze, przypominając sobie, w którym miejscu w życiu się teraz znajduje.
Czując napływające łzy, zezłościła się na siebie, dokładnie tak samo, jak za każdym razem, gdy powtarzała się ta sytuacja. Wściekała się za słabość, samolubność i zapomnienie o tym, że źródłem jej miłości, dumy i radości są Leo z Aurelią.
Wychodząc z pokoju, położyła zdjęcie tak, by nie musieć na nie więcej patrzeć. Szła w stronę tylnych schodów, tych, które znajdowały się najbliżej kominka podłączonego do sieci fiuu na drugim piętrze.
Starła z policzków łzy, próbując odepchnąć depresyjne myśli, a jednak dalej płakała, przez co nie zauważyła fioletowych szpilek, które leżały na trzecim stopniu od góry.
Usłyszała swój krzyk, próbując wyhamować upadek, jednak czuła, że uderza stopień za stopniem, co spowodowało, że obijała się z każdej nowej strony, łamiąc przy tym zapewne parę kości.
Wydawało jej się, że spadała godziny. Upadek zakończyła głośnym uderzeniem głową o marmurową posadzkę. Jak przez mgłę widziała, pojawiającą się na piętrze bladą postać.
Candace Von Dyke interesowały tylko pieniądze, była sztuczna i tylko krok dzielił ją od bycia zwykłą dziwką. Jedyny pozytyw, który w niej widział to to, że potrafiła milczeć, gdy jej nakazał.
Nie mógł odmówić jej bycia dziką, zawsze dostawała to, czego chciała i nic nie mogło jej powstrzymać od dorwania się do jego pieniędzy. Sam nie wiedział, dlaczego pozwalał kobiecie na aż tyle, dlaczego ciągle do niej wracał, a mimo to całowali się przez cały hol, rozbierając po drodze do jednej z wolnych sypialni. Jego myśli były przysłonione pożądaniem, chceniem, potrzebą, zupełnie jakby brakowało mu powietrza, a oferowała je właśnie Candace.
Jednak jakimś cudem poprzez ich jęki i zamglone umysły usłyszał zaniepokojony krzyk, który nagle został przerwany. Przerwał na moment to, co robił, zasłaniając dłonią usta kobiety, uciszając ją w ten sposób. Zastanawiał się, dlaczego ten dźwięk brzmiał zupełnie jak Hermiona. Przecież była w pracy!
Kolejne krzyki, odgłos obijanego ciała, a na końcu głuche uderzenie.
Czując ogromny ścisk żołądka, natychmiast odsunął się od Candace, zupełnie ignorując jej zaskoczenie i wybiegł przez drzwi, by zatrzymać się na szczycie schodów.
Na samym dole leżała jego żona, która właśnie zamknęła powieki, a dłoń bezwiednie opadła na podłogę.
Draco praktycznie zeskoczył ze schodów, momentami zbiegając co cztery, czasami nawet pięć i boleśnie upadł na kolana.
— Hermiono… Hermiona… obudź się. — Delikatnie poruszył ją, po czym zaczął szukać jej pulsu. Prawie zapłakał, gdy go poczuł, jednak widząc krew, która zaczęła się zbierać pod jej głową — gwałtownie pobladł.
Siłując się z szatami żony, znalazł różdżkę i anulował zaklęcie antyaportacyjne. Pewnie, a jednocześnie uważając na głowę, wziął jej ciało w ramiona, po czym aportował się do Świętego Munga.
3 sierpnia, 16:16
Draco siedział przy łóżku żony, wpatrując się w jej nieruchome ciało. Była otoczona przeróżnymi przewodami — część miała dookoła zabandażowanej głowy, na klatce, a niektóre nawet w sobie. Podawali jej tlen poprzez jedną z nich. Dłonie ułożyli jej wzdłuż tułowia, a w lewej wbity miała wenflon. Prawe przedramię pokryte było brzydkimi, fioletowo-szarymi siniakami.
To była całkowicie jego wina i Draco doskonale o tym wiedział, czując zarówno ból, jak i poczucie winy. Gdyby tylko nie był tak podatny na zachowanie Candace, odwiedzając tamtejszy bar po spotkaniu biznesowym, gdyby tylko miał dostateczną ilość odwagi, gdyby po prostu myślał, odwróciłby się wtedy od tych dąsających się ust i odszedł. Albo gdyby… Westchnął, zdając sobie sprawę, że było zbyt wiele tych, gdyby — zaczynając od wyborów, które poczynił tego ranka. Nigdy jednak nie chciał jej zranić.
Gdy znaleźli się w Mungu, zaczął wzywać pomocy tak długo, aż nie zjawił się jakiś lekarz. Położył ją na łóżku, po czym została zabrana do jakiejś sali, by mogli wykonać rezonans i odpowiednio pomóc. Natychmiast znaleźli miejsce krwawienia i zatamowali ranę, ale ona nadal się nie obudziła.
Poinformowali go, wioząc ją do prywatnego pokoju, na który nalegał, że niedługo powinna się wybudzić — po prostu podczas operacji naprawienia kości czaszki dali jej dość mocną narkozę, dzięki czemu jej mózg będzie miał więcej czasu na naturalne wyzdrowienie.
W ciągu ostatnich dwóch i pół godziny praktycznie wcale nie opuszczał jej boku. Wstał tylko na moment, by wysłać sowy do Pani Weasley, Potterów i teścia, tak by wiedzieli, co się stało oraz zapewnić, że wszystko jest w porządku. Wiedząc, jak bardzo kochała dzieci, poprosił Panią Weasley, by odebrała Aurelię i Leo ze szkoły.
Poza skruszeniem czaszki, Hermiona zbiła również trzy żebra, zwichnęła nadgarstek oraz złamała kość łokciową. Lekarze czarami sprawili, że jej kości się zrosły przyspieszyli proces naprawiania popękanych naczyń krwionośnych. Była cała poobijana i Draco nie mógł obwiniać za to nikogo innego poza sobą.
I wtedy do pokoju weszła pewna osoba.
Siedział na krześle obok łóżka, na którym leżała Hermiona, obiecał jej, że gdy wyzdrowieje, nigdy już nie będzie miał żadnej kochanki (podświadomie wiedział, że zapewne będzie żałował tej decyzji). Cofnął się myślami do powodu, dlaczego w ogóle zaczął zwracać się w kierunku innych kobiet, dlaczego zamiast sypiać z Hermioną, która była jego żoną oraz co więcej — aż był zaskoczony tą myślą! — wyśmienita w łóżku (naprawdę wyśmienita!). Jego wszystkie podboje bledły przy niej i wyglądały miernie w stosunku do Hermiony. Dorastał ze wzorcem małżeństwa, gdzie małżonkowie nie są sobie wierni i było to dla niego całkiem normalne. Jego ojciec sam miał sporą liczbę kobiet na boku. Na samym początku ich związku wiedział, że na długo utknął z Hermioną i dlatego ostrzegł ją, że nie będzie jej wierny; sam uważał się wtedy ponad cholerną — aż się wzdrygnął teraz na to słowo — szlamą. Nie wyobrażał sobie, że mógłby z nią osiągać seksualne spełnienie, mające na celu coś więcej, niż tylko spłodzenie potomka. Z czasem jednak zaczął ją dostrzegać, nauczyła się jego nawyków na długo zanim zamieszkali razem. Zawsze znalazła czas pomiędzy tymi ważnymi dla ich układu sprawami, by porozmawiać z nim i mimo że w ostatnim czasie uprzejme, inteligentne konwersacje były rzadkością, nigdy nie nudził się, słuchając jej — w przeciwieństwie do tych wszystkich czystokrwistych kobiet.
W ciągu ostatnich ośmiu lat przyzwyczaił się do niej i stała się kimś więcej niż surogatką i niańką dla jego dzieci.
Nigdy jednak jej o tym nie powiedział i nie powie.
Dlatego też siedział teraz przy jej łóżku, obserwując, jak skóra zmienia kolor z przerażającej ciemnej purpury na żółty i przyrzekał, że już nigdy więcej nie będzie szukał towarzystwa poza swoim łożem małżeńskim i właśnie w tym momencie, przeżył chyba największy szok swojego życia. Szybko jednak ten szok zmienił się w wściekłość.
Do pokoju weszła Candace w swoich fioletowych szpilkach, krótkich spodenkach i cienkim topie. Zatrzymała się po zamknięciu za sobą drzwi i przyjęła pozę z wydętymi wargami w żałosnej próbie uwiedzenia go po raz kolejny.
Twarz Draco nie pokazywała zaskoczenia, które czuł na śmiałość kobiety. Niemniej nie ukrywał złości, jaką przez nią czuł.
— Draco, kochanie… — zaczęła, podchodząc bliżej.
Mężczyzna wstał powoli, kątem oka upewniając się, że Hermiona dalej spała. Candace praktycznie opadła na Draco, oplatając ramionami jego szyję.
— Draco, twoja żona jest już uleczona i zadbana, więc co powiesz na to, byśmy się wymknęli do któregoś z pokoi i dokończyli to, co przerwała ta krowa?
Malfoy zacisnął dłonie, powstrzymując się, by nie uderzyć kobiety na samą myśl, że mogła tu przyjść i żądać czegokolwiek, do tego w pokoju, gdzie leży jego żona, która spadła przez jeden z jej butów!
— Kochanie… — wyszeptała zalotnie, przygryzając ucho mężczyzny.
— Nie dotykaj mnie — warknął, odpychając ją od siebie. Candace zmarszczyła brwi, ale już po chwili szeroko się uśmiechnęła. Cofnęła się o krok. Zamiast dalszego utrzymywania kontaktu, dotknęła jednego z ramiączek swojego topu i zsunęła je z ramienia.
— Dobrze, ale w zamian pozwolę, byś to ty dotknął mnie — nęciła.
Draco ponownie ją odepchnął i spiorunował wzrokiem.
— Jak śmiesz… — wysyczał, nie hamując swojego gniewu. Na twarzy Candace pojawił się strach. Zaczęła cofać się z każdym krokiem, który w jej stronę brał Draco.
— Jak śmiesz przychodzić tutaj, do pokoju szpitalnego, w którym przez ciebie leży moja żona. — Głos ociekał jadem, a dłonie zaciskały się i prostowały, jakby w ten sposób próbował dać upust swojej złości. Candace cofnęła się aż do drzwi, które lekko się otworzyły.
— Jak śmiesz… po tym wszystkim, co zrobiłaś!
— Co ja zrobiłam? — wyszeptała kobieta, prostując się nagle. Złośliwy uśmieszek zastąpił wyraz strachu. — Draco, nie byłabym w twoim domu, a moje buty nie leżałyby na schodach, gdybyś nie wyraził na to zgody.
Jego dłoń jakby automatycznie próbowała ją uderzyć, ale zatrzymał się dosłownie centymetry od jej policzka. Candace wzdrygnęła się, próbując jednocześnie na nowo skulić się w sobie.
— Jeżeli chociaż raz jeszcze cię zobaczę, przeklnę cię do samego piekła. Epizod z Ronaldem Weasleyem będzie zaledwie drobnostką przy tym, co ci zrobię. I nawet jeżeli niechętnie robię coś kobietom, to jeżeli w jakikolwiek sposób zranisz Hermionę lub moją rodzinę, z przyjemnością złamię tę zasadę. Specjalnie dla ciebie. — Z głosu Draco wręcz kapała trucizna, a oczy ciskały gromy. Candace zaskomlała żałośnie, po czym odwróciła się i po prostu uciekła. Zanim jednak jej się to udało, ramię mężczyzny zablokowało jej drzwi. — I jeśli kiedykolwiek wspomnisz o tym, co było między nami komukolwiek… Nawet delikatną aluzją… Pamiętaj tylko, że nie bez przyczyny nazywam się Malfoy.
Kobieta bez słowa wyrwała się, wybiegając z sali. Ludzie oglądali się za nią, a wzrok Draco przeniósł się z płaczącej byłej kochanki na postać, opierającą się o ścianę tuż obok niego.
— Potter — przywitał się cicho.
Harry przez moment obserwował go z ciekawością, po czym przytaknął i wszedł za nim do pokoju. Odwracając oczy od swojej przyjaciółki, patrzył, jak Draco opada na krzesło obok łóżka.
— Masz szczęście, że Ginny zabrała najpierw dzieci do sklepu z jakimiś prezentami, w przeciwnym wypadku wszystko by usłyszały.
Draco zamknął oczy, opierając głowę o koniuszki palców, którymi zaczął rozmasowywać bolące czoło.
— Staram się trzymać z dala od spraw Hermiony…
— I niech tak zostanie — warknął, nie zmieniając pozycji.
— Ale i tak dość już swojego szczęścia poświęciła dla ciebie. Dlaczego ciągle musisz się z tym obnosić?
Draco pokręcił głową, ale milczał. Harry ścisnął prawą dłoń Hermiony, mówiąc dalej:
— Co się stało? — zapytał po cichu, przyswajając olbrzymią ilość znikających już siniaków.
— Masz na myśli, co ja jej zrobiłem? — warknął niekontrolowanie Malfoy, zanim ponownie się uspokoił. Dalej czuł się źle z tym wszystkim. — Potknęła się na schodach, bo Candace zostawiła tam swoje buty. Dobiegłem do niej w momencie, gdy straciła przytomność. — Mężczyzna przerwał, delikatnie gładząc lewą dłoń żony, uważając, by nie naruszyć wenflonu. — Rozbiła sobie czaszkę i zemdlała z powodu wstrząsu mózgu. Powiedzieli mi, że ten wstrząs musiał być dość silny, skoro zemdlała, ale to, że się nie wybudziła po dziesięciu minutach to dobry znak. Zbiła też trzy żebra, zwichnęła nadgarstek oraz złamała kość łokciową, dlatego całe jej ramię jest takie żółtawe. — Gestem wskazał na dłoń, trzymaną przez Harry’ego. — Lekarze dali jej dłuższą narkozę, by mogła dzięki temu sama wyzdrowieć i rzucili kilka czarów tak, aby siniaki szybciej zniknęły. Powiedzieli, że po południu powinna się obudzić.
Harry przytaknął i usiadł na drugim wolnym krześle.
— Mama odebrała dzieci ze szkoły — zaczął, wspominając o Molly. — Nie słyszałem, co się stało, dopóki nie wpadłem do Weasleyów i cała moja trójka plus wasza dwójka wpadła na mnie, by mnie przywitać, jednak nie było z nimi Ginny. Mama powiedziała mi o wypadku, ale nie mogła przyjść, bo umówili się wcześniej, że tata przyprowadzi paru współpracowników po pracy, więc musiała przygotować obiad. Wydaje mi się, że twoja prośba jak i list z wyjaśnieniami, uspokoiły ją na tyle, że nie rzuciła wszystkiego, by być przy Hermionie — parsknął krótko, po czym zamilkł. Siedzieli w ciszy do momentu, aż na korytarzu usłyszeli odgłos biegnących małych butów.
— Pobiegłeś za daleko, głupku! To jest dwadzieścia osiem! — głos Jamesa było słychać po drugiej stronie, a chwilę po tym ktoś krótko zapukał. Otworzyli drzwi na taką szerokość, aby zmieściły się w niej trzy głowy.
Harry uśmiechnął się szeroko, widząc Leo, Albusa i Jamesa.
— Mamusiu! — krzyknął Leo, wbiegając do pokoju. Draco złapał go, zanim ten zdążył wskoczyć na łóżko i usadził na swoich kolanach.
— Żadnego skakania na mamusię. Śpi — ostrzegł mężczyzna, w momencie, gdy wchodziła reszta odwiedzających.
Aurelia zmartwiona, zatrzymała się koło Harry’ego, wyciągając dłoń, by móc upewnić się, że jej matka żyła.
— Co się stało cioci? — zapytał James, który z ciekawością badał podłączone do niej maszyny.
— Spadła ze schodów — odpowiedział Harry, kładąc dłonie na jego ramionach. — Ale wyzdrowieje. Lekarze dali jej specjalny eliksir na sen, ale niedługo powinna się obudzić.
James przytaknął na te wyjaśnienia i oparł się o ojca.
Draco obserwował ich wymianę zdań, po czym zerknął najpierw na siedzącego na kolanach Leo, a później na Aurelię, która wpatrywała się w nich ze smutną miną. Kiedy zorientowała się, że Draco patrzy na nią, szybko odwróciła wzrok, przenosząc go na Ginny, która stała za nią ze swoją córką.
— Mogę iść do domu, ciociu?
Ginny, która dopiero co weszła do pokoju, zmarszczyła brwi.
— Nie chcesz zostać jeszcze trochę? Dopiero co przyszłyśmy.
Wszystkie oczy skierowały się na Aurelię, która wyglądała, jakby zaraz miała się rozpłakać.
— Nie podoba mi się tu. Nie chcę, by mama tutaj była. — Z każdym wypowiedzianym słowem ton jej głosu podwyższył się, ale opanowała się i, patrząc w podłogę, wyszeptała błagalnie: — Proszę, możemy po prostu wrócić do domu, do Nory?
Ginny popatrzyła na Draco, później na swojego męża, który posłał w stronę Draco dziwne spojrzenie. Ten dalej wpatrywał się w córkę, ignorując go.
— Dobrze. Um… a co z wami? — zapytała pozostałych Ginny. Chłopcy rozejrzeli się po pokoju, ale jasne było, że nie obchodziło ich, czy zostaną, czy wrócą. Ginny przytaknęła i spojrzała na Lily.
— A ty?
Lily puściła jej rękę i niepewnie poczłapała do Harry’ego.
— Tata.
— Chodźmy więc — powiedziała kobieta, wyciągając dłoń do Aurelii, po czym obie wyszły z pokoju.
Aurelia mocno trzymała Ginny. Nie chciała, by tatuś się na nią złościł, że nie została dłużej, ale nie podobał jej się widok mamusi, która była chora, spała i była podłączona do tych wszystkich, dziwnych maszyn. Chciało jej się płakać tak mocno, jak płakała jej mama po śmierci babci Jane, gdy ta poszła do nieba. Mama czasami płakała, gdy tatuś wyszedł do pracy, ale zawsze czuła się wyjątkowa, bo gdy wraz z Leo podchodzili do niej, przestawała płakać i była pewna, że mamusia przytulała ją wtedy mocniej niż Leo. Nagle posmutniała. Tatuś przytulał Leo jak zawsze, ale tym raz ona sama nie miała nikogo, kto by ją przytulił. Mamusia była chora i nie wyzdrowieje. Pewnie już nigdy jej nie przytuli.
Aurelia szła za ciocią Ginny i uważała, by się nie rozdzieliły, przechodząc przez sieć Fiuu. Gdy pojawiły się w Norze, jej oczy natychmiast znalazły babcię Molly, która siedziała w fotelu, dziergając specjalny koc, podobny do tego, który dostała jako dziecko. Dziewczyna podbiegła do niej, pragnąc mocnego uścisku.
Molly popatrzyła na trzymane dziecko, które wypłakiwało sobie teraz oczy. Ginny wzruszyła tylko ramionami i usiadła na kanapie obok. Starsza kobieta ścisnęła mocniej dziewczynkę, czując, jak ta go odwzajemnia.
— Co się stało, moja droga? Jak mogę pomóc? — mówiła delikatnie i kojąco.
Zajęło to chwilę, Molly w końcu udało się wyciągnąć z małej prawdziwy powód jej ucieczki ze szpitala i bolało ją serce. Biedne dziecko myślało, że ojciec jej nienawidzi i że jej matka się już nigdy nie obudzi.
Zapewniała Aurelię, że Hermiona śpi tylko przez eliksir, który jej dali lekarze. Ale niesamowicie długo trwało przekonanie jej, że ojciec też ją kocha.
Nawet, gdy patrzyła na śpiącą w jej ramionach dziewczynkę, czuła, że Aurelia dalej nie wierzy jej ostatnim słowom.
rozdział 1, rozdział 2, rozdział 3, rozdział 4, rozdział 5, rozdział 6, rozdział 7 cz.1
rozdział 7 cz.2, epilog
rozdział 7 cz.2, epilog
***
Całkowicie posypało mi się formatowanie... Od 1,5h siedzę i próbuję dodać rozdział - przepraszam za to, coś mi się dzieje z laptopem... Jutro będę od rana siedziała i próbowała to naprawić, mam nadzieję jednak, że nie przeszkodziło to za bardzo w czytaniu :) Dziękuję również za komentarze pod poprzednim rozdziałem! Wszystkie widziałam, ale cały maj mam zawirowania i nie miałam kiedy Wam odpisać. Obiecuję, że nadrobię!
Dziękuję za rozdział. Nie mogłam się doczekać. Akcja toczy się szybko i płynnie, uwielbiam takie opowiadania. Będę niecierpliwie wyczekiwac kontynuacji.
OdpowiedzUsuńDziękuję!
UsuńŚwietny rozdział ❤❤ dopiero początek a już uwielbiam to opowiadanie, postać Draco jest dla mnie tak dobrze napisana.
OdpowiedzUsuńDzięki! To właśnie ona skłoniła mnie do tłumaczenia :)
UsuńŚwietny, naprawdę <3 Po tym, jak usuneli wszystkie seriale na filiserze moje serduszko znalazło ukojenie wśród twego pisma. Ciekawa sytuacja. Chcialabym, żeby Draco pogodzil sie z Aurelią. Nie rozumiem go czasem. Raz jest doprawdy wyrachowany i zimny, by za chwilkę byc uroczy i slodki. Coś w tych Malfoyach jest. No nic, z niecierpliwością wyczekuje nastepnej notki i pozostaje mi jedynie podziekowanie za umilenie dnia :)
OdpowiedzUsuńDziękuję Yoko! Cieszę się, że moje tłumaczenie pomogło zapełnić dziurę po serialach :) Co do Draco to na pewno jeszcze sporo nam pokaże - będziemy go nienawidzić i kochać jednocześnie :) Jak to Malfoyów ;p
UsuńZajrzałam na bloga, żeby nadrobić poprzedni rozdział i wreszcie skomentować, a tu nowa część.
OdpowiedzUsuńDoprowadziłaś mnie do łez i totalnej huśtawki emocjonalnej. Cholernie boli to mnie to, w jaki sposób Draco traktuje swoją córkę... Aurelia nie zasługuje kompletnie na takie zachowanie ojca... Zwłaszcza, że za chwilę wyruszy do Hogwartu - a wtedy więź pomiędzy rodzicem a dzieckiem może doszczętnie zostać zerwana...
Draco... po fragemncie z jego rozmyślaniami w sypialni myślałam, że coś się zmieniło... scena na balu także dawała pewną nadzieję... (co do kochanek to myślałam, że kieruje się większym rozsądkiem - publiczna dyskusja na balu o tym, jakim jest kochankiem? daleka jest od zachowania dyskrecji...) Jednak Malfoy znów mnie rozczarował - czy naprawdę nie mógł wynająć sobie jakiejś kawalerki, do której spraszał by sobie kochanki? Naprawdę musiał sprowadzać je do domu? Gdzie tak naprawdę w każdym momencie mogły wrócić jego dzieci?
Ciekawa jestem, jak długi będzie pobyt Hermiony w szpitalu... I w czy w czasie jej nieobecności Draco będzie potrafił stanąć na wysokości zadania i zadbać o realcję z dziećmi, zwłaszcza z córką? Serce mi się łamało, jak Aurelia nazywała Norę swoim domem... jak uciekała wzrokiem przed spojrzeniem ojca... Zdecydowanie nie zasługuje na takie traktowanie!
Ciekawi mnie także, czy Hermiona w pełni wróci do zdrowia, czy może jednak upadek spowoduje jakiś uraz?
Pozdrawiam ciepło, życząc czasu i weny!
Boże... Poryczałam się jak głupia. Tak szkoda mi Aurelii...
OdpowiedzUsuńPopłakałam się naprawdę. Gdy czytałam to jak Aurelia mówiła ze jej domem jest Nora i że tata jej nienawidzi to serce mi się krajało. Naprawdę ciekawi mnie to jak Draco sobie poradzi i czy w konocy zrozumie swoje złe postępowanie po zauważenia jal jego córka zachowała się w szpitalu. Ciekawi mnie to tez co się stanie z Hermiona czy przez upadek nie dozna jakiegoś większego uszczerbku na zdrowiu i ile czasu jeszcze zostanie w szpitalu. Może coś się stanie i wystąpią jakieś kaplikacje? Aurelia naprawdę jest mi bliska serca bo przypomina mi mnie. W tej małej dziewczynce opisanej przez ciebie widzę odbicie siebie samej. Az się rozplakalam. Naprawdę z wielką niecierpliwością wyczekuje kolejnego rodziału i jestem pewna że też mnie zaskoczy ❤.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam cieplutko i życzę dobrej nocy!
I czy w końcu * przepraszam za błędy ale pisze na komórce i mam kiepską autokorektykę
Usuń<3 Wiesz, że byłam pewna, że ten upadek jest w dalszej części tekstu?;p zaskoczył mnie w tym miejscu i się cieszyłam, że mogłam Wam go pokazać, bo to jeden z moich ulubionych fragmentów :)
Usuń<3
Wzruszyłam się; strasznie żal mi Aurelii i mam nadzieję, że Draco w najbliższym czasie się ogarnie i zwróci wreszcie na nią uwagę.
OdpowiedzUsuńPrzy okazji chciałabym Ci serdecznie podziękować za to tłumaczenie, bo naprawdę się w nim zakochałam. Pozdrawiam cieplutko i życzę miłego dnia, Claudine
Tak bardzo, bardzo powstrzymuję się przed spojlerowaniem :x
UsuńDziękuję za komentarz i mam nadzieję, że nie zawiodę <3 :)
Dzisiaj znalazłam i.... kocham.
OdpowiedzUsuńMam ogromną nadzieję, że ta historia będzie miała szczęśliwe zakończenie i nie będzie wyciskaczem łez ;)
Przywykłam do cukru :D
Pozdrawiam serdecznie i życzę weny ♥
A.Czuczejko