Tytuł: Kiedy umiera jutro
Rating: 15+
Status: Miniaturka
Beta: uwaga, autobeta!
Ostrzeżenia: homofobia
Pairing: Die/Shinya
N/A: songfic: DKA - Już teraz wiem (feat. Martyna Wolsztyńska) oraz System of the down - Lonley Day; 2006-2016 r.
Podsumowanie: gdy świat mnie odepchnął, teraz głosy krzyczą – to niebo
od lewej: Die i Shinya |
Przemoc i ciemność żarem gorąca oplata moje serce;
I brutalnie uderza w niezachwianą pewność jutrzejszego dnia.
Nie byli już młodzi. Większość z nich, w tym Die, minęli tę granicę
wieku, którą kiedyś sobie ustawiali, jako „koniec młodzieńczości”.
Trzydzieści pięć lat. Dla jednych może to się wydawać śmieszne – przy
takiej liczbie już kryzys wieku średniego?
Dla Die'a jednak wcale śmieszne to nie było. Nie miał dzieci, nie miał
żony, nie miał domu. Nie chodzi tu o budynek, w którym nocował i spędzał
dni wolne, ale rodziny, czegoś lub raczej kogoś, kto będzie zawsze dla
niego, zawsze z nim. Czas, kiedy nie pracował, był dla niego dość
samotny. Wiedział doskonale, że nie może narzucać się przyjaciołom,
którzy sami mają swoje własne życie, są zajęci. Raz czy dwa, owszem,
zaproszą go na obiad, czy gdzieś wspólnie wyjdą, ale żeby tak
codziennie? Nie mógł wymagać od nich zbyt wiele.
Oderwaniem od tej codzienności były trasy koncertowe. Spanie każdej nocy
w innym miejscu w kraju, na świecie, jedzenie nowych przysmaków,
upijanie się nowymi alkoholami, etc. Z boku mogłoby się to wydawać
męczące – przecież żyją już w ten sposób od czternastu lat! Jednak dla
gitarzysty zapełniało pustkę, którą czuł coraz częściej.
Nie zauważył tylko jednego.
and if you go
Znał go dłużej od niejednej swojej dziewczyny, dłużej od niejednego
kumpla, z którym wychodził na piwo. Jako jeden z pierwszych dowiedział
się o jego orientacji. Już na samym początku, nie wiedzieć czemu, to
właśnie ich dwójka żarła się, darła ze sobą koty, a mimo wszystko jeden
za drugim skoczyłby w ogień. Gdy Die leżał pijany w skołtunionej
kołdrze, w zlewie walały się brudne naczynia wraz z resztkami jedzenia,
to właśnie Shinya go odwiedzał. Bez słowa sprzątał w mieszkaniu, pomagał
i dobrym słowem, i ciepłym rosołem, ale też kopem w tyłek, kiedy było
mu to potrzebne. Nie dość, że był tak cierpliwy oraz oddany, to przede
wszystkim nie umoralniał gitarzysty, nie prawił mu kazań ani wyrzutów.
Po prostu był, stał obok i obserwował, by przy każdym potknięciu pojawić
się przy jego boku, tak, by móc go podeprzeć, nie pozwolić upaść. Jak
cień, podążał za nim, by wyprać mu koszulkę oraz spodnie, na które parę
godzin wcześniej zwymiotował piwo – jeden z jego ulubionych trunków.
Ta pomoc jednak nie była tylko jednostronna. Daisuke potrafił
zrezygnować z wyjścia na imprezę tylko dlatego, że pies perkusisty
zachorował i trzeba zawieść go koniecznie do weterynarza. Andou może i
wyśmiewał się, nazywając tego psiaka czworonożnym szczurem, który lada
moment ma połamać sobie te chuderlawe łapki pod wpływem swojego ciężaru
ciała. No a problemy z niedowagą Terachi'ego? Przed kim ten nie mógł
ukryć jedzenia chowanego po kryjomu w serwetki i po kieszeniach? Przed
czyim wzrokiem uciekał na wspólnych posiłkach w palącym poczuciu winy,
wiedząc doskonale, że to odchudzanie nie jest mu potrzebne, ale no... on
po prostu musiał. Potrzebował go.
I Die doskonale to rozumiał.
Przytrzymywał włosy, kiedy ten zwracał ledwo zjedzony posiłek, zawoził
do ośrodków, kryjąc przed innymi, że zachorował lub jest u rodziny.
Gotował jego ulubione jedzenie, byleby tylko zjadł chociaż odrobinę. Gdy
ten był tak słaby, że o pójściu na próbę, a nawet krótkim wstaniu z
łóżka, nie było mowy, to właśnie Die kłamał, że ma kaca, że nie przyjdzie
i zbierał wszystkie baty oraz oskarżenia od lidera, czy też pozostałych
członków zespołu.
i want to go with you
Byli dla siebie ważni, żyli w symbiozie, która nie ma prawa być
zachwiana. Znają się zbyt dobrze, by nie wiedzieć czego od siebie
oczekiwać, nie przewidzieć pewnych zachowań, czy reakcji po zrobieniu
jakiejś głupoty. I nie wydawało im się wcale dziwne, że podczas
koncertów nie mogą oderwać od siebie wzroku, kalkulując i zastanawiając
się czy to właśnie dziś do mnie przyjdziesz. To dziś.
Zazdrość, którą czuli o siebie, ta zaborczość – była dla nich czymś
naturalnym. Nie reagowali na dziwne spojrzenia, czy pytania, jakie
rzucał im Toshiya, wyśmiewali je wtedy i mówili, że oni się nawet nie
lubią, że się stale kłócą. Ale tylko Die miał możliwość żartowania sobie
z Shinyi oraz droczenia się z nim, to tylko Terachi mógł wyrwać
gitarzyście butelkę alkoholu, kiedy ten już przesadzał, jemu jedynemu
było dozwolone trzepnięcie go po głowie za pijaństwo. To wystarczało by
Andou posłusznie żegnał towarzystwo z głupim tłumaczeniem, po czym jego
kroki kierowały się do pokoju hotelowego ich perkusisty.
and if you die
Tłum fanek, pot ścieka im po twarzy, karku oraz plecach, włosy zaczęły
sklejać się od wilgoci, ale to była ich ambrozja. Żyli tym, dzięki temu
stawali się nieśmiertelni. A kiedy usłyszeli, jak tłum wraz z wokalistą
zaczyna śpiewać Conceived Sorrow,
to prawie zamarli. Grali automatycznie, wpatrując się i stwarzając
pozory radości, w sercu jednak, czuli trwogę. Śpiew tych dziewczyn oraz
nielicznych chłopaków połączony z przeszywającym głosem Kyo przyprawiał
Die'a o ciarki. Ta piosenka była niesamowita, a widząc jak tłum stoi
prawie, jak zahipnotyzowany, łykając każde słowo, każdy dźwięk całym
sobą, sprawił, że on sam spojrzał za siebie. Zauważył, że i Shinya się w
niego wpatruje, jakby próbując wyczytać, czy czują to samo. Roziskrzony
wzrok gitarzysty przesuwał się po jego barkach, z lubością przyglądając
tym wyćwiczonym mięśniom, po spierzchniętych ustach, które teraz
oblizał, nie przerywając kontaktu z jego oczami, obserwując, jak ten go
bada. Wołał go tym wzrokiem, tym językiem, do siebie.
Muzyka otaczająca ich wprawiała ich ciała w drżenie, dostarczając takich
emocji, które trudno znaleźć gdziekolwiek indziej. Ta energia, którą
wręcz oddziaływał tłum, pozwalała im po prostu być tutaj, grać, żyć
danym momentem, chwilą. Dla każdego z nich nie istniało teraz nic poza
tymi dźwiękami wydobywającymi się nie tylko z ich instrumentów, ale
również z duszy. Przymknięcie oczu, gra całym ciałem, taniec na scenie,
wszystko przy akompaniamencie Shokubeni.
Trans. Tylko tak można było nazwać to, co działo się teraz i na scenie,
i na sali. Ciężkie dźwięki gitar wspomagane basem oraz perkusją wraz z
rozdzierającym tym czymś, wychodzącym z gardła Kyo, były wręcz
niemożliwie spójne, idealność oddająca dokładnie to, co czuje Daisuke.
Trochę pozornie spokojnych chwil na tle wzburzonej i porywistej całości –
całości, jaką jest jego życie.
Odetchnieniem, takim samym, które gwarantował głos Kyo podczas solowego momentu był on, ten który jest jego.
i want die with you
Oni nie potrzebują słów, by celnie odgadywać wzajemnie swoje potrzeby.
Delikatny dotyk wystarczył, by wiedzieć, że jestem zmęczony,
chodźmy, a opuszczenie wzroku przestań, nie podoba mi się to, co mówisz.
Teraz, patrząc w przeszłość, zastanawiają się, dlaczego byli tak
zaskoczeni, kiedy Shinya po raz pierwszy pocałował Die'a, poczuli, że
to jest dobre. Że to jest to, czego im obojgu brakowało do tej pory. Ten
element, który był cały czas na wyciągnięcie ręki przez te wszystkie
lata, znajdował się non stop przed twoimi oczami. Możliwe, że pożądanie
przyszło po miłości, wraz z upływem czasu. Przecież to, że Shinya, kiedy
Daisuke zatańczył w klubie z jakąś małolatą, potrafił tak przyłożyć
gitarzyście, że ten przez kolejny tydzień chodził z podbitym okiem, o
niczym nie świadczyło, prawda? Jemu po prostu na nim zależało. Nie
kochał go, nie pożądał, nie chciał nawet myśleć o możliwości spania z
nim. On po prostu chciał być.
już teraz wiem, że to wszystko mam dziękuję, wam, że nie byłem sam
Teraz budzi się właśnie koło tak dobrze znanego mu kościstego ciała,
czując, jak dłoń Shinyi drapie go delikatnie po boku, pragnąc, by Die
otworzył wreszcie oczy. Perkusista był głodny, ale już od dawna nie
jadają samemu – każdy posiłek spożywają w swoim towarzystwie, a gdy na
przykład, starszy z nim dłużej musi zostać w studiu, Terachi po prostu
pakował wszystko w pudełeczka, wsiadał do samochodu i przyjeżdżał. Tylko
po to, by nie jeść w samotności. Wspólne posiłki stały się dla nich tak
ważne, że celebrują codziennie każdy. I mimo, że Daisuke dalej nie zna
granicy ilości piw, jakie może wypić, to ma przy sobie Shinyę, który,
tak jak wcześniej, trzepnie go po prostu po głowie. On w zamian z
radością obserwuje, jak jego partner sam zauważa, że żadne diety nie są
mu potrzebne, a gdy zje odrobinę za dużo w swoim mniemaniu, to po prostu
obaj idą biegać. Ta alternatywa jest o wiele lepsza, zdrowsza oraz
przyjemniejsza, niż wymuszanie wyplucia całej zawartości żołądka.
gdy świat mnie odepchnął, teraz głosy krzyczą – to niebo
Z czasem odkryli jeszcze bardziej atrakcyjniejszą formę zrzucania
kilogramów. Seks. Wpierw nieporadny, ale bardzo namiętny, później, z
równą pasją i takim samym uniesieniem, stał się ich narkotykiem. Nie
mogli pozostać bierni na uczucie gorąca, które uderzało w nich za każdym
razem, kiedy tylko na siebie spojrzą, na podniecenie, które w nich
wzrasta, gdy jeden drugiego zatrzyma na korytarzu i wyszepcze do ucha
tych parę słów pragnę cię; kochaj się ze mną za pół godziny w toalecie; chcę cię czuć.
Potrafią zniknąć na kwadrans przed występem tylko po to, by nasycić się
sobą. Te ciepłe oddechy, mokre pocałunki, śliskie dłonie – wszystko
nadaje namacalności ich relacji, pozwala upewnić się, że nie śnią, że to
nie jest mara na jawie, a rzeczywistość. Ból, który czuli podczas bycia
penetrowanym przez tego drugiego, tylko dodawał dla nich słodkości do
całości. Drżące głosy
więcej,
mocniej,
drocz się ze mną
zdradzały, jak bardzo tego potrzebują, jak bardzo cieszą się z tego, co się dzieje, czerpią z tego tyle, ile mogą.
I ciche spełnienie z kocham cię na ustach.
Przeraża mnie data opublikowania tego tekstu. Znaczy - czemu to nie jest skomentowane? Poprzedni tekst miałam skomentować, ale, jak widać, też poległam.
OdpowiedzUsuńAż wstyd się pokazywać po prawie miesiącu. I głupio też pisać, że porządnie skomentuję za jakiś czas, ale myślę, że nie będzie to trwało dłużej niż do końca wakacji - równie przerażająca jest kupa tekstów, które również muszę nadrobić.
Przybyłam, przeczytałam i oceniłam - teraz pora na komentarz!
UsuńParę błędów się znalazło; raz pomieszałaś czasy, tam nie postawiłaś przecinka, ale te wpadki mogę policzyć (chyba) na palcach jednej dłoni, więc... Nawet ich sobie nie zapisałam. xD Ale myślę, że jutro jeszcze wrócę i postaram się je wyłapać. Znaczy postaram.
Podobał mi się. Naprawdę. Miałam tylko wrażenie, że czegoś brakowało. Może to przez to, że takie krótkie? W każdym razie lubię te teksty o zespołach, bo rzadko kiedy spotykam homoseksualne związki w miniaturkach (czy gdziekolwiek), gdzie są dobrze napisane. A tu nie ma się do czego przyczepić. Chociaż delikatnie powielasz schemat - chłód w mieszkaniu, oni spragnieni ciepła drugiej osoby, zbliżanie się do siebie i w końcu odkrycie, że są dla siebie niesamowicie ważni. Jednak ten schemat pokazujesz ciągle od jakiejś innej strony, tutaj mieliśmy anoreksję i alkoholizm, był też gdzieś status quo. Chwytają mnie takie teksty. Po prostu. I cieszę się, że ciągle się pojawiają.
Życzę weny!
Pozdrawiam,
C.
Dziękuję Cassie za komentarz! :D Masz zdecydowanie rację i dopiero Ty mi to pokazałaś z tym schematem. Nawet nie zwróciłam na to uwagi! Zastanawiam się, czy powieliłam go i w swoich kolejnych tekstach, których przygotowuję się na wstawienie. Różnica pomiędzy napisaniem ich była kilkuletnia, więc ciekawi mnie, czy moje myślenie się trochę zmieniło :)
Usuń