2017/07/16

(4/8) Wyobraź sobie... [DM/HG] [HARRY POTTER] [T][Z]

Zdrada, przekleństwo, długi i w końcu „Chcesz... bym urodziła ci syna?” Jednak na decyzję, która mogła okazać się najlepszą lub najgorszą, jaką kiedykolwiek podjęła Hermiona, zaważyła chęć zemsty.
AUTOR: Eirawen || TŁUMACZ: Rzan.
ZGODA: CZEKAM || FANDOM: Harry Potter

PAIRING: Draco/Hermione;

[Draco/Hermiona, Dramione, Draco Malfoy/Hermiona Granger]
GATUNEK: dramat/romans, 18+
TEMATYKA: Zaaranżowane małżeństwo, problemy rodzicielskie, ciąża/dzieci, rozwój postaci
OSTRZEŻENIA: poronienie, wątpliwa zgoda, jawne i za zgodą sytuacje seksualne, przekleństwa, zdrada
STATUS: zakończone, tłumaczenie w 4/8
BETA: Arcanum i  Acrimonia; wszystkie błędy moje ;)


sex, anger!sex, (non)cons
Nieuniknione cz.2

Sobota, 8 sierpnia
Hermiona jęknęła i oparła głowę o poduszkę. Dobijał ją ból głowy, który był chyba najsilniejszym, jaki miała od czasu trafienia do szpitala dwa dni temu. Kiedy późno obudziła się w poniedziałkową noc, widok Draco w pokoju zaskoczył ją. Mrużąc oczy, rozpoznała otoczenie, a uścisk i ruch dłoni spowodował, że powoli — bardzo powoli — odwróciła głowę w tamtym kierunku. Po jej lewej stronie, w niewygodnej pozycji na krześle i ściskając jej rękę, co podrażniało wenflon, spał Draco. Drgnęła, powodując, że mężczyzna natychmiast się wybudził i tak samo szybko puścił ją, sięgając jednocześnie po różdżkę z kieszeni marynarki. Zamarł, widząc, że się obudziła.
— Hermiono? Jak się czujesz? — zapytał, z uwagą się pochylając.
Skinęła głową, po czym uniosła drżącą dłoń do swojej głowy, w miejsce, gdzie najbardziej ją bolało. Poczuła bandaże i w tej chwili wróciły jej wspomnienia.
Draco wezwał pielęgniarkę. Nie minęło nawet dziesięć minut, a Hermiona była przebadana. Na szczęście nie stwierdzono żadnych skutków ubocznych, a dziwne uczucia w ramieniu oraz klatce były całkiem normalne przy leczeniu złamań. Polecili jej powrót to snu, by szybciej oczyścić organizm ze środków przeciwbólowych. Zasnęła świadoma, że Draco ostrożnie cały czas ją obserwuje.
Następnego dnia obudziła ją Aurelia, całkowicie ignorując ostrzeżeń ojca, że ma być cicho, by właśnie nie obudzić matki. Kiedy tylko Draco odwrócił się do niej plecami, by podziękować Harry’emu za opiekę nad dziećmi, wskoczyła na łóżko i mocno przytuliła się do mamy, nie zważając, że śpi. Widząc to, Draco ponownie krzyknął na nią, orientując się, że jego żona powoli otwiera oczy.
— Aurelia! Natychmiast zejdź! Ściskasz swoją matkę! — warknął i siłą próbował ściągnąć ją z łóżka. Dziewczynka jednak mocniej przytuliła kobietę, a Hermiona poczuła na swojej szyi łzy. Nie puściła matki, nawet gdy zaczęła ciągnąć jej ciało za sobą. Hermiona spojrzała na męża nad ramieniem córki i delikatnie pokręciła głową, unosząc wolną dłoń, by przytulić dziecko.
Draco poddał się i ponownie opadł na krzesło, patrząc na nie i pozwalając, by Leo wgramolił mu się na kolana.
Aurelia nie zmieniła pozycji przez długi czas i dopiero prośba Hermiony o skorzystaniu z łazienki spowodowała, że usiadła na łóżku. Zeszła z niego, kiedy Harry przyszedł, by zabrać ją i Leo do domu.
— Dlaczego jesteś tak przeciwny temu, by Aurelia była blisko mnie? — zapytała cicho podczas obiadu Hermiona. Draco, nie odpowiadając, wpatrywał się w swoje dłonie.
— Draco? — wyszeptała, odkładając sztućce.
— Przepraszam — powiedział delikatnie, zupełnie ignorując jej pytanie, ale w końcu uniósł na nią wzrok.
— Za co?
— To moja wina, że jesteś w szpitalu — mówił dalej niskim głosem. — Nie powinienem… Nigdy, przenigdy nie powinienem…
Hermiona wpatrywała się w niego, próbując zrozumieć, co do niej mówi.
— Przepraszam. — Wstał i mimo tego, że twarz miał skierowaną ku podłodze, wpatrywał się w nią, a w jego oczach widziała udręczenie. — Od samego początku nie powinienem tego robić. Nigdy… — Brzmiał, jakby zbierał się w sobie, a równocześnie miał zaraz rozpłakać.
— Draco — ponownie wyszeptała Hermiona. Poczuła się niepewnie przez zachowanie męża. — O czym tym mówisz? — Tym razem mówiła jasno, pewnie, ale zmartwienie nie zniknęło z jej oczu.
— Przepraszam… Gdybym tylko nie był tak słaby, nie sprowadziłbym jej do domu. Nie zostawiłaby butów na schodach. To wszystko moja wina.
Uniosła brwi, próbując zaakceptować to, co powiedział. Odezwała się dopiero po dłuższej chwili.
— Więc chcesz powiedzieć, że potknęłam się o but twojej dziwki? — Jej głos był bardzo, bardzo spokojny.
Draco skrzywił się, ale przytaknął.
— Wynoś się! — wysyczała, dłonią wskazując drzwi.
Malfoy bez słowa posłuchał i wrócił tylko na krótko, by pomóc jej wrócić do dworu, gdy lekarz w końcu na to zezwolił.
Kobieta ponownie jęknęła, gdy zobaczyła, jak do jej pokoju wbiegły dzieci, bawiąc się w berka. Hałas na pewno nie pomagał, a Draco nie próbował nawet ich uciszyć. Siedział niedaleko łóżka, słuchając muzyki z odtwarzacza mp3, który kupiła mu na ostatnie urodziny. Mimo wszystko przez ostatni tydzień zawsze był w pobliżu. Tak naprawdę, po powrocie do domu, ponownie ją przeprosił:
— Przepraszam. Nie masz nawet pojęcia, jak koszmarnie się teraz czuję, że to przeze mnie spadłaś ze schodów — powiedział jej, będąc dokładnie w takiej samej pozycji, w której był teraz. Hermiona odwróciła się w jego kierunku. Jej twarz jednak nie wyrażała żadnych emocji
— Nie chcę nigdy — zaczęła twardym głosem — przenigdy zobaczyć, usłyszeć czy nawet poczuć którejkolwiek z twoich kurew w tym domu. — Złapała rąbek kołnierzyka, przyciągając do siebie mężczyznę, a on na to pozwolił. — Jeżeli jednak stanie się inaczej, to możesz liczyć na powtórkę tego, co spotkało Ronalda oraz ciekawe, kreatywne dodatki. I jeżeli jeszcze raz usłyszę, że widziano cię z jakąś dziwką… Odejdę i zabiorę dzieci.
Draco odsunął się, zszokowany wybuchem.
Od tego momentu więcej nie poruszali tego tematu.
— Mam cię! — krzyknął Leo, wskazując na Aurelię, która tańczyła pomiędzy nimi. Pokręciła głową, szeroko się uśmiechając.
— Nie masz! Nie trafiłeś! — odkrzyknęła radośnie, na co Leo odwrócił się w kierunku ojca.
— Tato! Powiedz Aurelii, że teraz ona goni! Złapałem ją!
Hermiona zmieniła pozycję, co zwróciło uwagę mężczyzny. Spojrzał na jej zirytowaną minę, a później na kłócące się dzieci.
— Koniec. Wasza matka próbuje odpocząć, a wasze hałasy wcale jej w tym nie pomagają. — Leo natychmiast ucichł i wyszedł z pokoju, mrucząc pod nosem coś o zabawkowych samochodach. Aurelia, po rzuceniu okiem na rodziców, również wyszła. Hermiona westchnęła z ulgi, jednak była ona krótkotrwała.
— Mamo, zobacz, co dostałam! — krzyknęła Aurelia, która wróciła do sypialni, trzymając w dłoni jeden z ostatnich sprawdzianów.
— Aurelia, proszę! — Hermiona ponownie skrzywiła się, słysząc donośny głos córki, który odbijał się jakby echem w jej głowie. — Nie teraz… — prosiła.
Oczy dziewczynki rozszerzyły się w zdumieniu, a wyciągnięta ręka, opadła. Zanim Hermiona zrozumiała, co powiedziała, zauważyła na twarzy dziecka zawód.
— Och, kochanie — powiedziała delikatnie. Aurelia odwróciła się i już miała uciec przez drzwi, jednak Hermiona była szybsza. Z racji tego, że każdy ruch nasilał jej ból głowy, sięgnęła po prostu różdżkę i przywołała córkę zaklęciem. Chwyciła ją w pasie, wciągając na łóżko. — Rei, skarbie, przepraszam. Wiem, że chciałaś mi pokazać, co dostałaś, ale każdy głośny dźwięk sprawia, że strasznie boli mnie głowa. Pamiętasz, kiedy ostatnio ciebie bolała i nie podobało ci się, gdy Lily płakała, bo bolała cię wtedy jeszcze bardziej?
Dziewczynka przytaknęła.
— U mnie jest tak samo. Potrzebuję ciszy. Myślisz, że dasz radę?
Aurelia ponownie przytaknęła i zmieniła pozycję tak, by móc leżeć obok matki.
— Chciałam ci pokazać wcześniej, ale byłaś w szpitalu — wyszeptała ostrożnie. Po długiej przerwie, kontynuowała: — Myślałam, że pójdziesz do nieba tak jak babcia Jane.
Hermiona poczuła ogromne wyrzuty sumienia spowodowane swoim zachowaniem. Bolały ją słowa córki, a równocześnie czuła olbrzymią miłość. Żadna matka nie powinna chcieć, by jej dzieci kiedykolwiek przeżywały takie obawy.
— Kochanie… Już wszystko w porządku. Wróciłam i obiecuję, że nigdzie się nie wybieram.
Po przytaknięciu Aurelia zaczęła cicho płakać. Obie przytulały się jedna z radości czucia ponownie ramion matki wokół siebie, a druga, próbując wyjść z objęć migreny i przytłaczającego wrażenia, że Aurelia może być bardziej zraniona, niż wcześniej wierzyła Hermiona.



Wtorek, 12 września, 1:55
Przerzucając się z boku na bok, w końcu chwyciła różdżkę i rozświetlając pokój, spojrzała na zegarek, który wskazywał pierwszą pięćdziesiąt pięć. Łóżko obok niej było zimne, co znaczyło, że Draco nawet na moment nie przyszedł i się nie położył.
Tak samo jak ubiegłej nocy.
I jeszcze wcześniej. I jeszcze…
Wstała, ciesząc się, że nie czuła już zawrotów po rzuceniu nawet najprostszych zaklęć. Wychodząc z pokoju, założyła najbliżej leżącą rzecz, nie dbając, że była to marynarka Draco. Zeszła schodami i skierowała do lewego skrzydła dworu, gdzie jej mąż stworzył sobie prowizoryczne laboratorium. Zapukała, po czym otworzyła drzwi, nie zważając na brak odpowiedzi. Pocierając ramiona poprzez wełniany materiał, dostrzegła go przy jednym z biurek. Wydawało się jej, że nieobecnym wzrokiem wpatrywał się w papier przed sobą. Podeszła, starając się zachowywać na tyle głośno, by ją usłyszał, dzięki czemu go nie wystraszy, ale na tyle cicho, by nie dekoncentrować. Na blacie zobaczyła porozrzucane kartki i otwarte, aksamitne pudełka, w których znajdowała się przepiękna biżuteria oraz inne bezcenne artefakty, wliczając w to śliczną, srebrną bransoletkę z topazem osadzonym w srebrnym sercu.
Nachyliła się, by zajrzeć mu przez ramię. Wpatrywał się w dziennik, napisany eleganckim pismem i wnioskując po kolorze papieru, jak i użytego w nim języka, musiał być co najmniej stuletni. Zanim mogła przyjrzeć się bliżej, Draco wyrwał się z odrętwienia i odwrócił w jej stronę.
— Co tu robisz?
Hermiona wróciła wzrokiem do wpisu, próbując odczytać stare pismo i zrozumieć język.
— Co czytasz? — zapytała, ignorując pytanie.
Draco sięgnął po czarne pudełko, które leżało tuż przed nim i uchylił wieczko. W środku znajdował się cudowny naszyjnik z białego złota i szmaragdów.
Gdy wyciągnęła dłoń, by dotknąć go, Draco zamknął pudełko, po czym wyciągnął różdżkę w celu rzucenia na niego zaklęcia ochronnego.
— Nawet tego nie dotykaj. I w sumie niczego w tym pokoju. Przenigdy nie pozwól dzieciom, by tu weszły i dotykały cokolwiek. W testamencie jednego z mojego prawujków i jego ojca jest napisane, że wszystko to, co należy do dziedzictwa Malfoyów, zostało przez nich przeklęte tak, aby dotknąć mógł tego tylko czystokrwisty członek rodziny.
— Co by się stało, gdybym go dotknęła? — zapytała, wpatrując się w niego.
— Nie mam pojęcia, ale planuję się dowiedzieć. W chwili obecnej chcę po prostu pozbyć się przekleństw i czytam jego pamiętnik, mając nadzieję, że uda mi się dowiedzieć, co konkretnie użył na którym przedmiocie — mówiąc to, głową wskazał na bransoletkę. — To jedyna rzecz, z której udało mi się zdjąć urok.
Kobieta przytaknęła, zauważając, jak Draco pocierał zmęczone oczy.
— Chodź, musisz schować to na noc — powiedziała, łapiąc go za ramię, próbując namówić do wstania. Draco zaprzeczył, uparcie siedząc, powodując, że Hermiona siłą zdjęła go ze stołka i zaczęła ciągnąć w kierunku drzwi.
— Nie mogę spać, Hermiono. Jak myślisz, dlaczego tyle i tak późno tutaj przesiaduję? — Kobieta skierowała ich ku kuchni. Kiedy weszli do niej, popchnęła go na jedno z krzeseł barowych, a sama poszła poszperać w spiżarni.
— Czego szukasz? — zapytał znudzony. — Jeżeli eliksiru, to powinnaś wiedzieć, że na mnie nie działają — powiedział nieco głośniej.
Kobieta wróciła, trzymając małe pudełko z jakąś etykietą. Draco rzucił na to podejrzane spojrzenie.
— Pomoże ci to spać — poinformowała, wyciągając z niego listek tabletek.
— Nic mi nie pomaga spać i powinnaś o tym już wiedzieć.
Hermiona wzruszyła ramionami, kładąc jedną z tabletek na jego dłoni i podając szklankę wody.
— Więc spróbujemy mugolskiego sposobu. Przez to, że nie jesteś przyzwyczajony do tych środków i nie zażywasz ich zbyt często, lada moment powinny ściąć cię z nóg. — Gestem pospieszyła go, by wypił wodę. Draco ostatni raz popatrzył na tabletkę, po czym połknął ją.



Sobota, 12 września, 3:48
Hermionę obudził głośny trzask burzy. Błysk na moment rozświetlił pokój, który po chwili ponownie spłonął w ciemności. Po jej ciele przeszedł dreszcz i wtuliła się w ciepło łóżka, jednak zamarła, czując za sobą, a raczej dookoła siebie, dziwną, twardą ścianę.
Obejmowały ją mocno czyjeś ramiona i już chciała odwrócić się, by przekląć erekcję intruza, która znajdowała się w jej osobistej przestrzeni, gdy poczuła zapach Draco. Powoli dotarło do niej, do kogo należy przytulające ją ciało.
To Draco wtulał się w nią podczas snu.
Tam gdzieś głęboko w niej, w ciemnym miejscu, coś zaczęło rozkruszać ciężki zamek i odżywać.
Odsunęła swoje myśli, pragnąc zapomnieć o nadziei, którą kiedyś miała o potrzebie miłości i zmusiła się do przeanalizowania sytuacji.
Draco mocno spał, więc skoro spał, pewnie nie wiedział, co robił.
Pewien pomysł zaczął jej się formować w głowie i pozwoliła sobie na jego przemyślenie.
Wiedziała, że nigdy po seksie nie zostawał u swoich kochanek, ponieważ nie był osobą, która potrzebuje czułości. Jednak skoro teraz robił to nawet podświadomie, to znaczyłoby, że nie pierwszy raz tak się zachowuje — co znowu sugeruje, że musiał to robić dość często, gdy spała.
Zmarszczyła brwi, jednak po chwili poczuła w brzuchu uścisk, gdy Draco poruszył się i za biodro przyciągnął do siebie. Dużym nieporozumieniem byłoby powiedzenie, że została zaskoczona, ale ta ukryta, potrzebująca strona cieszyła się na myśl, że Draco przytulał się do niej, gdy spał. Z drugiej strony zirytowała się na samą siebie, że nigdy wcześniej go nie przyłapała na tym — nawet kiedy budziła się w środku nocy.
Ta druga strona mówiła też, że Draco nie chciał przytulać jej, gdy nie spała, a wolał ją nieprzytomną i koszmarnie — była tego pewna — wyglądającą.
Wiedziała jednak, że nie powinna tego kwestionować, jeżeli nie chciała go od siebie odpychać. Póki co będzie się cieszyła chwilami, których miała tak mało, gdy Draco fizycznie okazywał jej zainteresowanie i szukał kontaktu z własnej, nieprzymuszonej woli i bez ukrytych celów.



Sobota, 12 września, 9:18
Hermiona podmuchała lekko w gorący kubek kawy i sprawdziła małym łykiem, czy nie była zbyt gorąca. Leo bawił się w małym ogrodzie za kuchnią, ubrany w nowe rzeczy, które kupił dla niego tydzień wcześniej Draco, zanim przerobił je na maski ulubionego superbohatera — Batmana. Zaraz po skończeniu śniadania, Aurelia zniknęła w swoim pokoju, zostawiając Hermionę samą w kuchni.
Ciszę przerwał odgłos kroków, niosących się po domu, a za jej plecami pojawił się Draco, który instynktownie sięgnął po przygotowaną przez Hermionę kawę. Usiadł obok niej na krześle przy wyspie.
Kobieta obserwowała go z zainteresowaniem.
— Jak spałeś? — zapytała, zastanawiając się, czy dowiedziała się o jego przytulającym sekrecie przez mugolskie tabletki nasenne.
Draco westchnął, nie otwierając oczu.
— Nawet nie wiem, kiedy zasnąłem. — Hermiona przytaknęła na to stwierdzenie.
— Więc spałeś lepiej niż zazwyczaj?
— Tak. Nie budziłem się co chwila, spałem naprawdę głęboko — wymamrotał.
— Więc się wyspałeś? — naciskała.
— Tak. I co z tego? — odparł Draco, spoglądając na nią z ciekawością.
Nie wiedząc, jak dalej pociągnąć temat, wstała, by posprzątać.


Wtorek, 27 września
Oparła głowę o zagłówek fotela i po całym dniu męczarni, nie chciała robić nic innego, niż siedzieć i odpoczywać. Leo i Aurelia bawili się na podłodze lalkami oraz klockami. Na dywanie porozrzucane były zabawki z ich wcześniejszych gier, ale Hermiona nie mogła się nawet zebrać w sobie, by machnąć różdżką czy wezwać na pomoc skrzata. Nie mieli żadnych planów na wieczór, nie spodziewali się gości, więc nie walczyła z leniwą, wolną od trosk postawą, która obecnie nią zawładnęła.
Niespodziewanie Draco pojawił się w drzwiach, pospiesznie rozglądając się po pokoju.
— Wieczorem przyjdą Parkinsonowie. Matka wprosiła się z nimi, więc musisz wstać i szybko się przygotować — poinformował ją, zbierając rozsypane zabawki. Po rzuceniu zaklęcia zniknęły również te z rąk dzieci.
— Hej! — krzyknęła Aurelia, a Draco tylko rzucił na nią okiem, odwracając się ponownie do Hermiony i widząc jej brak reakcji, powiedział:
— Hermiono, musisz się przygotować. Leo, Aurelia… oboje musicie wstać i przebrać się w ładne ubrania.
Leo wstał powoli i wyszedł z pokoju, jednak Aurelia dalej siedziała na podłodze, zmieniając po chwili pozycję na leżącą i bawiła się w raka-nieboraka, całkowicie ignorując swojego ojca.
— Aurelia! Natychmiast idź się przebrać! — rozkazał Draco, a Hermiona zebrała w sobie wystarczającą ilość energii, by unieść głowę i zerknąć na córkę, która dalej się bawiła.
— Przepraszam bardzo! — krzyknął mężczyzna, pokonując w trzech krokach odległość dzielącą go od córki. Aurelia spojrzała przelotnie na niego, po czym poszła usiąść koło swojej matki. Draco patrzył na to wszystko z niedowierzaniem.
— Hermiono… zrób coś. — Był zirytowany.
— Rei, wstań i idź przebrać się w tę śliczną, fioletową sukienkę. Tę, którą dostałaś od wujka George’a — poprosiła uprzejmie Hermiona, gładząc przy tym jej dłoń. Dziewczyna wstała, słuchając matki i już po chwili Malfoy wpatrywał się w jej odchodzącą sylwetkę, a Hermiona w duchu się uśmiechnęła. Aurelia powoli miała dość ciągłych prób zadowolenia ojca i przestała się nim przejmować. Teraz zaczęła go ignorować i Hermiona nie mogła być bardziej dumna ze swojej córki.


Sobota, 4 października
Hermiona ciężko usiadła na kamiennej ławce i uniosła zimną szklankę do czoła. Wokół niej roznosił się dźwięk śmiechu, zabawy i rodzinnej atmosfery — coś, co zawsze wiązało się z Weasleyami. Przyjęcie-niespodzianka szło do tej pory zgodnie z planem. Molly wraz z Arturem wyszli na ogród, a tuż za nimi pojawił się Ron.
Wrócił z Europy, z delegacji, na którą wysłało go Ministerstwo. Och, co za zaskoczenie…
Obowiązkowo pojawił się każdy z Weasleyów, Potterów, Longbottomów i Malfoyów. By wspólnie świętować kolejny rok małżeństwa tej cudownej dwójki, przybyli też współpracownicy Artura, Hagrid, Minerwa McGonagall i Kinsley Shacklebolt.
Dobrze, że Nora mogła pomieścić sporą liczbę ludzi.
Hermiona z czułym uśmiechem wpatrywała się w Aurelię i Jamesa, którzy kłócili się o to, które z nich potrafi lepiej latać. Leo, Albus, Georgia i Toni — drugie dziecko Neville’a i Hanny — próbowali złapać gnoma, śmiejąc się i biegając tak szybko, jak mogli. Dzieci Billa obecnie negocjowały warunki meczu quidditcha pomiędzy dziećmi George’a i Percy’ego.
To miejsce tętniło życiem. I gdzieś tam głęboko w niej, obudziło się to ciemne miejsce, w którym osiem lat temu pochowała chęć bycia matriarchą tak dużej, radosnej i szczęśliwej rodziny. Tęskniła za tym.
Szybko ucięła tę myśl, nie chcąc się w nią wgłębiać.
Nagły wybuch śmiechu wyrwał ją z zatracenia się w marzeniach i spojrzała w stronę dużego stołu zastawionego jedzeniem, gdzie zauważyła Rona, znajdującego się w centrum uwagi. Opowiadał o czymś, czego doświadczył w Europie. Natrafił tam na wiele rzeczy, jak na przykład spotkanie z małym chłopcem, którego zdecydował się adoptować. Gdy Ron zwiedzał miasto w jeden ze swoich nielicznych, wolnych dni, został obrabowany przez młodego polskiego chłopca. Pobiegł za nim do sąsiadującej fabryki. Chwilę mu zajęło zlokalizowanie kieszonkowca i swojego portfela, ale jakimś cudem zaprzyjaźnił się z Demetrim. Kiedy gang składający się z młodocianych i nieletnich złapał Demetria, ten uciekł i pobiegł od razu do Rona z prośbą o pomoc oraz ochronę. Nie widząc żadnego lepszego legalnego rozwiązania tamtej sytuacji, Ron wypełnił dokumenty adopcyjne i w ciągu pół roku oraz po olbrzymiej ilości czerwonej wstążki1, Demetri oficjalnie stał się Weasleyem.
Chłopiec miał trzynaście lat, był wysoki, ale kościsty, przeszywające niebieskie oczy oraz blada cera, bardzo jasne blond pukle bardziej upodabniały go do Malfoyów niż rudej rodziny. Od momentu pojawienia się u Weasleyów otwierał się coraz bardziej, przypominając zdrowe, szczęśliwe dziecko.
Kiedy wszyscy skupiali się na Ronie, wypytując o Demetriego, Hermiona cofnęła się na tył grupy, odchodząc.
Musiała przyznać, że tego wieczoru dobrze się bawiła, jednak potrzebowała krótkiej przerwy, by pomyśleć i zaspokoić pragnienie małżeństwa, którym jej nigdy nie będzie oraz by przetrwać prawdziwą radość, którą czuł każdy z obecnych.
Odwróciła się, by zniknąć za krzewami, ukrywającymi za sobą odizolowany teren.
Długo nie trwało, gdy usłyszała kroki osoby, kierującej się w jej strony. Była zaskoczona, gdy zobaczyła, że to Ron wychodzi zza zielonego gąszczu.
— Tak myślałem, że to ciebie widziałem, jak tutaj znikałaś — powiedział cicho, powoli do niej podchodząc. Kobieta uśmiechnęła się słodko, pokazując tym samym, że nie ma mu za złe, tego, co było. Poklepała dłonią miejsce obok siebie, czekając, aż Ron usiądzie. Żadne z nich nie odważyło się spojrzeć na drugie, dlatego też po prostu patrzyli przed siebie.
— Aurelia i Leo wyglądają zupełnie jak ty. No i Aurelia ma w sobie twój upór.
Hermiona odwzajemniła jego uśmiech. Wystarczyło, że pomyślała o swoich dzieciach, a już czuła się lepiej.
— Wiem — zatrzymała się na moment, w końcu na niego patrząc. — Demetri jest cudownym chłopcem.
— Mhm — przytaknął Ron. — Nawet nie wiesz, jak się ucieszyłem, gdy w końcu dostałem papiery potwierdzające adopcję i mówiące, że oficjalnie jestem jego prawnym opiekunem.
— Co się stało z jego rodzicami? — zapytała, przenosząc wzrok na dłonie.
— Ojciec jest nieznany, a matka zmarła w wyniku rany postrzałowej, kiedy miał cztery lata. Znalazła się w nieodpowiednim miejscu i w nieodpowiednim czasie. Jakieś porachunki między dilerami narkotyków.
Hermiona poczuła, jak jej serce ściska się na to, co usłyszała. Żadne dziecko nie powinno stracić matki czy ojca, a tym bardziej, nie w tak młodym wieku.
Ponownie zamilkli, jednak tym razem cisza była komfortowa — siedzieli obok i pozwolili, by pochłonęły ich własne myśli.
— Więc… Wydaje mi się, że zrobiłaś dobrze, poślubiając Malfoya — odezwał się Ron, próbując ją wesprzeć.
— Tak, to była dobra decyzja w tamtym czasie — odparła cicho, zaciskając mocno oczy, po czym otworzyła je i uciekła wzrokiem. Na ustach pojawił się grymas.
Znowu zapadła między nimi cisza, ale tym razem czuli się bardziej komfortowo w swoim towarzystwie i bez wahania pozwolili, aby ich własne myśli nimi zawładnęły.
— Teraz jednak… W ciągu ostatnich dni zaczęłam zastanawiać się „a co by było, gdyby…”, wiesz? — Spojrzała na niego oczami, wypełnionymi łzami. — Przepraszam, Ron. Przepraszam za wszystko, co zrobiłam. Nie powinnam tak reagować, szczególnie jeżeli chodzi o te przekleństwa, a później po prostu uciec i poślubić… — Przygryzając wargę, kobieta wyglądała na tak osamotnioną, że Ron nie mógł powstrzymać się i objął ją ramionami. Wtuliła się w jego klatkę, a łzy, na które zbierały się już od dłuższego czasu, moczyły mu koszulę. — Przepraszam. Tak bardzo przepraszam. Zrobiłam to z powodu rewanżu, ale teraz… — Z trudem łapała powietrze. — Teraz wszystko do mnie dotarło.
— Co? — Dłoń Rona, która do tej pory uspokajająco gładziła ją po plecach, zatrzymała się.
Ocierając łzy, powiedziała:
— Zrobiłam to dla rodziców, bo bankrutowali, ale ostatecznie zadecydowała chęć zemsty. O Boże, Ron… Zraniłeś mnie i byłam taka na ciebie wściekła. Czułam się, jakbym nie była wystarczająco dobra dla ciebie.
— To ja nie byłem wystarczający dla ciebie — przerwał jej mężczyzna, przykrywając jej dłoń swoją. — Biorę całą winę na siebie, Hermiono. To była moja wina, głupi błąd. Wierzyłem, że jestem silniejszy niż to, sądziłem, że nigdy, przenigdy nie zdradzę swojej dziewczyny… Ale to zrobiłem. Byłem słaby i miałaś rację, odchodząc ode mnie, od osoby, której nie możesz ufać, Hermiono. Od kogoś, kto był słabszy od ciebie, kto działa, a nie myśli.
Hermiona milczała przez dłuższą chwilę, po czym zabrała głęboki oddech.
Opowiedziała mu, zupełnie jak Harry'emu, wszystko od początku, całą historię, co działo się od czasu ślubu, jednak tylko jemu zwierzyła się z tego, jak się obecnie czuła. Była taka samotna, nieszczęśliwa, targana sprzecznymi emocjami i beznadziejnie oddana życiu, w którym jedynym światłem i radością były jej dzieci oraz najbliżsi przyjaciele.
Ron nie przerywał, słuchając ze spokojem, którego nawet Harry nie posiadał, gdy mu powiedziała.
— Więc już wszystko wiesz — zatrzymała się na moment, by zebrać myśli. — Przepraszam za czas trwania zaklęcia.
Mężczyzna skrzywił się i automatycznie złapał za krocze, jakby chciał się upewnić, że jego członek znajdował się na swoim miejscu. Najgorszą sprawą w zaklęciu, które wymyśliła wcześniej i rzuciła na niego Hermiona, nie było tylko to, że zmniejszało jego przyrodzenie do rozmiarów dziecięcych, ale czas, w którym dorastał do wielkości, jaką miał przed urokiem. Na szczęście wszystko działo się dwie trzecie raza szybciej niż normalnie z danym wiekiem. W przypadku Rona, którego penis został skurczony do rozmiaru ośmiolatka, Hermiona była łaskawa, więc i tak przyspieszyła powrót, dzięki czemu, Ron cieszył się prąciem, jakie z reguły mieli szesnastolatkowie.
— Naprawdę jest mi przykro — powtórzyła, uśmiechając się bezczelnie.
— Nie, nie jest — roześmiał się Ron, kręcąc przy tym głową. — I masz do tego prawo.
Kobieta figlarnie przytaknęła na jego słowa.
— Więc co zamierzasz zrobić? — zapytał.
— W związku z czym?
— Z samotnością. No weź, Hermiono. Jesteś dorosłą kobietą, która urodziła już dwójkę dzieci. Wątpię, byś była zadowolona z życia seksualnego, którego w sumie pewnie nie masz.
— Nie o to chodzi — zaprzeczyła. — Poważnie zaczęłam się zastanawiać, by po prostu zgodzić się na propozycję Draco i gdzieś wyjść. Nie mam wysokiego libido, więc… Chcę tylko… Och, do diaska. Po prostu chcę przeżyć jeszcze jeden orgazm, zanim przekroczę czterdziestkę! — nerwowo się roześmiała i nagle wstała, nie mogąc w spokoju siedzieć. Ron również wstał i złapał ją za rękę.
— Nie masz się czego wstydzić, Hermiono. Zdaję sobie sprawę, że nie chcesz zdradzać i nie lubisz tego, po wydaje mi się, że powinnaś zacząć to rozważać.
Zgodziła się z nim kiwnięciem głową. Przerzucając ciężar z jednej nogi na drugą, Ron wyglądał, jakby bił się sam z sobą, jakby chciał coś zrobić lub powiedzieć. W końcu położył dłoń na jej policzku, powodując tym, że Hermiona wpatrywała się w niego, a przez jej głowę przebiegała gonitwa myśli. Zastanawiała się, co robił, dlaczego chciał zrobić, to, co wydawało się jej, że planował zrobić. Dlaczego? Dlaczego teraz? Dlaczego myśli, że zaraz po tym, co wyrzuciła z siebie, będzie chciała… z nim?
Powoli się schylał — zupełnie, jakby chciał dać jej czas na ucieczkę. I chciała to zrobić, chciała cofnąć się o krok, powiedzieć bez przebierania w słowa, co może sam z sobą zrobić, ale z drugiej strony, ten malutki głosik, który powoli odżywał z odmentów serca, namawiając ją do wyobrażenia sobie zbliżenia z co niektórym dobrze wyglądającym mężczyźnie, wręcz krzyczał na nią, że miała przestać myśleć i doświadczyć czegoś, czego nie miała okazji przez długi czas.
Jego usta delikatnie musnęły jej, a już po chwili pogłębił pocałunek. Dłonie Rona wplotły się w burzę włosów, nie zważając na to, że ona sama równocześnie przyciągała i jakby chciała odepchnąć go za rude pasma. Żar i pożądanie szybko się w niej rozbudziły, ale to, co czuła, było zaledwie garścią tego, co wywoływał w niej Draco. Chciała krzyczeć z niesprawiedliwości na to wszystko. Dlaczego Draco musiał być lepszy od przeciętnego faceta? Dlaczego to była jedyna rzecz, której razem nie robili?
Ponieważ Draco nie jest przeciętnym facetem, odpowiedziała sama sobie.
Ron całował ją, przypominając i na nowo odkrywając jej usta, smakując i zapraszając do zabawy.
Nic się nie zmieniło od ich ostatniego razu, a pamiętając pożądanie wzbudzone przez Draco, teraz widząc różnicę, aż przeszedł ją dreszcz.
Nagle dość niedaleko ich, usłyszeli głośną eksplozję, co Hermiona wykorzystała, by odsunąć się od Rona. Niebo nad nimi mieniło się kolorami i po paru chwilach bicia się z myślami, dotarło do niej, że ten hałas to po prostu fajerwerki.
Ron popatrzył na nią, przytulając jej twarz w swoje dłonie, ale Hermiona odsunęła się delikatnie, robiąc krok w tył.
— Nie — powiedziała miękko. Mężczyzna wpatrywał się w nią beznadziejnie, opuszczając dłonie wzdłuż swojego ciała. — Przepraszam Ron, ale nawet jeżeli zdradzę Draco, to ze względu na naszą przeszłość, nie zrobię tego z tobą.
To właśnie wtedy Hermiona Jean Malfoy, z domu Granger zdecydowała, że nie zważając na konsekwencje, doświadczy i nauczy się tego, co ludzie, a szczególnie prasa, nazywają niewiernością.


Piątek, 27 października
Draco nalał z karafki dość dobry koniak, po czym odwrócił się od baru, idąc w kierunku kanap, gdzie Blaise już siedział i popijał swojego drinka.
— Więc czy dobrze rozumiem: ty, najbardziej czystokrwisty z czystokrwistych, ten sam, który nie lubi, by ktokolwiek, powtórzę ktokolwiek], go dotykał, nie mówiąc już, że sam byś tego nie zrobił, chcesz wiedzieć, jak… jak… O Boże, to takie zabawne! — Zabini parsknął śmiechem i zgiął się wpół, próbując uspokoić się i złapać oddech, jednocześnie uważając, by nie rozlać alkoholu.
— Zamknij się, dupku! — warknął Draco, piorunując wzrokiem długoletniego przyjaciela. — Staram się! Dobra, zrozumiałem, że nie byłem najlepszym partnerem czy mężem…
— Albo ojcem, jeżeli już tak wymieniamy — przerwał mu Blaise.
— Nie musisz próbować dodatkowo mnie pogrążyć — odpowiedział Draco.
Mężczyzna wzruszył ramionami, dopijając resztki drinka.
— Już i tak dotykasz dna i nie wiem, co gorszego może się stać. Nie możesz już niżej upaść.
— Wiem — westchnął Malfoy, przeczesując dłonią włosy. Opadł na kanapę, koło przyjaciela i mówił dalej: — Wiem. Spieprzyłem sobie życie.
Blaise taktycznie milczał, czekając. Nie zawiódł się, bo Draco sam z siebie zadrwił, mówiąc:
— Spieprzyłem wręcz śpiewająco. I zrozumiałem to dopiero prawie dziesięć lat za późno. Mam na myśli… Aurelia… To, w jaki sposób patrzyła na mnie, gdy Hermiona była w szpitalu i gdy uciekła tak szybko, gdy się pojawiła… A później Hermiona… — zamyślił się, milknąc, pozwalając wspomnieniom ponownie wrócić. Gdy wypowiadał kolejne zdanie, zaczął wykręcać z nerwów palce. — Po raz pierwszy Hermiona wybuchła.
— Co dokładnie masz na myśli „wybuchła”? — Blaise wpatrywał się w niego, próbując doprecyzować.
— Wybuchła, pierwszej nocy po przebudzeniu, gdy wszyscy poszli do domu. Przyznaję, miała prawo, jednak nie spodziewałem się tego i po raz pierwszy krzyknęła na mnie.  Wydawało mi się, że w tamtym momencie wręcz mną gardzi.
Pokój ponownie wypełnił się ciszą, gdy dwójka przyjaciół nie spuszczała z siebie wzroku. Po niedługiej chwili, w korytarzu słychać było odgłos kroków, które zapowiadały, że mieli gościa. Obaj siedzieli, czekając, aż zobaczyli, że w drzwiach pojawił się Harry, który rozejrzał się dookoła, a jego twarz spięła się, gdy w pokoju dojrzał jednego z czterech Malfoyów i akurat tego, za którym nie przepadał.
— Potter — przywitał się Draco. Harry skinął głową, wymieniając uprzejmości z Blaise’em.
— Czego chcesz? — powoli zapytał Malfoy, czym spowodował, że Harry wyciągnął dłoń z kopertą, którą po chwili rzucił na kolana Malfoya.
— Chciałem przynieść zaproszenie dla Hermiony i ciebie na przyjęcie Rona.
Draco wywrócił oczami, a Harry na to szeroko się uśmiechnął.
— Malfoy, może Potter mógłby ci pomóc? — odezwał się Blaise, wiercąc się na sofie.
Wspomniany posłał Zabiniemu kolejne swoje mordercze spojrzenie, po czym przeniósł wzrok na kopertę. Wyciągnął zaproszenie, czytając szczegóły. Blaise zignorował go. Kolejne słowa skierował do Harry’ego, który z zaciekawieniem się w niego wpatrywał.
— Chyba wolałbyś siedzieć, Potter. Spadnie to na ciebie, jak grom z jasnego nieba! — Gestem wskazał miejsce. Mężczyzna usiadł powoli, nie spuszczając oczu z Malfoya. — Draco właśnie przyznał, że spieprzył sobie życie, małżeństwo, ojcostwo i… i nie uwierzysz w to, ale chce — w tym miejscu zaczął mówić o ton niżej, szepcząc, zupełnie, jakby zdradzał sekret — ale chcę spróbować i wszystko odbudować. Chce naprawić swoje małżeństwo.
Oniemiały Harry wpatrywał się teraz w Draco, który w końcu uniósł głowę, chcąc zobaczyć reakcję Pottera na tę rewelację. Przez moment mierzyli się wzrokiem, po czym Harry odwrócił się do Blaise’a, który sam parsknął pod nosem na swoje słowa.
— Zadowolony, że kazałem ci usiąść? — zaśmiał się krótko, dźgając Pottera w żebra.
— Poważnie? — zapytał Harry, na co Draco powoli przytaknął, wiedząc, że gdy będzie miał po swojej stronie Pottera, to jego szanse gwałtownie rosną.
— Dlaczego? — Harry kontynuował po krótkiej pauzie ostrym, ale przepełnionym ostrożnością, głosem.
Draco westchnął, pocierając ręką kark.
— Gdy nieumyślnie przeze mnie znalazła się w szpitalu, dotarło do mnie, jakim byłem dupkiem i draniem w stosunku do niej.
— To nie wszystko! — głośno roześmiał się Blaise. — Opowiedz mu o wybuchu Hermiony! Albo o Aurelii…!
— Wystarczy, Blaise — warknął Draco, wstając i zaczynając chodzić. — Hermiona w końcu wykrzyczała mi wszystko w szpitalu i ponownie, kiedy wróciła do domu. Dotychczasowe nasze kłótnie były niczym w porównaniu z tamtą. Po raz pierwszy dotyczyła bardziej jej samej niż dzieci. — Mężczyzna przerwał na moment, jakby zastanawiał się nad czymś jeszcze. — A Aurelia… Wydaje mi się, że mnie nienawidzi.
Potter uniósł brew, rzucając Malfoyowi sceptyczne spojrzenie.
— Żartujesz, prawda? — dodał, niedowierzając. — Po tych wszystkich latach, w których Hermiona powstrzymywała swój gniew, gdy żałowała podjętej decyzji, koniec końców wykrzyczała ci to? Aurelia przejęła jej tok rozumowania i po tak długim czasie, przestała w końcu desperacko próbować zwrócić uwagę swojego ojca? Co robi, ignoruje cię? Jest nieposłuszna?
Draco niechętnie przytaknął.
— I teraz po ośmiu latach małżeństwa, gdy wiedziałeś od samego początku, że tak się może skończyć, zdecydowałeś, że rzeczywiście chcesz tego, co niedbale nazywasz małżeństwem i rodziną, a które do tej pory uważałeś za pewnik?
Draco prychnął ze złością, ale nie skomentował tego, co mówił Potter.
— Boże, jesteś chyba największym chujem na świecie. Dlaczego teraz, hm? Dlaczego nie dwa miesiące, dwa dni, nie, dwie godziny po tym, jak zawarliście ten układ?
— Nie miałem pojęcia, że to się tak skończy — odezwał się w końcu Malfoy, wzruszając przy tym ramionami.
— Och, proszę. Każdy, nawet Hermiona, wiedział, co z tego wyjdzie i jestem pewien, że ty też podświadomie o tym wiedziałeś. Musiałbyś mieć IQ szczura, by nie zorientować się, jak to się potoczy, mając na uwadze warunki, które na nią nałożyłeś. Cholera, ona na początku tej farsy nawet cię nie lubiła.
— Wiem, wiem, dobrze? — Draco spuścił głowę, mówiąc to. — Rozumiem, że to było i jest moją winą, że tak się potoczyło nasze małżeństwo. Biorę za to całkowitą odpowiedzialność. A teraz, czy mógłbyś odłożyć na minutę swoje kazanie i powiedzieć mi, co muszę zrobić, by to naprawić?
— To twoje małżeństwo — odparł ze wzruszeniem ramion Harry.
Blaise zgodził się z nim przytaknięciem, na co Draco obojgu posłał mordercze spojrzenie.
— A ty jesteś jej najlepszym przyjacielem od prawie dwudziestu lat. Znasz ją lepiej, niż ja kiedykolwiek bym mógł!
— Dlaczego powinienem ci pomóc? Dlaczego myślisz, że na nią zasługujesz?
Draco po raz pierwszy pozwolił swoim emocjom na ukazanie się na jego twarzy tak, by, swego czasu jego największy szkolny wróg, mógł ją zobaczyć.
— Nie wiem. — Popatrzył błagalnie na Harry’ego, jednak jego próby zostały wykupione zarówno, przez Pottera, jak i Blaise’a.
— Runda pierwsza?
— Och, nie wiem. Nie zasługuję na żadnego z nich. Ani na Leo, ani na Aurelię, a tym bardziej nie na Hermionię. Faworyzowałem Leo, ignorowałem swoją córkę i stanowczo odcinałem się od swojej żony. Nie zasługuję na to, że mam teraz dwójkę cudownych dzieci, które przedłużają linię Malfoyów, a nie miałbym ich bez pomocy Hermiony. Nie zasługuję na nią, bo zaszantażowałem ją do poślubienia mnie, wykorzystując fakt, że jej rodzice stracą dorobek całego życia. Zraniłem ją, poniżałem, odpychałem i złamałem tę silną kobietę. — Draco przerwał, oddychając głęboko, ale spokojnie. W jego oczach można było dostrzec odrobinę emocji. — Ale Hermiona jest Gryfonką z krwi i kości. Ma więcej odwagi i śmiałości niż jakakolwiek inna kobieta, którą spotkałem w swoim życiu. Trwała w swojej obietnicy, wstawiła się za rodzicami, sprzedała się, by byli szczęśliwy, nie zważając na to, jak ponure i puste miało być jej życie… Nawet odrobinę na nią nie zasługuję — wyszeptał łamiącym się głosem Draco.
W pokoju zapadła cisza. Obaj mężczyźni byli zaskoczeni wylewnością Malfoya i w końcu uszkodzeniami w murze, który dookoła siebie tworzył. To był pierwszy raz, gdzie zarówno długoletni przyjaciel jak i były wróg, widzieli prawdziwe emocje Draco, nie mówiąc już o jego podziwie dla kobiety, którą od zawsze jego rodzina uważała za gorszą od nich. Harry nigdy nie spodziewał się, że Draco tak bezpośrednio powie prawdę o swoim zachowaniu przez ostatnich osiem lat, o tym, do czego ono doprowadziło, o swojej porażce w ojcostwie i małżeństwie. Duma Draco upadła, a na jej miejsce pojawiła się… Ani Blaise, ani Harry nie byli w stanie opisać dokładnie zmiany, którą widzieli teraz w mężczyźnie.
Draco wpatrywał się w nich, zastanawiając się w tym samym czasie, co powinien zrobić. Zabić ich i zakopać ciała? Wiedzieli zbyt wiele, przede wszystkim tę stronę Draco, której nie chciał nigdy nikomu pokazywać.
— Nah… — odpowiedział za niego Blaise, rozpoznając w oczach przyjaciela jego tok myślenia. — Nie wydaje mi się, że zamordowanie nas i pochowanie naszych zwłok rozwiąże twój problem, stary.
Malfoy westchnął, odrzucając ten pomysł. Zirytował się jeszcze bardziej, zdając sobie sprawę, że Blaise zna go aż za dobrze.
— Więc co w takim razie powinienem zrobić?
Obaj wpatrywali się w niego, czekając.
— Runda druga: nie wiadomo, co robić — wymamrotał Zabini.
— Po pierwsze, musisz dowiedzieć się, co lubi i czego potrzebuje — zaczął Harry.
— W końcu jest kobietą — dokończył za niego Blaise.
Obaj na moment umilkli, dając Draco możliwość jakiegoś komentarza.
— Musisz doceniać ją, traktować, jakby była ponad tobą — dodał w końcu Zabini, na co Harry przytaknął mu, ale po chwili jednak zastanowił się i powiedział:
— W tej sytuacji Hermionę najbardziej przygnębia fakt, że dla ciebie jest po prostu towarem i nie jest kochana.... — Zerknął na Draco, badając go. — Kochasz ją, prawda? Bo jeżeli nie, jeżeli w jakiś sposób nie pokochałeś przez czas trwania waszego małżeństwa… to, cóż, wychodzę.
Blaise ostrożnie patrzył na Draco, doskonale wiedząc, co ten teraz myśli. W pokoju czuć było napiętą atmosferę, która jakoś nie przeszkadzała Malfoyowi, bo ten ciągle trwał w zamyśleniu.
— Na razie — powiedział Harry, odwracając się.
— Nie, zaczekaj! — zawołał za nim mężczyzna. — Widząc małżeństwo moich rodziców, jak mógłbym…
— Och, przestań gadać bzdury o tym, że nie wiesz, czym jest miłość. Tak albo nie, Draco? To pytanie nie wymaga, byś tak ciężko myślał nad odpowiedzią, szczególnie że dość długo już ją znasz.
— Ale nie jestem w stanie…
— Ja pierdole! — krzyknął Blaise. — Szukasz wymówek, idioto!
Zanim którykolwiek z nich mógł zareagować, Blaise wstał ze swojego miejsca i w szybkich krokach podszedł do Malfoya, po czym trzepnął go w głowę, powtarzając:
— Tak. Czy. Nie. — mówił między uderzeniami.
Zajęty próbą bronienia się, powiedział donośnym głosem:
— Dobra, już dobra! Kocham, okej?
— Niewystarczająco! — odparł równie głośno Blaise, nie przerywając swoich razów, przenosząc na ramiona i tors przyjaciela.
— Kocham ją! Kocham tę kobietę! Z przyjemnością zabiłbym się, gdyby to oznaczało, że będzie szczęśliwa. Żałuję każdej przykrości, którą jej sprawiłem, żałuję!
Zabini zatrzymał swoją dłoń. Dziwnym wzrokiem wpatrywał się w przyjaciela:
— Dobrze. Skoro już to wyjaśniliśmy… — odwrócił się do Harry’ego, kontynuując: — chcesz wyskoczyć na piwo?
Mężczyzna przytaknął.
— Jasne. Znalazłem ostatnio całkiem niezły pub, gdzie mają bardzo dobre steki i nachosy… — Ich głosy cichły, gdy oddalali się od pokoju.
— Hej, dupki! — krzyknął za nimi Draco, doganiając ich, gdy już mieli skorzystać z kominka. — Co powinienem zrobić w sprawie Hermiony?
Harry wzruszył po raz kolejny tego wieczoru ramionami, a Blaise z zainteresowaniem wpatrywał się w swoje paznokcie.
— No cóż, twierdzisz, że ją kochasz, więc dlaczego czegoś sam nie wymyślisz?
Po tych słowach obaj weszli w płomienie, zostawiając głęboko zastanawiającego się Draco nad tym, co właśnie miało miejsce.


Wtorek, 8 listopada
Uniosła dłoń, przysłaniając oczy i gwałtownie zamrugała z powodu rażącego ją słońca. Wypatrywała Aurelii, która próbowała złapać piłkę. Dookoła niej latały piłki baseballowe, za pomocą których dzieci ustawione w dwóch rzędach naprzeciw siebie, ćwiczyły swoje umiejętności rzucania i łapania. Co jakiś czas jedna z nich została wyautowana, jak ta, którą teraz podnosiła jej córka.
— Aurelia jest coraz lepsza, prawda? — odezwała się jedna z matek — świeżo po rozwodzie, Reese Richards. Przytaknęła, wiedząc, że aut sprzed chwili był pierwszym dzisiaj.
Hermiona chciała, by jej dzieci mogły jakoś wyładować ogarniającą je energię oraz rozwijać dzięki temu swoje umiejętności motoryczne. Zaproponowała Aurelii lekcje tańca, ale ta szybko odrzuciła tę propozycję. Duży wpływ miało na to zainteresowanie dziewczynki mugolska grą, którą zobaczyła w parku, gdy akurat koło niego przejeżdżali.
— Mamo, chcę w to zagrać. — Pokazała wtedy palcem. Długo nie zajęło zapisanie jej dziecka na treningi, a po paru spotkaniach, dołączył Leo. T-ball był dziecięcą wersją baseballa, dzięki czemu mogły cieszyć się każdą minutą gry. Stał się trzecią dodatkową aktywnością, na którą uczęszczały jej pociechy — pierwsze dwie to nauka języka oraz lekcje muzyki.
Hermiona odetchnęła głęboko, obserwując córkę. Aurelia promieniała szczęściem i przykro było, że jej ojciec po raz kolejny nie zainteresowała się nią. Odkąd tylko Leo dołączył do drużyny, Draco… Cóż, możecie zgadnąć, dlaczego nagle zaczął go ciekawić ten sport.
— Uwielbia to, więc jestem zadowolona, szczególnie od czasu, gdy lekcje muzyki zaczęły ją irytować. Po prostu chce, by była szczęśliwa, robiąc to, co lubi.
— Prawda — przytaknęła w zrozumieniu Reese. — Tak, jak mówiłam, piłka nożna nie sprawiała radości mojemu Maxowi i nie mógł znieść długich godzin krykieta. Więc możesz sobie wyobrazić, jak się ucieszyłam, gdy zgodził się, chociaż spróbować t-balla.
Tym razem to Hermiona skinęła głową w geście zrozumienia.
— Teraz wszystko kręci się wokół treningów, ćwiczeń, zakupów sprzętów, wybranie najlepszych ochraniaczy, kijów czy rękawic… Poważnie, wydaje mi się, że wszystko o czym ostatnio rozmawiamy, to o nim i baseballu. Jak mam szczęście, to raz na jakiś czas, uda mi się z niego wyciągnąć coś o szkole. — Kobieta westchnęła. — Jestem jednak zadowolona, że jego ojciec w końcu się zebrał i obiecał przyjść na kolejną próbę za tydzień. Kiedy nadejdzie tamten sobotni wieczór nie zamierzam siedzieć w domu. Samotna mamuśka poimprezuje! — Roześmiała się, potrząsając piersiami. Flynn, rozwiedziony ojciec młodego Connera O’Hary’ego, słysząc to, wybuchnął gromkim śmiechem.
— Już teraz jest mi żal każdego faceta, który będzie miał szczęście napotkania ciebie wtedy.
— Och, Flynn — przesłodko uśmiechnęła się Reese. — Nie musisz nawet próbować ukryć tego, że ci się podobam. — Puściła mu oczko, sprawiając tym samym, że ponownie się roześmiał. Po chwili skupił się jednak na Hermionie, która poczuła się dziwnie, będąc w centrum uwagi mężczyzny. Draco nigdy nie był wspominany czy widziany podczas gier lub treningów Aurelii, a Hermiona, która przyjmowała na siebie rolę opiekuna, słowa nie mówiła o tym, że jest mężatką. Aurelia też nic nie opowiadała o ojcu — dla niej on ostatnio nie istniał. W sumie tak samo jak magia, gdy grała w baseball, pokazując tym samym, jak bardzo kocha ten sport.
Za każdym razem, gdy tu przychodziła, rzucała na obrączkę i pierścionek zaręczynowy zaklęcie maskujące, które pozwalało zobaczyć po prostu zwykłe pierścionki.
Dla każdego, włączając w to przystojnego Flynna O’Harę, była samotną matką. I dziwne dla niej było to, że chwilę po dołączeniu do klubu „niewiernych”, zauważyła, jak Flynn ją obserwuje.
— Hej! — krzyknęła Reese, klepiąc przy tym w podekscytowaniu ramię Hermiony. — Co powiesz na to, by też przyjść? Podrzuć dzieci do ich ojca lub coś i chodź z nami!
Hermiona jakby zamarła, myśląc o perspektywie wieczornego wyjścia na miasto z Reese, która była niezaprzeczalnie imprezowiczką, lubiącą odkrywać swoje ciało. Gdy imprezowała, to na całego. Po przeciwnej stronie spokojnego życia Hermiony i niepewności, czy chce wychodzić poza swoją sferę komfortu, stała rozentuzjowana Reese.
— No chodź, będzie fajnie! Może nawet znajdziesz kogoś dla siebie!
Hermiona zaczęła kręcić głową, chcąc się wykręcić, ale spojrzała na Flynna. Odwracając od niego wzrok, nie mogła przestać myśleć o sprawdzeniu, czy mimo swoich trzydziestu paru lat, wyglądała na tyle dobrze, by poderwać kogoś na jednonocną przygodę.
Pewnie nic z tego nie…
— Nie waż się mówić nie, Hermiono. Nie pozwolę ci! — mocno zaakcentowała Reese. — Idziesz niezależnie od tego, co, kto powie. Ubierz się najbardziej seksownie i przyjdź do mnie, bym mogła zaakceptować twój ubiór, zanim oddam cię w ręc… — Hermiona przestała słuchać kobiety, myśląc już o nadchodzącej randce. Wyszykowanie się, sprawdzenie, czy dalej jest na tyle atrakcyjna, by przyciągać wzrok, zabawić się — nie wspominając, że może, może uda jej się przespać z kimś.
— Jasne — wyszeptała cicho, zanim zaczęła za bardzo analizować to, na co się właśnie zgodziła, jednak gdy wyraziła swoje poparcie do całego pomysłu — zaczął się jej on nawet podobać.
— Jasne, dlaczego nie? — dodała dużo pewniej.


Sobota, 11 listopada, 19:49
Hermiona ponownie przejrzała zawartość torby, by upewnić, że miała wszystko, czego mogłaby potrzebować. Najważniejsza była różdżką i portfel.
Różdżkę wraz z gotówką i kartami schowała do butów, więc nie musiała się martwić w razie zgubienia. A reszta… cóż, resztę miała na sobie.
Przeglądała swoją garderobę, czując jednocześnie zirytowanie, a z drugiej strony spodziewała się, że nie znajdzie w niej nic odpowiedniego na wieczór. Szybko więc wybrała się najbliższego centrum handlowego, gdzie kupiła małą czarną z odkrytymi ramionami. Ruchem różdżki wydłużyła ją o centymetr czy dwa, założyła czarne pończochy i wpięła je do pasa — nienawidziła wrażenia, że się zsuwają, a dzięki temu mogła być spokojna. Suknia przylegała do jej ciała w odpowiednich miejscach i zastanawiała się, czy wybrać obcasy, czy buty przed kolano, ale obie pary równie ją przerażały, więc zamknęła oczy, wybierając te, które dodadzą jej dodatkowe cztery cale. Po krótkim prysznicu ubrała się. Wpatrywała się teraz w swoje lustrzane odbicie. Po chwili sięgnęła po różdżkę, by przy jej pomocy osiągnąć to, czego sama nie potrafiła zrobić.
Sprawić, żeby wyglądała nieziemsko i cudownie, niemoralnie kusząco.
Wybrała dla siebie smokey eye. Upewniła się, że makijaż jest wodoodporny, nie zetrze się i przetrwa całą — całą! — noc. Dodała trochę różu, a na koniec na usta nałożyła głęboką czerwień. Włosy dzięki olbrzymiej ilości produktów do pomocy, opadały jej na ramiona.
Czuła się seksownie i pięknie chyba pierwszy raz w życiu. Podobało się jej to.
Przechodząc przez salon, zatrzymała się, by pożegnać się z Aurelią i Leo. Dziewczynka spojrzała na nią, gdy wchodziła i aż zaniemówiła.
— Mamusiu, ślicznie wyglądasz.
Draco przerwał swoją wielozadaniowość, która składała się z równoczesnego zmieniania kanałów w telewizji oraz pisania czegoś na swoim laptopie. Uniósł głowę i zareagował praktycznie tak samo, jak jego córka. Po raz pierwszy od dawna poczuł podniecenie.
— Dokąd się wybierasz tak ubrana?
Hermiona po tym, jak pocałowała na dobranoc Aurelię, wstała z kolan.
— Wychodzę dziś i wrócą późno. W sumie nie martw się, gdybym nie wróciła nawet do rana. — Uśmiechnęła się szeroko, a z jej sylwetki aż biło zniecierpliwienie i oczekiwanie na wieczór.
Draco zmarszczył brwi.
— Co masz na myśli, mówiąc, że wychodzisz? I co z dziećmi?
Przewróciła oczami, słysząc go. Odwróciła się, pomachała ręką w jego kierunku i pożegnała się:
— Do zobaczenia później.
Dochodziła już do kominka, gdy dłoń Draco chwyciła ją za nadgarstek. Pociągnął, obracając Hermionę, dzięki czemu mógł spojrzeć jej w oczy.
— Jeżeli myślisz, że pozwolę ci opuścić dom w tym stroju, to możesz…
— I co zrobisz, Draco? Nie masz nade mną żadnej władzy. Mogę wyjść i się dobrze bawić — zrobić coś, czego sobie już od zbyt dawna odmawiałam. Będę z mugolskimi przyjaciółmi, więc nikt nie zobaczy twojej żony tak ubranej. Tak, że dalej jest seksowna, mając trzydzieści pięć lat.
Coś ciężkiego zalśniło w oczach Draco, gdy powiedziała swoje zdanie, ale zignorowała to, wyrywając swoją dłoń i wchodząc do kominka.
— Dzieci chodzą spać za pół godziny — dodała, zanim zielone płomienie pochłonęły ją. Jej uśmiech zdawał się w nich odbijać.


Sobota, 11 listopada, 22:35
— To najlepszy klub w mieście! — wykrzyczała Reese, wyprzedzając Hermionę. Była ubrana w strój, który przypominał jej tę Kylie Minogue z klipu do „Spinning Around”. Czerwona góra, wiązana była na szyi, a niesamowicie krótkie szorty, pokazywała, jak mocno Reese uzależniła się od siłowni.
Kobieta zignorowała stojącą kolejkę i podeszła od razu do bramkarza. Gestem nakłoniła go, by się schylił. Wyszeptała mu coś do ucha; sprawił to, że przepuścił je bez czekania.
— Co mu powiedziałaś? — zapytała podniesionym głosem Hermiona.
— Tajemnica, kochanie. Tajemnica — odparła jej zalotnie Reese.
Hermiona na chwilę zaniepokoiła się, ale zdecydowała skupić się jednak na pomieszczeniu i otoczeniu, niż zastanawiać się, o co mogło chodzić.
Phoenix znajdował się w dzielnicy, gdzie miasto łączyło się z przemysłem i do tego też nawiązał styl klubu. Całość znajdowała się w pustym magazynie, który dzięki czyjemuś pomysłowi stał się kolorowym, tętniącym życiem klubem.
W czterech kątach pomieszczenia stało duże, czerwone coś, co poruszało się i kręciło zupełnie, jakby żyło. Unosiło się i opada, przypominając jej, jak kiedyś robił to Fawkes. Wraz z ruchem tych rzeczy, światła migotały z różnych nasyceniem intensywności, zmieniając kolor na kolor płomieni.
Była pewna, że miała w tym udział magia.
Bar znajdował się na ścianie naprzeciw podwieszanej platformie DJ-a. Sekcja dla VIP-ów była na piętrze. Mimo tego, że były utrzymane w surowym stylu, ustawione tam loże wyglądały na wygodne.
— Chodź! — przekrzykiwała muzykę Reese, łapiąc Hermionę za rękę i ciągnąc w kierunku baru. Gdy dotarły do niego, kobieta zamówiła drinka dla każdej z nich. Swojego wypiła na jeden raz.
— Raz, dwa, do dna! Pierwszy jest tylko na rozruszanie!
Hermiona wpatrywała się w kieliszek przed sobą. Poczuła, jak nagle uderza w nią zwątpienie i jej wysokie morały. Wiedziała, że to, co robi, nie leży w jej naturze, że picie i imprezowanie nie przedstawia jej, a tym bardziej podrywanie obcych, gdy sama była mężatką. Jednak duża większa część, ta, która spowodowała, że znalazła się w tym bałaganie, ta, pragnąca rewanżu, zemsty, odegrania się na Ronie, teraz chciała takiego odegranie się na Draco za sposób, w jaki ją traktował.
On to robił bez wahania, przebiegło jej przez myśl. Dlaczego ja mam nie spróbować i zobaczyć, dlaczego raz za razem sam to robił, dlaczego ciągle był niewierny?
Chwyciła kieliszek. Doskonale zdawała sobie sprawę ze swojej ciekawości, która przez lata pomagała jej w zdobywaniu informacji. Po raz pierwszy w życiu chciała wiedzieć, jak to jest, gdy robi się coś złego, według swoich własnych zasad, decyzji — jej, nie Harry’ego, Rona czy nawet Draco. Pragnęła całej odpowiedzialności, przygody i po prostu poczucia tego, czego od tak dawna nie czuła — tej radości, gdy osiągnie szczyt, kiedy świat wokół niej będzie rozpadał się po całkowicie fizycznej eksploracji.
W porządku. Chciała po prostu raz jeszcze osiągnąć orgazm, zanim dobiegnie czterdziestki.
Dziś zapomni o Draco, o Ronie i magicznym świecie, o posiadaniu dwójki dzieci, o małżeństwie, którego powinna być częścią. Dziś wieczorem będzie po prostu dobrze bawiącą się, samotną, śmiała i seksowną kobietą, rozglądając się za tym, czego potrzebuje.
Unosząc kieliszek, przechyliła go i wypiła shota, po czym odkładając, stuknęła nim o blat. Nadszedł czas.
Tańczyli, dołączając do masy ruszających się na parkiecie ciał, osadzonych w swoim własnym świecie, gdzie towarzyszyła im grana przez DJ muzyka. Wśród nich nie było czegoś takiego, jak przestrzeń osobista — ludzie wchodzili na siebie, przepychali i ocierali co jakiś czas o Hermionę, która ruszyła się wraz z nimi i tak długo, jak nie było to celowe lub zbyt nachalne — nie miała nic przeciwko.
Co jakiś czas Reese ściągała ją z parkietu i zanim znalazła jakieś wolne miejsce, wręczała kolejnego szota.
— Dobrze się bawisz? — zapytała.
Hermiona otarła pot  z czoła i przytaknęła, zaskoczona, że już po czterech drinkach i chwili tańca, czuje się o wiele lepiej i bardziej rozluźniona.
— W takim razie, gdy będziesz gotowa, wracaj na parkiet! Widziałam, świetnie wyglądającego przedstawiciela płci przeciwnej, na którym chciałabym przetestować swoje zardzewiałe ruchy! — Reese uśmiechnęła się szeroko, a wychodząc z alkowy, sięgnęła po dopiero co przyniesioną przez kelnerkę wódkę na stole i wypiła, krzywiąc się, gdy alkohol podrażnił jej gardło.
Granger straciła ją z oczu w momencie pochłonięcia przyjaciółki przez tłum. Sama przez kilka chwil siedziała, chcąc dać odpocząć swoim stopom od bólu, który zapewne później będą czuły przez obcasy, które nosi.
       Im dłużej była w klubie, tym częściej z ciekawością rozglądała się po bawiących się w nim ludziach. Fascynujący widok, który miał przed oczami zakwalifikowała jako nowe doświadczenie. Zanim wróciła na parkiet, przez kilka minut wpatrywała się w najbliższy ogniowy filar, próbując dojść do tego, który czar został wykorzystany do stworzenia takiego widowiska.
       Wstała i ruszyła w kierunku tłumu, a stolik, który zwolniła, natychmiast został już przez kogoś zajęty. Udało jej się przecisnąć przez spocone ciała na sam środek parkietu, gdzie zaczęła tańczyć. Kątem oka złapała wzrok roześmianej przyjaciółki. Sama wybuchła śmiechem, gdy Reese potrząsnęła ku niej tyłkiem. Wyraz twarzy kobiety natychmiast zmienił się na zuchwały i głową wskazała kogoś za Hermioną, dokładnie w chwili, gdy ta poczuła na swoich biodrach dłonie i ciepło ciała na plecach.
To, co czuła był otwarte i spore. Dłonie pokierowały ją w nowy bit, sprawiając, że ich ciała stykały się częściej i bardziej celowo. Uwodzicielsko.
— I co? — Hermiona uniosła brew, zadając bezgłośnie to pytanie. Reese uniosła obie dłonie — dała mu dziesięć na dziesięć. I umówmy się, z tym czymś, co ją szturchało w plecy — trafiła idealnie.
Och!
Hermiona przytaknęła i powoli się odwróciła. Była zdeterminowana, by zobaczyć, jak wygląda jej partner.
Zaniemówiła. Ogarnęło ją podniecenie, natychmiast zrobiło się je gorąco. Nie mogła oderwać oczu od tego cudownego ciała przed sobą.
Był wysoki, umięśniony i zadbany. Górował nad nią i wyglądał na kogoś, kto bez problemu jest w stanie ją unieść i trzymać tak parę godzin. Jego rysy twarzy wyglądały jak wyryte przez jednego z najsławniejszy i najlepszych rzeźbiarzy. Miał silną szczękę i dobrze zdefiniowaną, ciemne, brązowe oczy oraz czarne, kręcone włosy, które dodawały mu charakteru. Wiedziała, że jest ma spore kłopoty, gdy się do niej uśmiechnął. Rzeczy takie jak małżeństwo czy Draco przestały istnieć.
Filuternie odwzajemniła uśmiech, wiedząc, że to mężczyzna, z którym spędzi noc — zdecydowanie wpasowuje się w kogoś, kto zapewni jej niezapomniane doznania.
Ruszając się w rytm muzyki, odwróciła się, pozwalając mu ponownie zmniejszyć odległość, która dzieliła ich ciała. Dłonie położył na biodrach, a ona objęła za szyję i oboje cieszyli się bliskością.
— Jesteś gorącą kobietą — powiedział wprost do ucha, przyćmiewając jej zmysły przez ciepły oddech i ten głos. — Gdy stałem przy barze, widziałem tylko ciebie. Te nogi! — Zsunął dłonie po udach Hermiony, gładząc je i powodując, że czuła każdy swój nerw. — Ten piękny… — mówił dalej, ściskając przez chwilę pośladki.
Zabrała głęboki oddech, gdy dłonie mężczyzny stawały się coraz śmielsze i dotykały żeber, by już po chwili chwycić jej piersi. Komplementował ją, mówiąc, jak idealnie wpasowują się w jego ręce.
Mówił jej o tym, jak wyobrażał sobie ją nagą, pod nim, na nim, obok niego. Gotową i odpowiadającą na każdy jego dotyk.
Gdzieś z tyłu głowy odzywała się w niej myśl, że to, co robili, to, jak pozwalała obcemu mężczyźnie, wyglądającemu na boga seksu, się obmacywać, jest złe, niestosowne i takie oderwane od rzeczywistości. Była jednak tak podniecona, że wszystko inny wydawało się nieważne.
Tańczyli jeszcze przez kolejny kwadrans, aż Hermiona zebrała się na odwagę, odwróciła i wypowiedziała na głos, słowa, które miały pomóc spełnić cel dzisiejszego wyjścia.
— Chcesz iść w jakieś inne miejsce? — zapytała, pieszcząc jego tors i ramiona.
Jego uśmiech był całą odpowiedzią. Złapał ją za nadgarstek i zaczął kierować w stronę wyjścia.
Wychodząc z klubu, uderzył w nią podmuch świeżego powietrza. Zatrzymała się tuż przed mężczyzną i pociągnęła w taki sposób, że sama opierała się plecami o ścianę, a on uwięził ją w potrzasku swoich ramion. Dłońmi chwycił jej twarz i mocno, bez żadnego wahania, pocałował. Jego usta były gorące, twarde, pewne i brały od niej wszystko, co chciały, zostawiając tylko większe pożądanie. Pachniał drewnem, cytrusami i takim męskim zapachem.
Pragnęła więcej, ale odsunął się, ostatni raz ją całując i oparł swoje czoło o jej. Oboje szybko oddychali.
— Jesteś pewna, że tego chcesz? - zapytał głębokim głosem, który spowodował u niej dreszcze.
Zasady moralne krzyczały „nie” w jej głowie.
— Idziemy do ciebie czy do mnie? — zapytała bez tchu.



Niedziela, 12 listopada, 00:03
Nie przerywając pocałunku, dwa ciała uderzyły o zamknięte w pośpiechu drzwi. Dopiero w windzie się sobie przedstawili. Jake poznał Mię (Hermiona nie czuła się komfortowo, podając mu swoje prawdziwe imię, biorąc pod uwagę możliwość niespodziewanego spotkania).
Jake delikatnie się cofnął, gdy Hermiona na niego naparła.
— Zanim to zrobimy, muszę skorzystać z toalety — powiedziała, na co mężczyzna niepewnie przytaknął i wskazał jej kierunek. Gdy do niej weszła, Hermiona wyciągnęła różdżkę i szybko rzuciła na siebie czar antykoncepcyjny. Zdjęła buty, po czym upewniła się, że najważniejsze rzeczy ma bezpiecznie schowane w stworzonej wcześniej kieszeni. Boso wróciła do pokoju, w którym dalej stał Jake.
— Wybacz. Środki ostrożności. — Oczy mężczyzny lekko się rozszerzyły, gdy zrozumiał znaczenie tych słów, ale już po chwili przeszedł pokój w trzech krokach, podniósł ją i przeniósł przez krótki korytarz. Sypialnia była dość spora, dobrze oświetlona. Już na pierwszy rzut oka widać było, że należy do mężczyzny. Podwójne łózko i gładkie ściany górowały nad resztą wystroju.
Postawił ją ponownie na nogi. Hermiona szybko, ale z drżącymi dłońmi sięgnęła do guzików koszuli. Jake schylił się i pocałował ją, samemu szarpiąc się z sukienką, by w końcu, nie zwracając uwagi na to, że Hermiona rozpinała i błądziła dłońmi po jego nagim torsie. Gdy na nią spojrzał, wzrok miał rozogniony, namiętny, szczególnie gdy padł na jej pas do pończoch.
Przeszły go ciarki i wydał z siebie dziwny dźwięk na kształt warknięcia i głodnego jęknięcia. Chwycił ją za ramiona, przytulając ponownie do siebie i kolejny raz nachylił się, by skosztować jej ust.  Użył całej znanej mu wiedzy cielesnej, by ją uwieść i rozpiął biustonosz.
Miała pełne piersi, które wręcz błagały o dotyk. Najpierw zaczął całować i ssać lewą, dzięki czemu czuł, jak szalenie bije jej serce. Dłońmi drapała jego plecy, wczepiając się w nie w momencie, gdy lekko przygryzł sutek.
Palcami zszedł najpierw na brzuch, później powoli na pas. Rozpiął go i ściągnął razem z czarną, satynową bielizną oraz pończochami. Wyprostował się, by zrzucić kołdrę z łóżka i móc unieść Hermionę, by znalazła się na samym środku. Gdy się ułożyła, jej włosy nadały jej wygląd kobiety, które z reguły umieszczane były na plakatach w Playboyu. Blade ciało zdawało się go czarować i kusić.
Hermiona obserwowała, jak oczy Jake’a błądzą po jej ciele, czuła jego potrzebę bycia bliżej, połączenia się.
Rozszerzyła nogi, na co Jake w pośpiechu zrzucił z siebie resztę ubrań. Schylił się tylko jeszcze po prezerwatywę, schowaną na nocnym stoliku. Potrzebowała go, jego siły.
Ostrożnie ułożył się na niej i westchnął. W końcu! Hermiona dłońmi zaczęła ponownie gładzić jego plecy, zatrzymując się na pośladkach, w które wbiła paznokcie, kiedy oparł się na łokciach i zaczął ocierać. Jej twarde sutki ocierały się o jego tors, gładkie nogi splatały się z męskimi, a jej ciepła kobiecość, powitała jego męskość. Gdy dłonią dotknął jej warg, poczuł, że jest wilgotna i gotowa na niego.
       Odsunął się trochę, by móc założyć kondom. Wchodząc w nią, wpatrywał się w jej twarz.
       Seks był szybki i gwałtowny. Ciało uderzyło o ciało, a w powietrzu unosiły się westchnienia i jęki. Miała wrażenie, że płonie. W końcu po tylu latach celibatu otrzymała to uniesienie, którego tak często pożądała.
       Przez kolejne chwile pieścił jej łechtaczkę, powodując tym samym skurcze jej kobiecości. Gdy długo i wyjątkowo głośno jęknęła, uniósł jej biodra i zaczął w nią wchodzić aż do momentu osiągnięcia spełnienia. Nigdy wcześniej nie doświadczyła czegoś takiego. Nigdy nie miała silniejszego orgazmu. Zaczęła odczuwać niespotykane emocje, które powodowały, że chciała się do niego przytulić, by z radością i chęcią być objęta.
       Ponownie jęknęła, ale została zagłuszona przez okrzyk jakby triumfu, gdy Jake doszedł.
       Zsunął się z niej i oboje powoli się uspokajali.
       — Mój Boże… kim ty jesteś? — wyszeptał z uśmiechem, na co Hermiona odpowiedziała mu podobnym grymasem.
       — To było niesamowite — odpowiedziała.
       Przytaknął na te słowa, odwracając się, by zdjąć zużytą perspektywę. Wrócił do łóżka, trzymając w dłoni opakowanie nowej.
       — Gotowa na rundę drugą?



Niedziela, 12 listopada, 4:12
Po tym, jak aportowała się przy bramie dworu, zaczęła powoli kierować się w stronę podjazdu. Dosłownie chwilę temu opuściła łóżko przystojnego mężczyzny i pomimo świadomości, że była to tylko jedna noc, chciała do niego wracać.
Więc takie ma się uczucia, gdy zdradzi się męża?
Hermiona miała poczucie wolności, niezależności. Czuła, że jest przebiegła podstępna i naprawdę zła. I to wszystko sprawiało, że miała lepsze samopoczucie.
Nic dziwnego, że Draco tak często ją zdradzał. Cóż i tak nie było tak, że go pociągała.
Nie. Hermiona uderzyła się, za myślenie w ten sposób, gdy dopiero co udowodniła, że dalej może być atrakcyjna dla młodego, przyzwoitego faceta.
Mimo to, że Jake był od niej o pięć lat młodszy, sprawił, że poczuła się jak kocica. Czuła się tak pozytywnie, seksownie…! Była pewna, że promienieje z tego powodu.
A może to przez wielokrotny orgazm?
Nie skończyło się na rundzie czy dwóch. Zrobili to cztery razy i umysł Hermiony dalej był przyćmiony przez intensywność, której doświadczyła. Zastanawiała się, czy powodem to może być tak długa wstrzemięźliwość.
W końcu po ostatnich uniesieniach Jake opadł obok niej i natychmiast zasnął ze zmęczenia. Hermiona pragnęła podążyć jego śladem, ale wiedziała, że musi wrócić. Po cichu wstała z łóżka i zebrała ubrania. Gdy je na siebie założyła, przeszła do łazienki, by zabrać buty i różdżkę.
Po paru momentach opuściła mieszkanie, nie zostawiając za sobą żadnego śladu. Planowała zostawić tę przygodę na jedną noc za sobą.
Gdy dotarła na patio, podeszła do drzwi i stuknęła w nie różdżką, by je odblokować. W domu panowała cisza i ciemność, a strach i zło, które wyczuwało się tu podczas wojny w końcu zniknęły. Powoli, uważając, by nie zrobić zbyt dużo hałasu, Hermiona skierowała się do głównej sypialni.
Mijając salon, zauważyła, że świeci się w nim światło. Zaciekawiona, zboczyła z drogi i weszła do niego. Raptownie się zatrzymała, gdy zobaczyła siedzącego prawie że we drzwiach Draco na jedynym krześle znajdującym się w pomieszczeniu. Miał gburowatą minę.
— Draco? Nie śpisz? Powiedziałam ci, byś nie czekał. — Oparła się o ścianę, nie chcąc stracić równowagi przy zdejmowaniu butów.
Draco spiorunował ją wzrokiem.
— Czekać na ciebie, aż wrócisz do domu po przygodnym pieprzeniu? — Parsknął.
Hermiona zaniemówiła. Jej serce zaczęło szybciej bić, a ciało zamarło. Poczuła jak się w środku gotuje ze złości.
— Że co? — Wysyczała.
— Słyszałaś, co powiedziałem — mruknął. Wstał i ruszył, zatrzymując się dopiero tuż przed nią. — Ubrałaś się, jak te wszystkie kobiety i paradujesz tak przede mną i dziećmi, słodko życząc im dobrej nocy zanim wyszłaś… Wiedziałem, co robiłaś, gdzie szłaś. Jaki miałaś plan na dzisiejszy wieczór. — Zmierzył ją od góry do dołu. — Zaspokoił cię? Doprowadził do spełnienia tak, jak ja? Krzyczałeś tak, jak przy mnie…
Ostry trzask przerwał jego tyradę. Draco wpatrywał się w pełną złości i nienawiści twarz Hermiony.
— Jak śmiesz! — wypluła. — Jak śmiesz mnie o to pytać, gdy sam od początku naszego małżeństwa szukasz pocieszenia w ramionach innych kobiet. Jeden raz, jeden!, znalazłam je u kogoś innego, a ty mi to wypominasz?! — Krzyczała, niedowierzając w to, co słyszała. Na miał prawa! — Nie waż się niszczyć mi tej nocy, która była dla mnie najlepszą od czasu naszego ślubu! Nie waż się!
Draco zrobił kolejny krok do niej, wchodząc tym samym w jej przestrzeń osobistą, zmuszając, by się cofnęła. Przyparł ją do ściany, blokując ramionami ucieczkę.
— Musisz wiedzieć, że nie spałem z żadną z nich od czasu, aż spadłaś ze schodów. Przychodziły do mnie, proponowały, ale nic nie robiłem — powiedział niskim, cichym, ale mocnym głosem.
Hermiona wzruszyła ramionami, kręcąc głową.
— Myślisz, że mnie to obchodzi? — Spojrzała mu prosto w oczy. — Myślisz, że po ośmiu latach sypiania z innymi interesuje mnie, że w końcu przestałeś? Myślisz, że obchodzi mnie to, że musiałam spaść ze schodów przez ciebie i twoje kurwy, byś coś zrozumiał i przestał? — Aż kipiała z wściekłości. — Gówno mnie to obchodzi, czy przestałeś, czy nie, ponieważ nauczyłam się mojej lekcji i spodobała mi się niewierność. Miałeś rację z tym, bo — nachyliła się w jego kierunku i wyszeptała — dzisiejszej nocy przeżyłam najwspanialszy seks, jaki kiedykolwiek uprawiałam. Robił takich rzeczy, o których nawet nie śniłeś, Draco. I wiesz co? To wszystko zapewnił mi mugol.
Napawała się całą tą sytuacją i doskonale zdawała sobie z tego sprawę. Nie mogła jednak przestać, mimo że każde wypowiedziane przez nią słowo celowo uderzało w czystość krwi jej męża.
Ogień zapłonął w oczach Draco, a jego usta zacisnęły się jeszcze mocniej. Hermiona nagłe znalazła się w ich wspólnej sypialni, przy echu dźwięku aportacji leciała w kierunku łóżka. Niedelikatnie na nim wylądowała, wraz z Draco. Był tuż za nią, a po chwili na niej, zdejmując równocześnie swoją koszulę. Oczy komicznie się jej rozszerzyły, gdy zrozumiała, co zamierzał zrobić. Zaczęła rzucać się, by go powstrzymać, jednak Draco przycisnął ją do materaca i, po wyciągnięciu z kieszeni różdżki, przywiązał jej ramiona do ramy łóżka. Zaczęła krzyczeć, by przestał, ale ignorował ją, kolejnym ruchem pozbywając się z nich ubrań.
Jego twarz wyrażała determinację, była jednocześnie ponura i pełna skupienia.
— Będziesz czerpać z tego przyjemność i zapomnisz o tym kawałku śmiecia u którego szukałaś spełnienia — powiedział, wpatrując się w jej oczy.
— Nie zrobisz nic, co by wymazało mi to z pamięci. Puść mnie! Nie masz prawa tego robić! Nie możesz! — krzyczała, rzucając się gwałtownie. Dłonie Draco złapały ją za biodra, stopując trochę jej ruchy. Ustami zaczął pieścić sutek kobiety, gryzł go, lizał, ssał, a ręką gwałtownie masował drugi.
— Nie… Zejdź ze mnie! Nie… — Krzyki zaczęły mieszać się z jękami spowodowanymi przez stymulację jego warg i dłoni. Jej ciało co jakiś czas zaczęły przechodzić spazmy przyjemności, każdy nerw płonąć potrzebą, kumulując ją w jednym miejscu.
Ciało Draco było twardą masą napierającą na nią — drobniejsze od Jake’a, ale tak samo  zadbane, muskularne i obiecujące pewne doświadczenia. Erekcję miał bezwstydnie ułożoną w szczelinie jej ud.
Była zawstydzona, ale o wiele mocniejszym uczuciem była wściekłość na Draco, że ma odwagę robić to jej.
Jego usta skupiły swoją uwagę na drugiej piersi, traktując ją tak samo brutalnie jak pierwszą. Dłońmi szybko zszedł do kobiecości. Hermiona była zdeterminowana utrudnić mu jak tylko może, dlatego też napięła nogi i zacisnęła. Draco bezpardonowo je rozszerzył, a ten pokaz siły skandalicznie tylko bardziej ją podniecił. Poczuła powiew chłodnego powietrza na rozgrzanej, świeżo odsłoniętej skórze. Nie poddając się jednak wypowiedziała drążce, przerywane jękami, ale jednak dalej drwiące i prześmiewcze słowa:
— Wiesz, Draco… Nigdy nie mogłeś zaspokoić mnie więcej niż raz. Zawsze wszystko kończyło się tylko na jednym razie — przerwała gwałtownie, kiedy Draco zaczął ją pieścić palcami. Gwałtownie, ze złością, pocałował ją. Doprowadzało ją to do szaleństwa, każdym nerwem czuła, jak pieści jej ciało w sposób, w jaki nigdy do tej pory nie robił. Jęczała, wiła się, sapała. Chciała uciec, ale dłonie Draco na jej udach i dalej przywiązane ramiona do ramy łóżka, nie pozwalały na to.
— Cztery orgazmy, Draco! Cztery! — wysapała, gdy mężczyzna przygryzł łechtaczkę. Szybko wchodził w nią palcami, zakrzywiając je i uderzając w ten szczególny punkt w jej ciele, o którego istnieniu dawno zapomniała.
To przechyliło ją przez krawędź. Zesztywniały jej nogi, oczy mocno się zamknęły, a plecy wygięły, gdy przez usta wydobył się cichy krzyk ekstazy. Ciało płonęło, a wszystkie myśli i uwaga na tym, co robi Draco, rozmyły się.
Nie przestał. Uspokoił trochę swoją dłoń i lekko tylko lizał łechtaczkę, ale nie przestał, dalej wzbudzając w niej pragnienie, namiętność. Nie obchodziło jej już, co chciała tym osiągnąć, co chciała wyśmiać. Gdy czuła drugi zbliżający się orgazm, chciała tylko jak najszybciej go osiągnąć.
Po ponownym spełnieniu ruchy jego dłoni tylko się wzmogły, były gwałtowniejsze, nie zważając, że jej przebodźcowane ciało.
— No dalej, Hermiono — zachęcał. — Błagaj o to. Błagaj, bym doprowadził cię do kolejnego szczytu. Błagaj, bym pomógł twojemu ciału eksplodować.
Hermiona zaprzeczyła ruchem głowy, nie otwierając oczu. Nigdy nie pozwoli mu wygrać. Głowa Draco przesunęła się nad jej brzuch, a język zaczął pieścić pępek, powodując, że zabrzmiała.
— Tak ciebie dotykał? — parsknął. — Dotykał cię w ten sposób, co ja? Wiedział, gdzie jesteś najwrażliwsza? Gdzie powinien cię dotknąć, byś się wiła i jęczała, tak jak teraz robisz to pode mną? Błagaj, Hermiono. Wiesz, że chcesz.
Ponownie pokręciła głową, na co Draco po raz kolejny zwolnił swoje ruchy i bez litości, metodologicznie podrażniał jej najwrażliwsze miejsce. Spowodowało to z jej gardłą wyrwał się złamany krzyk, a na czole pojawił się pot. Zaraz po raz trzeci osiągnęłaby spełnienie, a on prawie przerwał.
— Nie, nie, nie… — szeptała gwałtownie Hermiona.
— Błagaj o to, Hermiono. Błagaj o mnie — wysyczał.
Zacisnęła mocno powieki, nerwowo rzucając głową o poduszkę. Zagryzłą wargy, by zatrzymać słowa, które mimała na końcu języka. Nie pozwoli mu wygra…
— Proszę! — krzyknęła, gdy poczuła język Draco na swojej łechtaczce.
— Co mówiłaś? — zapytał przebiegle. Oczy miał pełne triumfu i męskiej dumy.
— Proszę, Draco. Nie przestawaj!
Nie przestał.
Gdy krzyczała podczas swojego kolejnego orgazmu, Draco wszedł w nią zapoczątkowując tym samym czwarty. Jego ruchy były gwałtowne, szybkie i brutalne. Odczuwała je każdą cząstką siebie, odbierały jej dech.
— Założę się, że nigdy nie dał ci piątego. Co na to powiesz? — zaśmiał się nad nią. Nie była w stanie zarejestrować sensu jego słów, ale poczuła je, gdy miała kolejny orgazm.
Dalej jednak nie przestał.
— Co powiesz na szósty, Hermiono? Powinnaś mieć pół tuzina? — Tym razem i on zaczął sapać pomiędzy wypowiedzianymi słowami. Mimo to i tak można było wyczuć w nich tą agresywną nutę.
Nie… Chciała płakać. Nie mogła… Nie!
       Gdy zakwiliła, Draco zwolnił do praktycznie ślimaczego tempa.
       — Widzisz, Hermiono. Tylko ja mogę doprowadzić cię do takiego szaleństwa. Tylko ja mogę to zrobić. Nikt inny nie był i nie będzie w stanie doprowadzić cię do tylu orgazmów na raz. Nigdy. Jesteś moja i zawsze już będziesz! Powiedz to! Powiedz, że jesteś moja!
       — Tak — westchnęła, powoli odzyskując świadomość. — Twoja.
       Ponownie zaczął się ruszać, pieszcząc i podszczypując łechtaczkę, powodując tym spazm jej mięśni i kolejny, szósty, orgazm. Czuła, jak Draco dochodzi w niej, czemu towarzyszyły ciche jęki.
       Upadł na nią, kryjąc twarz pomiędzy jej piersiami. Brał gwałtowne oddechy, pragnąc, by powietrze ponownie dotarło do jego płuc.
       Leżąca pod nim Hermiona, nieświadoma w końcu zaczęła wygrywać.



Niedziela, 12 listopada, 23:39   
Draco grał właśnie z Blaisem i Teo w billarda, gdy do pokoju weszła, a raczej wbiegła Hermiona. Miała na sobie, mocno związany w tali, szlafrok. Idąc, jego poły powiewały za nią. Obudziła się dosłownie chwilę wcześniej i gdy rozbudziła się na tyle, że wróciły jej wspomnienia wcześniejszej nocy, była wściekła.
Szykując się do uderzenia, Draco odwrócił się w kierunku Blaise, który ruchem głowy wskazał coś za sobą, po czym szybko uciekł wzrokiem.
— Nienawidzę cię! — Krzyknęła, gdy brała zamach i pięścią uderzyła Draco w twarz. A konkretniej — w jego nos. Po pomieszczeniu rozbiegł się dźwięk łamanej kości. Hermiona sama poczuła to w dłoni.
Draco zawył z bólu, łapiąc się za twarz.
— Jeżeli jeszcze raz kiedyś mnie dotkniesz, nie będą wahała się, by rzucić w ciebie Avadę i przeklnę twoją pierdoloną dupę tak, jak będzie stać!
Odwróciła się i wymaszerowała z pokoju tak samo szybko, jak do niego weszła, pozostawiając za sobą dwójkę niepewnych i szczerze przerażonych gości oraz jednego, szlochającego męża.



Czwartek, 19 listopada, 13:23
— Pomyśl życzenie, kochanie — powiedziała Hermiona.
Aurelia przez chwilę się zastanawiała, przez co na twarzy pojawiło się u niej skupienie. Wyraźnie jednak było widać, kiedy wiedziała, czego chce, bo się zrelaksowała, wzięła oddech, po czym zdmuchnęła osiem świeczek.
Weasleyowie oraz Potterowie, jak i jej przyjaciele ze szkoły, zaczęli klaskać i wiwatować, na co zareagowała uśmiechem. Odsunęła się trochę w tył, pozwalając mamie pokroić tort.
Gdy tylko każdy z gości szybko (co ważne!) zjadł ciasto, Hermiona pozwoliła córce rozpakować prezenty.
Jak zwykle dostała parę żartobliwych zabawek, trochę lalek, sweter, kilka specjalnych książek od Weasleyów oraz zestaw magicznych płaszczy, które zmieniały kolor na życzenie noszącego od Potterów. Hermiona podarowała jej zestaw do ręcznie robionej biżuterii — chciała go od momentu zobaczenia mamy przyjaciółki przy pracy. Hermiona zdecydowała, że mogłaby pomóc w procesie tworzenia akcesoriów, ucząc się przy okazji na temat tego nowego zajęcia.
Pod prezentami znajdował się jeszcze jeden, mały pakunek w srebrnym papierze. Hermiona zmarszczyła brwi, nie wiedząc, od kogo mógłby on być, niemniej jednak wręczyła go córce. Obserwowała, jak go rozpakowuje, pilnując, czy wszystko jest w porządku.
Aurelia przez chwilę oglądała pudełko i dopiero po chwili zabrała się za powolne, ostrożne rozpakowywanie go. Zajęło jej to więcej czasu i uwagi niż pozostałe prezenty. Pod papierem znajdowało się srebrne, obite w aksamit, pudełko, które po otwarciu spowodowało, że Hermiona zaniemówiła. W środku znajdowała się niewyobrażalnie piękna bransoletka. Niektóre z delikatnych części było ze sobą splecione, a pozostałe pozostawione zostały luźno. Przypominały one pędy winorośli, które splecione ze sobą, tworzyły cudowny wzór. Zapięcie było zdobione srebrnym sercem ze sporym topazem pośrodku — jej kamieniem horoskopowym.
Aurelia ostrożnie wyjęła bransoletkę z pudełka, dzięki czemu znalazła małą kartkę. Hermiona podniosła ją, otworzyła i przeczytała, widząc znajome pismo.
— Droga Aurelio. Wszystkiego najlepszego, córko. Twój ojciec.
Hermiona przyglądała się Aurelii, która patrzyła na kamień szeroko otwartymi oczami.
— Chcesz, bym ci pomogła ją zapiąć, kochanie? — zapytała.
Dziewczyna przeniosła wzrok na matkę i powoli, zupełnie jakby nie była pewna swojej odpowiedzi, przytaknęła. Hermiona ze spokojem odebrała biżuterię i ostrożnie umieściła na nadgarstku córki.
— Będziesz musiała podziękować, ojcu, dobrze? — przypomniała, zapinając.
Aurelia ponownie w milczeniu skinęła głową, nie odrywając oczy od podarunku, który sprezentował jej nieobecny i nieinteresujący się ojciec.


Wtorek, 19 listopada, 17:46
Aurelia zerknęła do pokoju, w którym ojciec spędzał całe dnie, a mama nazywała la-bo-ra-to-rium. Na drugim jego końcu jej ojciec ubrany w śmieszne, duże okulary, pochylał się nad jednym z biurek. Chciała się roześmiać na ten widok, ale zapewne ojciec nie byłby zadowolony. Od niechcenia zapukała w otwarte drzwi i czekała, aż zawoła ją do środka.
I czekała.
Zapukała ponownie, tym razem jednak głośniej i pewniej, ale uwaga ojca dalej była skupiona na tym, co się znajdowało na blacie
Zdeterminowana, aby podziękować mu za prezent i uciec, powoli weszła do środka. Na pewno nie miałby nic przeciwko dobrym manierom, prawda?
Na zatrzymując się, aby zobaczyć, co leżało na innych stołach oraz uważając, by o nic nie zahaczyć, przez co, zostałaby skrzyczana przez ojca, kierowała się w jego stronę.
— Tatusiu? — zawołała, zatrzymując się niedaleko ławki. Jej ojciec dalej jej nie zauważał, więc podeszła bliżej.
— Tato… Chciałam ci podziękować za prezent, który mi dałeś… — urwała, gdy zauważyła, że ojciec przerwał, to, co robił i nagle na nią spojrzał
— Co tu robisz? — zapytał, a jego głosie wyczuła nutkę zmartwienia.
Oblizała suche usta, próbując zebrać w sobie trochę tej gryfońskiej odwagi, którą według mamy ma w sobie.
— Dziękuję za bransoletkę, tato — odpowiedziała, unosząc dłoń, na której ją nosiła, by móc mu pokazać.
— Wyjdź stąd, Aurelio. Natychmiast! — Jej ojciec wyglądał na przejętego, gdy podszedł do niej. Szybko się cofnęła, przez co weszła na stos kamieni, co z kolei doprowadziło do ich rozsypania się po podłodze, pod ławkami i innymi rzeczami, które poustawiał ojciec. Załkała krótko, patrząc na bałagan, który zrobiła. Powoli przeniosła wzrok na ojca.
Wściekłość aż wylewała się z jego oczu! Wyglądał, jakby zaraz znowu miał na nią krzyczeć.
— Przepraszam, przepraszam, tato! — zapłakała, próbując odsunąć się od bałaganu, ale niestety tylko zahaczyła o jakieś duże, szklane tuby. Roztrzaskały się, rozbryzgując dookoła kolorowe płyny. Zaczęły się ze sobą mieszać i wyżerać podłogę oraz nogę pobliskiej ławki. Wydawał przy tym taki dziwny syk i zabawną parę.
— Przepraszam!  — płakała. Ponownie spróbowała odejść, ale poczuła, ale została uniesiona. Trzymał mocno jej wyrywające się ciało i skierował się do drzwi. Puścił ją dopiero, gdy znalazła się za drzwiami. Odwróciwszy w swoją stronę, powiedział:
— Nigdy więcej tu nie przychodź! Rozumiesz? Ty bezmyślna dziewczyno, właśnie zrujnowałaś mi tydzień ostrożnych i żmudnych poszukiwań!
Aurelia wpatrywała się w ojca i nie przestawała płakać
— Nigdy więcej nie chcę cię widzieć w okolicach tego pokoju, zrozumiano?
Przytaknęła mu, dalej szlochając. Ojciec wskazał korytarz, krzycząc:
— Dobrze, to teraz idź!
Odwróciła się i szybko uciekła. Po drodze rozmazywał się jej obraz przez łzy, które po raz kolejny spowodował jej ojciec.



Wtorek, 19 listopada, 18:04
Im głębiej Hermiona wchodziła w to skrzydło domu, tym dźwięk szlochów był wyraźniejszy i głośniejszy. Przyspieszyła, gdy rozpoznała płacz swojej córki. Skręcając, w końcu ją zauważyła. Twarz miała całą we łzach i usilnie próbowała coś zdjąć.
— Co się stało, Rei? — zapytała, podchodząc i klękając obok Aurelii, która miała zaczerwieniony nadgarstek, zapewne od szarpania bransoletki. Delikatnie pogładziła skórę, pragnąc złagodzić podrażnienie. — Hm? — zachęciła.
— Zdejmij ją, mamo! Nie chcę jej nosić — szlochała, ponownie siłując się z bransoletką. Hermiona zmarszczyła brwi, ale posłusznie spełniła prośbę córki.
A raczej próbowała, bo zamek nie chciał się otworzyć.
W sumie wyglądało nawet tak, jakby zamek zniknął!
— Nie ma zapięcia, kochanie. Specjalnie została tak zrobiona, byś nigdy nie musiała martwić się, że ja gdzieś zgubisz.
— Nie! — krzyknęła, wyrywając dłoń. Ponownie zaczęła szarpać bransoletkę, płacząc: — Nie chcę jej. Zdejmij! Zdejmij! Nie chcę jej nigdy więcej widzieć!
Hermiona złapała córkę za ramiona i przysunęła do siebie. Lekko nią potrząsnęła, próbując wyrwać z histerii.
— Dlaczego? Co się stało? Dlaczego nie chcesz nosić prezentu od taty?
Na wspomnienie o ojcu, Aurelię wyraźnie przeszedł dreszcz i posłała matce piorunujące spojrzenie, które upewniło Hermionę, że nie było to spowodowane strachem, a mieszanką złości i silnego, głębokiego zranienia.
— Nienawidzę go! — krzyczała. — Nienawidzę go, nienawidzę, nienawidzę! — Jej twarz wykrzywiała się w furii. Z każdym krzykiem tupała nogą, co potęgowało kłębiące się w jej ciele emocje.
— Nie, nieprawda, kochanie. Nienawiść to silne słowo — mówiąc to, Hermiona wyczuła fałszywość wypowiadanych słów. — Co zrobił tatuś? — zapytała, próbując szybko uciec od tematu nienawiści.
Aurelia wyglądała tak, jakby się poddała i odniosła porażkę. Hermiona nie widziała jej jeszcze tak zdruzgotanej.
— Powiedz mi, skarbie. Co powiedział? — dopytywała łagodnym głosem, przyciągając córkę do siebie. — Powiedz mi.
— Bo on… — zaczęła Aurelia, ale przerwał jej kolejny szloch. Wtuliła się w matkę. Hermiona cichym głosem uspokajała ją i słyszała, jak Aurelia coś jej mówi, ale nie mogła zrozumieć stłumionych słów. Delikatnie odsunęła dziewczynkę od siebie i poprosiła, by powtórzyła. Upewniła się, że córka patrzy na nią, gdy wyjaśniała, dlaczego jest taka smutna.
— Bo tata mnie nie kocha — wyszeptała Aurelia.
Hermiona momentalnie zbladła. Nie, nie, nie! Jej córka nie mogła myśleć, że…
Wiedziała, że Draco preferuje syna ponad ich pierworodną, ale że Aurelia po tylu latach zaniedbania i ignorowania z jego strony w końcu to zrozumiała. Dzisiejsze spięcie musiało przechylić szalę goryczy i doprowadzić małą dziewczynkę, która szukał aprobaty ojca do najgorszej konkluzji.
Że nie jest kochana.
— Nie, skarbie. Tatuś cię kocha…
— Nie! — krzyknęła Aurelia, odpychając matkę. — Kazałaś nam nie opowiadać kłamstw, a teraz sama je mówisz, mamo! Tata mnie nie kocha i nienawidzę go!
Łzy ponownie zmoczyły policzki dziecka, ale tym razem były to łzy złości. Hermiona czuła się zagubiona.
— Nie chcę tu więcej być! — Aurelia odwróciła się i uciekła w głąb korytarza. Hermiona wstała i pobiegła za nią. Chwilę to zajęło, ale dogoniła ją, złapała za ramiona i zatrzymała.
— Puść mnie! Nie chcę tu być! Nienawidzę tego miejsca! Nienawidzę wszystkiego, co dotyczy taty! Nienawidzę go! — Piskliwy głos odbijał się echem od ścian. Wypełniał głowę Hermiony.
Malutkie ciało wyrywało się z uścisku matki. Hermiona usilnie próbowała ją zatrzymać, aż w końcu i w niej coś pękło.
— Koniec! — powiedziała dziwnie zdeterminowanym głosem. — Aurelia, idź znajdź swojego brata i powiedz, by przyszedł do swojego pokoju.
— Nie! Chcę iść teraz! Nienawidzę teg…!
Hermiona położyła dłonie na głowie córki, zaskakując ją tym.
— I pójdziemy. Chciałabym, żebyś była z bratem w jednym pokoju, abym mogła nas spakować. Idź i go poszukaj. I nie mów mu, proszę, co się stało.
Aurelia przez chwilę wpatrywała się w matkę szeroko otwartymi oczami. Szybko przytaknęła, po czym pobiegła szukać Leo.



Wtorek, 19 listopada, 19:10
Draco wszedł do salonu z zamiarem przeproszenia Aurelii za swoje zachowanie w laboratorium. Wiedział, że przyszła mu tylko podziękować za prezent i naprawdę nie chciała zrobić nic złego. Niestety przez jej nieuwagę i niezgrabność sześć miesięcy żmudnych poszukiwań czarów i klątw poszło na marne.
Nie powinno jej tam nawet być! Nie zauważył, że weszła do pomieszczenia, aż kątem oka nie złapał jakiegoś ruchu. Gdyby go wystraszyła albo gdyby pojawiła się chociaż kilka minut wcześniej, mógłby zranić siebie i przede wszystkim ją. Wystarczyło, że pomyliłby chociaż jeden krok w ostrożnym zdejmowaniu uroku z zegarka pradziadka.Westchnął, przechodząc przez próg i przystanął, nie zastając nikogo w środku. Dziwne — pomyślał. Leo i Aurelia zawsze byli w tym pokoju, oglądając jakiś program telewizyjnym, który tak bardzo kochali.
Cofając się, skierował się w stronę schodów. Zatrzymał się gwałtownie, gdy zauważył Hermionę i stojącą przy niej walizkę.
Z założonymi na piersi rękami, piorunowała go wzrokiem.
— Gdzie jest Aurelia? Muszę…
— Odeszła, Draco. Tak jak Leo i niedługo ja. W końcu to zrobiłeś, ty dupku! Odpychałeś i odpychałeś ją od siebie, raniąc niezliczoną ilość razy, aż osiągnęła swój limit.
— Ale…
— Nie. Mnie również doprowadziłeś do granicy. Czy zdajesz sobie sprawę, że bolało mnie, gdy przychodziła do mnie za każdym razem, kiedy płakała lub była smutna przez ciebie. Bolało mnie coś, nad czym nie miałam kontroli. Bolało, że nie mogę uchronić mojej córki, Draco. Mojej córki. To zaszło za daleko! Mam tego wszystkiego dość! Dość mam tej farsy, nazywanej małżeństwem, tego, że zawsze wszystko musi być po twojemu. Mam dość! — wykrzyczała mu wszystko, a teraz głęboko i szybko oddychała. Była wściekła. — Mówiłam ci nie raz, nie dwa, byś równo traktował swoje dzieci i przestał w końcu ignorować córkę. Ale oczywiście mnie nie słuchałeś. — Przy końcówce zaczęła szeptać. Głos uwiązł jej w gardle.
— Przepraszam, Hermiono, Dobrze? Nie chciałem na nią dziś krzyczeć, ale…
— Dość tego! — przerwała mu wymówki. — Odchodzę. Zabieram ze sobą oboje dzieci. Aurelia została niewyobrażalnie zraniona. Nie pozwolę też, by mój syn wyrósł na aroganckie, egoistyczne dziecko.
— Hermiono… — cicho prosił Draco. Zrobił parę kroków ku niej, wyciągając w jej kierunku ramiona — zupełnie jakby chciał ją przytulić.
— Nie, Draco — powiedziała już spokojnie, ale twardo i zimno. — Powiedziałam ci, byś mnie nie dotykał. To był mój ostatni raz, moja granica. Zostałam dla dzieci, ale powinnam wiedzieć lepiej. Żegnaj Draco, skończyliśmy.
Po tych słowach odwróciła się, podniosła walizkę i weszła do kominka, krzycząc nazwę, której Draco nie dosłyszał z powodu przytłoczenia.
W marmurowym foyer, dziedzic rodu stał oniemiały i pozbawiony życia zupełnie jak mury dworu.
Cisza, która brzmiała dookoła, piętnowała go swoim milczeniem.
Po paru godzinach wpatrywania się w pusty kominek, powoli, wyprany z emocji, odwrócił się. Anemicznie blady wszedł po schodach i zniknął w najgłębszych częściach domu.


1 Red tape, idiom, nadmierne przestrzeganie przepisów lub sztywna zgodność z zasadami biurokracji.



N/A Przepraszam jeszcze raz. Miało być wczoraj, po czym siostra miała stłuczkę, wpadła w histerie i potrzebowała pomocy. A dziś dostałam jak na złość migreny. 
To był drugi najdłuższy rozdział tekstu; kolejny ma o 2k słów mniej, czyli 32 strony ;)

Dziękuję za wszystkie komentarze!!

15 komentarzy:

  1. Wow, komentuje tu po raz pierwszy, ale po tak totalnie genialnym rozdziale zwyczajnie brak mi słów,stąd ten komentarz będzie ciut nieskładny. Co by tu mówić,ppo prostu siedzę i becze nad tym wszystkim, dosłownie, aż musiałam szukać chusteczek. Niesamowicie szkoda mi Rei, bycie odrzuconym i to w dodatku przez własnego ojca, musiało być straszne. Wielki szacunek dla Hermiony, za to,że w końcu odważyła się opuścić Draco, a może i zawalczyć o szczęście. No i oczywiście biedny Draco, opuszczony przez żonę, na co jednak sobie zasłużył. Aż rozpiera mnie ciekawość co w następnym! Tłumaczenie jak zwykle świetne! Powodzenia przy następnym 😊😀

    OdpowiedzUsuń
  2. Świetny rozdział ❤ Uwielbiam coraz bardziej tę historię. Postacie są genialnie napisane bardzo ludzkie z charakterem. Problemy jak faworyzowanie bardzo dobrze przedstawione. Postać Aurelii w tym rozdziale była tak przejmująca, choć moim faworytem jest Draco. Mam nadzieję że kolejne rozdziały też takie będą a bohaterowie jeszcze bardziej się rozwiną. Pod względem tłumaczenia, stylu jak zawsze 10/10❤

    OdpowiedzUsuń
  3. WOW, przy ostatnim fragmencie zaschło mi w gardle. Jest to dobry rozdział, wspaniale go prztłumaczyłaś jestem pod wrażeniem. No i co znów miesiąc czekania?! Ech, ale dla twojego tłumaczenia warto czekać.

    OdpowiedzUsuń
  4. Co. To. Było?! To opowiadanie to jakieś mistrzostwo. Nie mam słów, które opiszą teraz moje emocje. Wow!
    Nawet gdyby tłumaczenie bylo dodawane raz na rok, czytałabym i czekała. Zawsze.

    OdpowiedzUsuń
  5. Ja mam problem z komentowaniem u ciebie i nie mam pojęcia dlaczego? Mam nadzieję, że teraz się uda.
    ZDRADZIŁA GO! Hermiona taka ułożona...Nieźle.
    Aurelia maleńka nie martw się, my [czytelnicy] w większości cię kochamy!
    Draco się powoli zmienia...Fajnie, że Harry się pojawił.
    Ron ma dziecko! Jaki odpowiedzialny się zrobił haha :)
    A ostatni fragment...zaniemówiłam i nic powiedzieć nie umiem.
    Czekam na następny rozdział.
    Pozdrawiam,
    Re(Beca)

    OdpowiedzUsuń
  6. To moje czwarte podejście z komentarzem pod tym postem i mam nadzieje, że tym razem komentarz się doda. ��

    Uwielbiam to opowiadanie - zwłaszcza właśnie za to, że tak zaskakuje. Że niczego nie można być w 100% pewnym. Gdy czytałam pierwszy rozdział byłam pewna, że układ w jakim się znajdzie się ta para będzie przewidywalny. Zdradzający Draco i czekająca Hermiona. A tu zaskoczenie ogromne. Żona pokazała pazurki i również skorzystała z 'furtki wyjścia'.
    Szkoda tylko, że zbiegło się w to w czasie z faktem, że Draco wreszcie przejrzał na oczy i zrozumiał, że jednak nie chce żyć w takim małżeństwie. Że zależy mu na Hermionie i dzieciach. Dużo kosztowało mu wyznanie tego przed Zabinimi i Potterem...

    Aurelia. Nie ukrywam, że to moja ulubiona postać. Aż chciałabym wejść do opowiadania i przytulić tę biedną dziewczynkę. Jej słowa z końcówki rozdziału wywołały u mnie mocne poruszenie. Jeżeli Draco nie zawalczy o miłość córki, to nie odzyska jej nigdy. A nienawiść, którą dziewczynka poczuła tylko się pogłębi.

    Hermiona to tu totalne zaskoczenie. Powtórzę się - nie przypuszczałam, że ośmieli się zdradzić męża! I to w tak ostantacyjny sposób - przecież Draco doskonale wiedział w jakim 'celu' wyszła jego żona. I myślę, że te kilka godzin stanowiły dla niego niemałe tortury.
    Zaskoczyła mnie jeszcze bardziej mówiąc "dość" i wyprowadzając się wraz z dziećmi z domu. Bardzo jestem ciekawa dalszych posunięć tej pary. Czy zdołają odkryć przed sobą swoje uczucia? Czy też dalej będą ranić się coraz bardziej?

    Mam jeszcze jedno przemyślenie odnośnie treści tego rozdziału... nie wiem, czemu ale pomyślałam, że jak Aurelia wejdzie do labolatorium to spotka ją tam krzywda... Ale nie krytyka od ojca, tylko fizyczna. Że dotknie biżuterii i dosięgnie jej, któraś z czarnomagicznych klątw. I że dopiero w tym momencie Draco zda sobie sprawę, jak bardzo kocha swoją córkę... Teraz mam jednak nadzieję, że tak się nie stanie.

    Będę wypatrywać kolejnej części tej historii!
    Pozdrawiam ciepło, życząc czasu i weny!

    OdpowiedzUsuń
  7. Matko az się popłakałam. Trudno jest mi komentować te opowiadanie. Szkoda mi Aureli, biedne odrzucone dziecko przez ojca.Szkoda mi jest także Draco, ponieważ dopiero odkrył to co stracił chociaż rozumiem czemu nakrzyczał na Aurelie. Mogła poczekać aż powie OTWARTE! Mam jednak nadzieję że wrócą do Draco, albo on będzie się starał ich odzyskać. Już nie mogę się doczekać kolejnego rozdziału. Mam nadzieję, że szybko przetłumaczycie.
    Pozdrawiam i życzę powodzenia. 🤗🤗

    OdpowiedzUsuń
  8. Jeszcze mam takie pytanie. Czy mogłabyś prosić o linka do tego tłumaczonego tekstu? Bardzo chciałabym spróbować przeczytać te pierwsze rozdziały po angielsku. Gdybym otrzymała linka byłabym bardzo wdzięczna😙

    OdpowiedzUsuń
  9. Gdy klikniesz na tytuł "Wyobraź sobie (...)", to przenosi nas na stronę oryginału na fanfiction. ;)

    OdpowiedzUsuń
  10. Dobra, ochłonęłam na tyle, żeby nie wyklinać Draco. Chociaż wiedzcie, że najchętniej powiesiłabym go za jaja.

    ...

    Chyba nadal nie ochłonęłam, bo nadal się cisną pewne określenia na usta. Tutaj nie mam żadnego szacunku dla Draco. No po prostu nie. Może by był jakiś ratunek, gdyby otrząsnął się szybciej niż po OŚMIU cholernych latach. I dlatego jestem dumna z Hermiony i jej decyzji. Może i boli, ale ten związek... I wcale nie dziwi mnie jej zdrada. Może jedynie nie spodziewałam się, że zrobi tak ostentacyjnie, no ale Draco w końcu poczuł, jak to jest, gdy Twój współmałżonek śpi w czyimś innym łóżku. Wiesz, że naprawdę mi przykro z powodu Hermiony? To jest taka beznadziejna sytuacja. I chociaż wiem już, jak się skończy (nie wytrzymałam dzisiaj i doczytałam po angielsku), to... Naprawdę jestem dumna z Hermiony. I z jej woli walki. Bo mimo wszystko nadal walczy o szczęście swoje i dzieci. Szczególnie dzieci.

    Pozdrawiam,
    C.

    OdpowiedzUsuń
  11. Rozdział niesamowity, przeczytałam aż dwa razy 😀 Biedna Aurelia i Draco bardzo mi ich szkoda, ale mam nadzieje że wszystko się ułoży .... Warto było czekać i już nie mogę się doczekać nowego.
    Pozdrawiam ZN.
    Wielkie pokłony dla tłumaczenie i nie trać nigdy wiary w swój talent jest niesamowity 😘😘😘

    OdpowiedzUsuń
  12. "Wyobraź sobie..." to świetny tekst i cieszę się, że trafiłam na Twoje tłumaczenie. To jest jedyne Dramione, które szczerze lubię i wydaje się być takie naturalne, pasujące do kanonu. Nie ma wielkiego "love story", które wzięło się znikąd.

    Od samego początku podoba mi się przedstawienie relacji między Draco a Aurelią. Dziecko niekochane przez ojca i to jak to dziecko radzi sobie z całą tą sytuacją. Och, uwielbiam to.

    Trochę uwiera mnie, że polski chłopiec nazywa się Demetri (to bardziej rosyjskie imię; nie znam żadnego Polaka o imieniu Demetri) i ma oczywiście blond włosy, jasne oczy i cerę. Tutaj mam trochę pretensji do autorki, ale to tylko moje narzekanie.

    Końcówka to bomba i już nie mogę się doczekać kolejnej części, żeby zobaczyć jak się sprawy potoczą. Będę się dzielnie trzymać.

    Pozdrawiam i życzę mnóstwa czasu,
    Night Phoenix

    OdpowiedzUsuń
  13. Do tej pory nie czułam potrzeby komentowania tego opowiadania. Czytałam je raczej z powodu nudy, bo nie zachwyca ani fabułą, ani tym bardziej stylem. Postacie zupełnie nie są kanoniczne, ale traktowałam to trochę jak gulity pleasure.

    Po przeczytaniu tego rozdziału musiałam jednak zostawić jakiś komentarz, ponieważ nikt nie uprzedził mnie przed występowaniem tu sceny gwałtu.
    Mało tego, brutalnego zmuszenia do seksu, przedstawionego przez autorkę, jako normalna erotyczna scena, która przeszła tu bez echa.
    Zero refleksji postaci, urazu, traumy (sceny z uderzeniem w nos nawet nie biorę pod uwagę, bo to po prostu śmieszne).
    Hermiona wyraźnie powiedziała nie, musiała zostać związana, żeby doszło do stosunku. W dodatku została koszmarnie upokorzona. Nie dało się przedstawić bardziej dosadnie. I przeraża mnie myśl, że ktoś mógłby uznać to za normalne/erotyczne/ lub – co gorsza – romantyczne.
    Powiedziała nie. Nieważne, że Draco jest tu jej mężem, nie ważne ile dał jej orgazmów. Nie, znaczy nie. I scena opisana w tym opowiadaniu jest gwałtem.
    Opowiadanie przedstawia szkodliwe treści, które mogą wpłynąć na późniejsze życie młodych osób, które to czytają, ale jak widzę, nikt nawet o tym nie pomyślał (ograniczenie wiekowe w niczym tu nie pomoże).
    Aż nie do wiary, że nikt nie wziął pod uwagę krzywdzących treści, mówiących, że mąż ma prawo zmuszać żonę do seksu, oraz sugerowania, że stosunek z orgazmem nie jest gwałtem.

    To bardzo przykre, że takie utwory wciąż pojawiają się w internecie i są tłumaczone. A jeszcze bardziej, że ludzie nie są świadomi tego, co czytają. Same pochlebne komentarze, a nawet mam wrażenie sugestie o nadziei na powrót do siebie bohaterów, o czymś świadczą.
    Niestety nie koniecznie pochlebnie na temat świadomości ludzi (chociażby czym jest gwałt) oraz poczuciu dobrego smaku.

    Na zakończenie, jakby ktoś miał wątpliwości, jak bardzo źle został ten problem (a według autorki tekstu zapewne jego brak) przedstawiony, przytoczę zdanie podsumowujące całe zajście "Leżąca pod nim Hermiona, nieświadoma w końcu zaczęła wygrywać."

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W pełni zgadzam się z tym, co napisałaś. Jestem zgorszona zachowaniem Draco oraz brakiem reakcji Hermiony (tak, uderzenie go w nos było po prostu śmieszne). Przeraża mnie to, że najprawdopodobniej niektórzy nawet nie dostrzegli, że to było zwykłe przymuszenie, a inni nie pisnęli na ten temat słówka.
      Prosiłabym o specjalne zaznaczenie tego fragmentu. To nie jest scena seksu "+18", to po prostu scena gwałtu.
      A opowiadanie bardzo przeciętne, aczkolwiek ładnie tłumaczysz, masz poziom.
      - A.

      Usuń
  14. DR YAKAYA SPELL JEST NAJLEPSZYM PELLIEM, KTÓRĄ KAŻDY CHCESZ UŻYWAĆ, ABY POWRÓCIĆ SWÓJ POWRÓT. ZNAJEMY SIĘ, ŻE NIE MAMY ŻADNEGO BREAKU, ŻE NIE CHCEMY, ŻE TO ZDARZYŁO SIĘ, ALE MOŻE SIĘ ZROBIĆ, PONIEWAŻ TWOJA KOCHANKA MOŻE NIE UWIELBIAĆ TEGO SAMEGO SPOSOBU, KTÓRA UMIESZCZA SIĘ GO LUB JEJ, TO JEJ MOŻE JEDNAK WYŁĄCZYĆ SIĘ Z TOBĄ PONIEWAŻ NIE POCZUJEMY MIŁOŚCI, KTÓRĄ MASZ DLA NIEGO LUB MOGĄ MIEĆ NIEKTÓRE PIĘKNE POROZUMIENIE, KTÓRE BĘDĄ PROWADZIĆ DO PRZERWANIA PRZEZ NIEKTÓRE MIESIĄCE LUB ROK, W TYM WTEDY, ŻE MOŻESZ POMÓC, ABY UZYSKAĆ GO LUB ZWROT, POWIEDZ SIĘ SKONTAKTUJ SIĘ Z DR YAKAYA PRZEZ JEGO EMAIL ADRES YAKAYATEMPLE@GMAIL.COM LUB WYWOŁAJ SWOJEGO NUMERU MOBILNEGO +2347050270227, ABY POMÓC CIEBIE

    OdpowiedzUsuń

Bardzo dziękuję za komentarz! Każde zdanie powoduje u mnie szeroki uśmiech oraz jest motywacją do dalszej pracy :)